Malarstwo Olamide Ogunadego rozgrzewa serca miłośników sztuki do czerwoności. Jego prace to z jednej strony oniryczne, subtelne migawki, mówiące o pięknie i ulotności świata, a z drugiej mocne, żarzące się kolorami historie o symbolach statusu, materialnych obsesjach i zbiorowych sentymentach.
Uwierzmy Stendhalowi na słowo, że 200 lat temu zwierciadłem przechadzającym się po gościńcu i odbijającym rzeczywistość dokoła była jedynie powieść. Dziś takich kreatywnych lusterek dających wgląd w to, co w otaczającym świecie gorące, rozchwytywane, naznaczone największymi, nie tylko pozytywnymi, emocjami, jest dużo więcej. Ot, figuracja w sztukach wizualnych trzyma się mocno, a formy dokumentalne i fotografia od dawna mają status sztuki. W miriadzie tych postrealistycznych głosów sztuki warto skierować swoją uwagę tam, gdzie dzieją się rzeczy niezwykłe – gdzie przedstawienie otaczającego świata łączy się z bardzo autorskim językiem, modnymi odniesieniami do historii sztuki, w tym akademizmu, a wszystko podane jest pięknie, inteligentnie i z wpisaniem się w nowy, równościowy kanon głosów sztuki. Takim wyjątkowym lusterkiem portretującym czasy i obyczaje jest malarstwo nigeryjskiego artysty Olamide Ogunadego.
Olamide Ogunade tworzy uniwersalne opowieści o naturze świata
Ogunade uwiecznia na płótnach to, co najbardziej codzienne, jego płótna opowiadają na pozór bardzo proste historie: a to przedstawiają moment czytania gazety przed domem, a to kolację dwóch kobiet, miejski chaos, przed którym trzeba chować się do domu i zasłaniać uszy. Robi to jednak w taki sposób, że bohaterowie jego scen jednocześnie przypominają postaci z okładek avant-popowych zespołów, kobiety portretowane przez Georgesa de La Toura i plakatowe sylwetki jak z lat 60. Artysta cytuje akademickie pozy, wystudiowane gesty, objęcia, przechylenia szyi. Jednocześnie buduje swoje sceny poprzez kontrastowe zestawienia barw – neonowy oranż świeci w jego płótnach obok błękitu, paląca różowa plama sąsiaduje z płaszczyznami w głębokich czerwieniach. To one rozwibrowują przedstawienia i nadają charakteru scenom rodzajowym. Na sam koniec pokrywa te sceny siateczką delikatnego wzoru, który oko widza niemal eliminuje z obrazu przy pierwszym, pobieżnym oglądzie. To pattern złożony z delikatnych, ledwo zarysowanych baniek mydlanych, które wypełniają kadr. Wszystko to okamgnienie, moment, który za chwilę rozpadnie się i osunie w niepamięć – zdaje się suflować artysta. I właśnie w takim horacjańskim duchu – jako mocny statement na temat ulotności materialnego świata, będący pochwałą piękna każdego momentu – malarstwo Ogunadego pokazywane jest najczęściej. Tak prezentowano je w ramach doskonałej tegorocznej wystawy „The Fragility of Ancestral Times” Heliconia Projects w Santo Domingo i Cap Cana, w Prior Art Space w Barcelonie (2022) i na głośnej wystawie „40 under 40” w Cape Town, tak też mówiono o jego pracach na targach Frieze w Londynie (2021). Dziś ten głos bierze szturmem serca i ściany kolekcjonerów, a obrazy Nigeryjczyka znajdują się w kolekcjach w USA, Austrii, Francji, Niemczech. Warto zauważyć, że sukces sztuki Ogunadego to jednocześnie i narzędzie, i pokłosie rozszczelniania malarskiego kanonu młodej sztuki, otwarcia na nowe głosy spoza europejskiego i zachodniego centrum. Nigeryjska architektura miasta, afrykańskie printy na ubraniach bohaterów – to wszystko lokuje przedstawienia artysty w bardzo konkretnym kulturowym kontekście, nie gubiąc nic z uniwersalności i trafności opowieści o naturze świata.
Modowe akcesoria na obrazach Ogunadego podkreślają wyjątkowość postaci
Bohaterami płócien Olamide Ogunadego w zaskakujący sposób są również moda i obiekty sztuki, podniesione niemal do rangi fetyszu. Kobieta w wieczorowej sukni prostuje palce, prezentując eleganckie rękawiczki z czerwonego weluru, dziewczyna, która przycupnęła na rogu stołu, z dumą pręży się w sukni z czerwonym kołnierzykiem, młody chłopak pozuje jak model, pokazując nonszalancko narzuconą koszulkę – to tylko kilka postaci z obrazów, które malarz wyposażył w modowe akcesoria. Każde z nich przyciąga uwagę, buduje napięcie, wokół niego ogniskuje się czytanie postaci. To elementy budujące siłę postaci i ich wyjątkowość. Podobnie z przedstawieniami sztuki. Niemal każda ze scen Ogunadego zawiera sprytne i inteligentne odniesienie do kolekcjonowania. Bohaterowie malarza siedzą, pozują, rozmawiają we wnętrzach, w których widać fragmenty obrazów – czasem to ucięty przez krawędź płótna kawałek martwej natury, czasami afrykańska scena rodzajowa, czasem obiekt: wazon czy ozdobna donica. Trochę tak, jakby artysta rozwijał wątek ulotnej natury materialnego świata, dodając, że w deszczu baniek mydlanych, które zaraz pękną, tym, co oprze się upływowi czasu (choć chyba jedynie na chwilę dłużej), jest piękno sztuki i piękno przedmiotu. I jak tu nie kochać Ogunadego?
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.