Dlaczego wrzesień to najlepszy miesiąc na wprowadzanie zmian w życiu
Większości z nas zmiana nawyków kojarzy się z postanowieniami noworocznymi, jednak badania pokazują, że znacznie lepszym miesiącem do rozpoczęcia pracy nad sobą jest wrzesień. Jak z głową wprowadzić zmiany w swoim życiu? Odpowiada psychoterapeutka Joanna Flis.
Dlaczego jesień jest dobrym momentem na nowe otwarcie?
Wrzesień to początek roku szkolnego i choć większość z nas szkołę ma już dawno za sobą, to jednak jest to doświadczenie mocno zapisane w naszej biografii. Widzę to po moich pacjentach i znajomych, którzy zgłaszają, że z początkiem jesieni czują przypływ sił. Nic dziwnego: całe lato upływa na gromadzeniu energii, na odpoczynku, odejściu od rutyny. Lato stanowi też szansę na przyjrzenie się swojemu życiu z innej perspektywy. W jesień wkraczamy więc z większą siłą i często z apetytem na nowy początek.
Apetyt jest, ale zwykle po pierwszej nieudanej próbie mija. Co zrobić, żeby zmiana została z nami na dłużej?
Najlepiej przyjrzeć się swojej motywacji. Jeśli potrzeba zmiany wynika z naszego wnętrza i rozumiemy, dlaczego jej potrzebujemy oraz jakim kosztem ją wprowadzimy, to na pewno łatwiej ją utrzymać. Jeśli natomiast motywacja jest zewnętrzna, czyli na przykład naoglądaliśmy się rolek na Instagramie, że wszyscy biegają, i poczuliśmy, że my też musimy zacząć biegać, to szansa na utrzymanie tego nawyku jest niewielka. Zmiana ma sens tylko wtedy, gdy idzie za nią transformacja naszej całej tożsamości.
Czyli nie da się biegać maratonów, jeśli nie prowadzi się zdrowego stylu życia?
Oczywiście, że się da, ale takie krótkoterminowe cele, jak przebiegnięcie maratonu czy schudnięcie, bez zmiany nawyków, nie utrzymają się długo. Bo można się zawziąć, przygotować i przebiec maraton, ale jeśli nie chcemy zmienić naszego życia, po ukończeniu biegu ono wróci na dawne tory. Jeśli natomiast uznamy, że chcemy zmienić styl życia, więcej ćwiczyć, lepiej się odżywiać i rzeczywiście będzie się to łączyło z wartościami, które są dla nas istotne, to te maratony przebiegną się same, przy okazji. Ponieważ nie będą celem, ale konsekwencją zmiany.
Jak znaleźć w sobie do tego motywację? Bo przyznam, że łatwiej myśli mi się o zmianie, stawiając sobie cele, niż w taki gruntowny, transformujący sposób.
Powiedzmy sobie to otwarcie: motywacja jest dość przereklamowana. Lubię używać takiej metafory, że jest z nią trochę jak z kapryśnym gościem. Przychodzi do nas z pełnym impetem, skupia na sobie uwagę, mobilizuje nas, a potem szybko odchodzi, często bez pożegnania. Lepiej więc nie przywiązywać się do motywacji. Fajnie, że jest, ale nie jest ona niezbędna do zmiany. Bywa pomocna na początku, ale istotniejsze wydaje mi się regularne zadawanie sobie pytań: kim chcę być? Kim teraz jestem? Jakie wartości są dla mnie ważne i co mogę zrobić, żeby je urzeczywistnić? I niech siłą napędową zmiany będą poszukiwania odpowiedzi, a nie sama motywacja.
Czyli zostawiamy cele i zaczynamy szukać nowej tożsamości.
Dobrze jest to opisane w świetnej książce „Atomowe nawyki”. Jej autor, James Clear, poleca zacząć zmianę tożsamości od zadania sobie pytania, jak żyje osoba, która ma to, na czym nam zależy. Jakie wyznaje wartości, jaka była jej droga? Często do zmiany inspirują nas konkretne osoby czy ich postawy i warto się im dobrze przyjrzeć. Szukając dla siebie nowej tożsamości, trzeba się zastanowić, jaka korzyść płynęłaby dla nas z tej zmiany, ale też jakim kosztem możemy ją osiągnąć? O tym często się zapomina, myśląc o zmianie nawyków. Koncentrujemy się na zyskach, a trzeba pamiętać, że razem z nimi pojawiają się też straty.
To prawda, że czasem zapominamy o tym, że nasza doba nie jest z gumy.
I żeby wprowadzić nowy nawyk, to trzeba pozbyć się tych starych. Zawsze coś trzeba poświęcić i z mojej gabinetowej obserwacji wynika, że dla wielu osób to właśnie jest najtrudniejsze w procesie zmiany. Jedna z moich pacjentek wprowadziła nawyk porannej medytacji. Świetnie jej szło, ale po kilku tygodniach okazało się, że aby rano medytować i nadal się wysypiać, musi wcześniej kłaść się spać. Tylko jak kładzie się spać o 22, to już nie ma czasu na serial, który zawsze oglądała wieczorem. I okazało się, że potrzeba rozrywki jest elementem jej tożsamości, z którego tak naprawdę nie chce rezygnować. Sztuka więc polega na tym, żeby zmianę wkomponować w nasze życie. Pod każdym, nawet najgorszym nawykiem stoją jakieś wartości. Warto je uszanować i nastawić się na to, że jeśli zdecydujemy się ich pozbyć, potrzeba na to dużo czasu.
Nie ma zmiany bez cierpliwości. Co jeszcze przyda nam się na tę drogę?
Pokora. Ludzie szybko się poddają. Zakładają, że od dziś nie jedzą cukru, po trzech tygodniach łamią się i zjadają kostkę czekolady. Wtedy uznają, że to już nie ma sensu i sięgają po tabliczkę. A nawyk tworzy się latami i po drodze jest sporo kryzysów, tym bardziej że wystarczy chwila nieuwagi i wracają stare przyzwyczajenia. Często zupełnie pierwotne, wpojone nam w dzieciństwie.
Cierpliwość i pokora. Brzmi jak mnisza praca.
Niestety żyjemy w kulturze niecierpliwości, a tu potrzeba czasu. Co gorsza na końcu nie czeka nas żadna wielka nagroda. Duma karmi nas przez chwilę, potem zaś następuje dyktatura schematu i zwykłe szare życie. Zmiany same w sobie nie przynoszą szczęścia. To nudna i katorżnicza praca.
Trochę odechciewa się pracy nad sobą.
Zmiany przynoszą korzyści i warto je wprowadzać, ale utrzymują się tylko wtedy, jeśli nie nastawiamy się na rezultaty. One się pojawią, ale łatwiej to przetrwać, pracując nad całą tożsamością. Tyle że trzeba robić to z głową. Nie da się zmienić całego życia: zacznijmy od jednego elementu i postarajmy się, żeby był jak najbardziej konkretny. To nie może być „będę prowadzić zdrowy styl życia”, ale bardziej „każdy dzień zacznę od ciepłego posiłku”. Warto mierzyć siły na zamiary i sięgać po nawyki, które są wykonalne.
Czyli zmianę można zaplanować?
Nawet trzeba. Ołówek i kartka mogą się nam bardzo przydać na początku drogi, bo warto nowy nawyk dosłownie wpisać w swój plan dnia. I maksymalnie ułatwić sobie jego wykonanie. Jeśli chcemy zacząć ćwiczyć, to pościągajmy filmy z ćwiczeniami wcześniej, przygotujmy miejsce do ćwiczeń, zaplanujmy konkretne dni i godziny. To wszystko pomoże w utrzymaniu nawyku i podtrzymaniu go w momentach kryzysowych.
Bo kryzysy są wpisane w zmianę?
Są jej nieodłącznym elementem, dlatego tak ważna jest ta cała intelektualna obudowa. Wprowadzanie zmian w życiu wymaga olbrzymiej samoświadomości i szacunku do siebie. Nie warto robić wielkich przewrotów, tylko powolutku pracować nad drobiazgami. To jest trudne i nie przynosi spektakularnych efektów, dlatego polecam wspierać się podczas tej drogi, czy to lekturami, czy inspirującymi ludźmi. Warto zapamiętać, co było dla nas zapalnikiem do zmiany i w trudnych momentach po prostu do tego wracać. Niezależnie od pory roku i miesiąca. Zmianę można zacząć zawsze.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.