Wystawa „Fenomen polskiego kilimu” w Centralnym Muzeum Włókiennictwa w Łodzi, która potrwa do 18 sierpnia 2024 roku, pozwala pogłębić wiedzę na temat tej techniki tkackiej. – Wystawa pokazuje zagadnienie kilimu „w splocie” polsko-ukraińskich stosunków – mówi konsultant projektu Piotr Korduba.
Wystawa w Łodzi pokazuje kilimy z dwóch kolekcji: instytucjonalnej i prywatnej, czyli twojej. To nietypowe zestawienie.
Jest to pierwszy taki przypadek w polskim muzealnictwie, szczególnie jeśli chodzi o kilimy. Jednocześnie jest to największa wystawa kilimów od lat. Przygotowując wystawę, przyjęliśmy ambitne hasło o dialogowaniu zbiorów, co wcale nie było takie oczywiste. Okazało się jednak, że ten dialog zachodzi. W jednej kolekcji odnajdywaliśmy projekt, a w drugiej – zrealizowany według niego kilim. Wystawa ta jest też ważna z innego powodu. Pokazuje zagadnienie kilimu „w splocie” polsko-ukraińskich stosunków i to w długiej perspektywie. Ośrodek w Glinianach pod Lwowem był przed II wojną światową największym dostarczycielem kilimów obsługującym olbrzymie obszary. Powstawały tam tkaniny dekoracyjne, awangardowe, artystyczne, komercyjne. Był to kulturowy tygiel, warsztaty należały do Polaków, Żydów, Ukraińców, mieszkali oni dom w dom. Na wystawie pokazujemy pierwszy kilim z mojej kolekcji, który kupiłem jako anonimowy. Teraz chyba udało się ustalić jego autora. Był to prawdopodobnie ukraiński tkacz i projektant, absolwent kursu Eleonory Plutyńskiej we Lwowie, którego projekty były realizowane w Kosowie i Glinianach. Można też oglądać reedycję kilimu Józefa Czajkowskiego wykonaną w zakładach Zenia prowadzonych przez Zenovię Shulhę, gdzie do dziś powstają kilimy: zarówno według starych wzorów, jak i zupełnie współczesnych. Jak widać, kilim to sprawa polsko-ukraińska.
Skąd skojarzenia kilimów z tutejszością i narodowością?
Wraz z odzyskaniem przez Polskę niepodległości pojawiła się potrzeba zaistnienia z sztuką rodzimą, ale zarazem o uniwersalnym wymiarze, na arenie międzynarodowej. Idealnym rozwiązaniem był kilim, nieobecny już praktycznie w zachodniej Europie. Spełnił te oczekiwania: był jednocześnie tradycyjny i nowoczesny. Idealnie nadawał się do narracji o polskości: tutejszej tradycji, surowcu, którym była wełna, a jednocześnie świetnie sprawdzał się w modnej wówczas stylistyce art déco. Ten „narodowy” wymiar kilimu przetrwał wojnę. Była to niewątpliwie zasługa Cepelii, która przetransportowała go do drugiej połowy XX wieku i zrobiła to na skalę niebotyczną.
Czerwcowy numer „Vogue Polska” w sprzedaży od 23 maja. Zamów go już dziś z jedną z dwóch okładek do wyboru na Vogue.pl
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.