Matka w swojej strategii wychowywania syna powinna skupić się na najważniejszych kwestiach: dać mu poczucie, że jako dorosły człowiek poradzi sobie bez niej, i pamiętać, że ona doskonale poradzi sobie bez niego – tłumaczy Monika Kupis, psychoterapeutka integracyjna z Poradni Dialog. I wyjaśnia, dlaczego matki często traktują synów inaczej niż córki.
Mariannę i jej brata dzieli duża różnica wieku, prawie 10 lat. – Gdy miał się urodzić, myślałam, że oszaleję ze szczęścia. Marzyłam o bracie, żeby grać z nim w piłkę nożną – wspomina Marianna. Na początku nie dostrzegała większych różnic w tym, jak każdego z nich traktują rodzice. – Brat zawsze miał fory, ale myślałam, że raczej z racji wieku niż płci. Był rozpieszczany i traktowany jak rodzinna maskotka – mówi. Gdy oboje dorośli, Marianna zaczęła dostrzegać, jakie role przypisywano każdemu z nich, kiedy byli dziećmi. – Im się jest starszym, tym więcej wspomnień z dzieciństwa do nas wraca, analizuje się więcej rzeczy z przeszłości i dziś, gdy myślę, że gdyby rodzice, a zwłaszcza mama, wychowywali mnie tak, jak brata, byłabym inną osobą. – Jaką? – pytam. – Może bardziej pewną siebie, nieograniczoną konwenansami i tym, co wypada, walczącą o siebie, swój komfort i własne potrzeby – odpowiada.
Co robi brat: Tylko to, na co ma ochotę
Jakie różnice Marianna dostrzegła po latach w wychowaniu jej i brata? – Adam nigdy nic nie musiał. Jakby wystarczyło, że po prostu był. Z jego ciemnymi okrągłymi oczami, słodkim głosem sprawiał takie wrażenie, że wszyscy ulegali jego zachciankom. Nikt nie mówił do niego: „Nie becz, zachowuj się!”. Jak zaczarowani spełnialiśmy jego zachcianki. Nie przypominam sobie, żeby ktoś kazał mu ubierać się tak, jak należy przy danej okazji. A mnie na przykład niedzielne wyjścia do kościoła, obowiązkowo w sukience, śnią się w koszmarach. Od tamtej pory nigdy żadnej sukienki nie założyłam. Bratu najwyżej ktoś mógł delikatnie zasugerować, co wypada założyć. Bywał karcony wzrokiem przez mamę, ale tylko tak, żeby go, oczywiście, nie urazić.
Odwiedziny u rodziny, babci i dziadka? Tylko jeśli miał ochotę, ale zwykle usprawiedliwiała go przed wyjściem ważna klasówka na drugi dzień. Mnie mama zawsze tłumaczyła, że dziewczynka musi się poświęcić i tak rozplanować swoje obowiązki, by znaleźć czas na wszystko. A powiedzmy sobie szczerze, jaka nastolatka czy nastolatek chciałby się nudzić za stołem ze swoimi dziadkami, wujkami, bez internetu, gdy wokół tyle pokus – koledzy, gry komputerowe, po prostu wolny dzień. Dziś, gdy już ich nie ma, wiem, że i tak spędziłam z nimi za mało czasu, ale zastanawiam się, czy tak samo czuje mój brat.
Czy takie wychowanie, jakie on otrzymał, buduje wrażliwość i empatię? Mówi się, że mężczyźni nie pamiętają dat ważnych okazji czy nie zwracają uwagi na detale, bo są z innej planety. A mnie się wydaje, że wielu z nich tak jest po prostu wychowywanych. I to przez nas, kobiety. Same to sobie robimy.
Pieniądze dla syna: Jeśli potrzebuje, po prostu o nie prosi
– Dorastałam w domu, w którym się nie przelewało. Żeby nie robić rodzicom przykrości, nauczyłam się nie wymagać od nich wiele finansowo. Na studiach utrzymywałam się ze stypendium naukowego, wyliczałam każdy grosz, żeby pójść do kina czy na piwo ze znajomymi. Nigdy nie prosiłam rodziców o pieniądze, choć na pewno nie odmówiliby mi. Adam nie miał żadnych skrupułów – jeśli potrzebował kasy, po prostu prosił o nią rodziców. Czy to źle? Może nie całkiem. Kiedy przypomnę sobie moją pracę, polegającą na robieniu nocnych inwentaryzacji w supermarkecie czy rozdawaniu ulotek za marne grosze, myślę, że to była strata czasu, którą mogłam poświęcić na rozwój w kierunku, który mnie interesował.
Gdy przychodziły święta, ja musiałam być do pełnej dyspozycji, a i tak zawsze robiłam za mało i nie tak dobrze, jak oczekiwała tego mama. Do obowiązków brata należały zakupy, ale tylko tych produktów, które my zapomniałyśmy kupić lub których nagle zabrakło. Wystarczyło, że ułożył serwetki na stole, a był wychwalany (mama na ucho zawsze mi mówiła, że to przesada, że o tym wie, ale w ten sposób trzeba go zachęcać). Poza tym, gdy dorósł, zawsze brał dodatkowe zmiany w pracy w świąteczne dni, bo, jak mówił, były podwójnie wynagradzane. Ja zostałabym w takiej sytuacji nazwana zachłanną, on był obrotny.
Na studiach pracowałam w kawiarni. Moje zmiany często kończyły się późno w nocy, ale miałam wtedy taki charakter, że nie prosiłam o pomoc, nie okazywałam, że z czymkolwiek mam problem i zawsze sobie jakoś radziłam. Gdy mój brat poszedł do pierwszej pracy (którą znalazł mu ojciec), rodzice podarowali mu swoje auto – dla bezpieczeństwa i, jak to ujęła mama: „Chłopak bez samochodu, jak to wygląda?”. Sami zaczęli jeździć rozsypującym się gratem, którego ciągle naprawiają. Adam nie odmówił.
Gdy jakiś czas temu tata miał operację, rodzice poprosili mnie, żebym wzięła urlop i odebrała go ze szpitala. Adama nawet nikt nie zapytał. Mama powiedziała: „Przecież on pracuje!”.
Co powie mama: Chłopak ma w życiu łatwiej
O tym, z czego wynikają różnice w sposobie traktowania przez matki córek i synów oraz czym wyróżniają się w swoich opiekuńczych rolach matki w porównaniu z ojcami, rozmawiam z Moniką Kupis, psychoterapeutką integracyjną z Poradni Dialog.
Czy zauważa pani, że kobiety inaczej wychowują synów niż córki?
Matki przede wszystkim są zazwyczaj bardziej empatyczne, mniej wymagające, bardziej cierpliwe, są też bardziej emocjonalne i lękowe. Bardziej niż ojcowie boją się o swoje dzieci, są bardziej ostrożne, akcentują sympatię, troskę i pomoc. Oczywiście mówimy o zdrowych matkach, fizycznie i psychicznie zrównoważonych. Matki kładą większy nacisk na komunikację i kompetencje emocjonalne, także bardziej na rozwój relacyjny z drugim człowiekiem. Z uwagi na swoją lękowość mogą w większym stopniu chronić dzieci, dłużej się nimi opiekować, nie przywiązywać wagi do uczenia samodzielności, tak jak ojcowie. Uczą za to, jakich granic nie wolno przekraczać, by pozostać bezpiecznym. To dotyczy zarówno wychowywania córek, jak i synów.
Matka zazwyczaj wyposaża chłopca w pewne umiejętności, ale nie daje mu konkretnych wskazówek dotyczących tego, jak powinien pokierować swoim życiem. Ale jednak w swojej strategii wychowywania syna powinna skupić się na najważniejszych kwestiach: dać mu poczucie, że jako dorosły człowiek poradzi sobie bez niej, i pamiętać, że ona doskonale poradzi sobie bez niego.
Czy zdarza się, że matki w toksyczny sposób przelewają miłość na synów, gdy nie są szczęśliwe w związku?
Może się tak zdarzyć, kiedy kobieta jest nieświadoma różnych zachodzących w niej procesów. Jeśli sobie je uświadomi, jest duża szansa na zadbanie o potrzeby swoje i syna. Często, jeśli rodzina jest w różnego typu kryzysach, a oboje małżonkowie są ze sobą skonfliktowani, mogą, nawet nieświadomie, budować koalicje z dziećmi przeciwko sobie, matki najczęściej z synami, ojcowie z dziewczynkami. A koalicje są toksyczne i źle wpływają na dzieci, rodzą wiele konfliktów, szczególnie, kiedy ten proces trwa długo. Bo jak tu opowiedzieć się przeciwko jednemu rodzicowi, jeśli kocha się ich oboje. Dzieci bardzo często doznają wtedy ambiwalencji uczuć i latami czują negatywne emocje związane z jednym z rodziców.
Matki oczywiście mogą zalewać toksyczną miłością synów. Syna kocha się łatwiej, szczególnie takiego, który jest miły, a jak nabroi, stara się złagodzić sprawę spojrzeniem, czułymi gestami. Kiedy pojawiają się problemy, do synów podchodzi się inaczej, bo nie ma tej konkurencji, jaka zdarza się w przypadku córek i matek czy synów i ojców. Matka może wychowywać syna na kogoś określanego jako maminsynek i nie pozwalać mu dorosnąć albo odstraszać każdą konkurentkę, która pojawi się w ich życiu, przed obawą, że go straci.
Czy matki wychowują córki w bardziej surowy sposób niż chłopców?
Uważam, że w wielu rodzinach może tak być ze względów kulturowych. Niegdyś syn był postrzegany jako ktoś znacznie cenniejszy niż córka, bo mógł być dziedzicem całego rodu – dziedziczył choćby nazwisko, był chlubą rodziny, dodatkową parą rąk do pracy. A córkę wychowywało się dla innych. Była wydatkiem, a nie inwestycją, jak chłopiec.
Urodzenie syna podnosiło pozycję kobiety w społeczeństwie. I do dzisiaj trochę z tego sposobu myślenia pozostało. Matki mogą być bardziej surowe dla córek, myśląc, że dzięki temu pomogą im „wyjść na ludzi”. A synom zwykle pobłażają, bo przecież „chłopak i tak ma w życiu łatwiej”, zawsze sobie poradzi, nie szkodzi, że w młodości sobie trochę poszaleje. Na dziewczynę za to może czyhać wiele zagrożeń, nie obroni się sama. Mogę podać przykład nastolatki, którą miałam na terapii. Była niebinarna, ją oraz jej rodzeństwo wychowywała samotna matka. Dziewczyna miała starszego brata i młodszą siostrę. Od dzieciństwa matka zawsze najwięcej od niej wymagała – musiała zajmować się młodszym rodzeństwem, gotować i sprzątać, kiedy mama była w pracy. Jej brat był za to bardzo rozpieszczany, a ponieważ często się buntował i nie chciał chodzić do szkoły, przez długie okresy miał indywidualne nauczanie w domu. Nie skończył szkoły, nie pracował i był utrzymywany przez matkę. Nie musiał dorosnąć, by zdobyć zawód.
W rodzinie matki istniał już podobny wzorzec wychowawczy. Jej babcia zwalniała syna z wykonywania obowiązków. Kiedy moja pacjentka skarżyła się matce na zachowanie brata, słyszała tłumaczenie, że trzeba mu ustępować. Ten wzorzec był powielany przez kolejne pokolenia, również w dzieciństwie dziewczyny. Udowadniało to, że łatwiej jest być w tej rodzinie chłopcem. To dość skrajny przykład, ale pokazuje, że sama płeć ma w wielu rodzinach duże znaczenie i może się wiązać z wieloma profitami.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.