Mniej nie oznacza gorzej. Dlaczego na czterodniowym tygodniu pracy skorzystamy wszyscy?
Już nie tylko zoomersi, ale i uznani na świecie naukowcy twierdzą, że czterodniowy tydzień pracy to idea, której warto przyjrzeć się z uwagą. Choć pomysł na początku może budzić zdziwienie, to przecież i wolne soboty kiedyś wydawały się mrzonką. Dziś według co czwartego pracownika weekend wydłuży się o kolejny dzień już w ciągu najbliższych pięciu lat – jak wynika z badania przeprowadzonego w 33 krajach przez firmę ADP.
Do tego, że utrzymanie balansu między życiem zawodowym a prywatnym jest kluczowe dla zachowania dobrego zdrowia i samopoczucia, nie trzeba nikogo przekonywać. Korporacje od lat prześcigają się w zapewnianiu zatrudnionym benefitów pozapłacowych – dodatkowe dni urlopu na wizytę u lekarza specjalisty albo możliwość pracy zdalnej dla większość z nas stały się już normą, zwłaszcza odkąd po pandemii model hybrydowy zagościł w kodeksie pracy. Na tym się jednak kończy. Pracodawcy wciąż niechętnie patrzą na perspektywę skrócenia o jeden dzień tygodnia pracy. Słyszymy argumenty o kryzysie gospodarczym, lawinowo rosnących kosztach zatrudnienia i spadku efektywności. Ale przecież pięciodniowy tydzień pracy, którego niektórzy zdają się bronić jak jednej z żelaznych reguł nowoczesnego świata, nie towarzyszy nam od zawsze. Jeszcze 50 lat temu w Polsce tylko w niedziele nie pracowano, potem zaczęto stopniowo wprowadzać wolne soboty. W 1973 roku było ich zaledwie dwie w roku. Dopiero od zmiany ustroju w 1989 roku możemy cieszyć się dwudniowym weekendem.
Praca przez cztery dni zamiast pięciu: Długi weekend co tydzień
Ideą czterodniowego tygodnia pracy zainteresowali się naukowcy z Uniwersytetu w Cambridge, którzy w drugiej połowie 2022 roku zaprosili prawie 3 tys. osób z Wielkiej Brytanii, zatrudnionych w ponad 60 firmach, do trwającego sześć miesięcy eksperymentu społecznego. Wyniki? Sugerują, że skrócenie o 20 proc. czasu pracy znacząco redukuje stres i poprawia wskaźniki zdrowotne pracowników. Jednym z warunków przystąpienia do programu była gwarancja pozostawienia płac na dotychczasowym poziomie. Wbrew obawom kadry zarządzającej przedsiębiorstw zaangażowanych w eksperyment wprowadzenie czterodniowego tygodnia pracy nie wpłynęło negatywnie na wydajność zatrudnionych osób. Wprost przeciwnie – dane pokazują, że wzrosło ich zaangażowanie, znacząco zmalała liczba dni, w których pracownicy przebywali na zwolnieniach lekarskich, zniknęło także widmo ciągłych wakatów, spowodowanych częstymi zmianami kadrowymi.
Pracownikom pomysł nie tylko po prostu się spodobał, ale i przyniósł efekty, których się nie spodziewali. – Jedna z osób powiedziała nam, że w końcu opuścił ją coniedzielny lęk przed powrotem do pracy po weekendzie – stwierdziła Niamh Bridson Hubbard, członkini zespołu badawczego i doktorantka, która brała udział w serii wywiadów z uczestnikami eksperymentu już po jego zakończeniu. Inny z badanych przyznał, że dzięki dodatkowym wolnym godzinom w końcu znalazł czas na rozwijanie z dziećmi wspólnych pasji. Dawniej praca absorbowała go tak mocno, że jeszcze długo po jej zakończeniu nie potrafił oderwać się od myślenia o nowym projekcie. Dzięki przyzwoleniu na odpoczynek, które on i inni uczestnicy badania paradoksalnie dali samym sobie, czas wolny rzeczywiście taki się stał. Kolejna osoba przyznała, że w końcu zaczęła korzystać z własnego ogrodu, który dotąd oglądała tylko przez okno i traktowała jak krajobraz. Dla wielu ważne były także doświadczenia wyniesione z pandemii. Wtedy granice pomiędzy życiem zawodowym a prywatnym praktycznie się zatarły, a ciągłe poczucie gotowości do działania oraz notoryczne przekraczanie godzin pracy stało się normą.
Zasady eksperymentu zakładały jasne oddzielenie pracy od odpoczynku i konsekwentnie zakazywały brania nadgodzin. Pracownicy, którzy na obowiązki zawodowe zamiast pięciu zaczęli poświęcać cztery dni, nie chcą już wracać do dawnego modelu. Co siódmy z nich przestał odczuwać symptomy wypalenia zawodowego, ponad połowa uważa, że udało jej się zaangażować w życie lokalnej społeczności.
Prof. Brendan Burchell, socjolog i pomysłodawca badania, sądzi, że dzięki zmniejszeniu czasu pracy ciągnące się godzinami, nieproduktywne spotkania firmowe zostaną zastąpione skutecznym wykonywaniem zadań i cieszeniem się życiem po wyjściu z biura. Podobnego zdania jest Monika Smulewicz, jedna z najbardziej cenionych w Polsce specjalistek od HR i wykładowczyni akademicka. Ekspertka opowiada nam o prawie Parkinsona, zgodnie z którym każde zadanie zajmuje dokładnie tyle czasu, ile nam na nie dano. Nieważne, czy poświęcimy na projekt 40, czy zaledwie 32 godziny – liczy się efekt.
Potrzebujemy zmian w podejściu do pracy
Nie wszystko jest jednak tak proste, jak prezentują badania. Program prof. Burchella trwał pół roku – to zupełnie naturalne, że przez taki czas pracownicy dawali z siebie dwa razy więcej, żeby zachować dawne wyniki. Klasyczny już eksperyment z amerykańskiej fabryki Hawthorne Works pokazał, że niezależnie od tego, co zmienimy w otoczeniu pracy, wydajność pracowników będzie zawsze wzrastać. To zasługa obecności badaczy. Czy jednak w normalnych warunkach czterodniowy tydzień pracy też się sprawdzi?
– Taka rewolucja w podejściu do czasu pracy powinna oznaczać przemodelowanie naszego sposobu postrzegania relacji na linii pracodawca – pracownik. Chodzi o to, by każdy był wygrany – zauważa Monika Smulewicz i dodaje, że niestety wciąż jako społeczeństwo myślimy o chodzeniu do biura jako o przykrym obowiązku, na który trzeba poświęcić osiem godzin każdego dnia. Liczy się ilość, a nie jakość. Tymczasem w odchodzeniu od pięciodniowego tygodnia pracy kluczowe jest zapewnienie pracodawców, że nie poniosą strat. – Nie możemy pozwolić sobie na spadek produktywności – zauważa ekspertka HR.
Według Moniki Smulewicz najprościej krótszy tydzień pracy można wprowadzić wśród tzw. pracowników intelektualnych. Wielu z nich już dziś pracuje mniej niż przepisowe osiem godzin, jeśli tylko są wystarczająco dobrzy w tym, co robią. Niektóre zajęcia można wykonywać na odległość, łącząc odpoczynek z niepełnym etatem. – Dziś nie mówimy już o równowadze między życiem prywatnym a zawodowym, czyli work-life balance, ale raczej zaczynamy się zastanawiać, co powinno znaczyć work-life integration – rozumiane jako dążenie do zintegrowania wykonywanej przez nas pracy z prowadzonym przez nas stylem życia – przekonuje Monika Smulewicz.
Czterodniowy tydzień pracy w Polsce: Co na to prawo?
Polski kodeks pracy od lat pozwala pracodawcom na wprowadzenie systemu równoważnego albo skróconego tygodnia pracy. Pierwszy z nich polega na wydłużeniu czasu pracy w jednym dniu przy jednoczesnym jego skróceniu w kolejnym. Ważne, by zsumowane godziny poświęcone na pracę w danym miesiącu nie przekroczyły dopuszczalnego maksimum. To rozwiązanie bywa wykorzystywane zwłaszcza w gastronomii, hotelarstwie albo w zawodach kreatywnych. O ile tak naprawdę nie daje ono pracownikom dodatkowego wolnego, o tyle zapewnia elastyczność. Drugi model – skrócony tydzień pracy – pozwala na wykonywanie pracy przez cztery dni, ale za to przez dziesięć, a nie osiem godzin.
Choć oba te rozwiązania cieszą się umiarkowaną popularnością, to nie spełniają jednego z podstawowych wymogów, które stawiają wchodzący na rynek pracownicy. Przedstawiciele pokolenia Z chcą po prostu pracować mniej – i nie boją się o tym głośno mówić. Ich podejście podziela też coraz więcej pracowników z większym stażem. Z sondażu przeprowadzonego przez Gdańską Fundację Kształcenia Menedżerów wynika, że dwie trzecie ankietowanych domaga się skrócenia tygodnia pracy, natomiast jeden na dziesięciu właśnie z tego powodu zmienił pracę, wybierając firmę, która pozwala pracować krócej.
Kwestię tę dostrzegają także politycy, a do Sejmu nawet wpłynął projekt zmian w kodeksie pracy. Proponuje się w nim skrócenie czasu pracy z 40 do 35 godzin tygodniowo, jednocześnie pozostawiając płace na obecnym poziomie – to gwarancja tego, że dodatkowy odpoczynek nie będzie oznaczał mniejszych zarobków. Autorami projektu są jednak parlamentarzyści z Lewicy i od września 2022 roku pozostaje on w sejmowej zamrażarce.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.