Z zewnątrz to perła architektury modernistycznej. W środku ekologiczny, energooszczędny budynek, pełen nowoczesnej technologii. Połączenie idealne!
Ignacy szukał domu ponad trzy lata. Skupił się na dwóch willowych, nieodległych od centrum dzielnicach Warszawy, których zabudowa w znacznej mierze powstała w dwudziestoleciu międzywojennym, czyli na Starym Żoliborzu i Saskiej Kępie. Ostatecznie padło na Stary Żoliborz i dom o powierzchni 219 metrów kwadratowych w pobliżu kościoła św. Stanisława Kostki. Dom został zaprojektowany w 1928 roku przez Romualda Gutta, jednego z najwybitniejszych przedstawicieli modernizmu w polskiej architekturze, nazywanego „mistrzem szarej cegły”. Aktualnie Dorota i Ignacy mieszkają za granicą, lecz ukończenie remontu domu zachęca ich do decyzji o szybszym powrocie.
Oranżeria na piętrze i ścianka w podziemiu
– Kiedy tylko go zobaczyłem, wiedziałem, że to jest to, chociaż zdawałem sobie sprawę, że czeka nas kompletny remont – mówi Ignacy. – Rozpoczął się w 2019 roku, ale ze względu na pandemię trwał ponad dwa lata.
Dom z zewnątrz miał zniszczoną elewację, ale bliską oryginałowi. W środku natomiast podzielony był na dwa odrębne mieszkania z mocno przekształconymi wnętrzami. – Moim zadaniem było połączenie domu powtórnie w całość i gruntowna modernizacja – mówi Aleksandra Targońska, architektka, współwłaścicielka biura architektonicznego TZA, które odpowiada za przebudowę i aranżację wnętrz ich domu. – Nie było to łatwe, bo cała dzielnica wpisana jest do rejestru zabytków, a budynek jest dodatkowo wpisany do gminnej ewidencji zabytków, co oznacza, że wszystkie pomysły i zmiany musieliśmy konsultować z konserwatorem.
Dla Ignacego kluczowe było przerobienie budynku na ekologiczny, energooszczędny i nowoczesny technologicznie, a jednocześnie odtworzenie jego pierwotnej świetności. Z jednej strony jest więc nowa termoizolacja, a z drugiej odtworzona została oryginalna elewacja z charakterystycznej szarej cegły. Od strony frontu dom wygląda dokładnie tak, jak w 1929 roku. Na dachu domu i garażu znajdują się niewidoczne z zewnątrz panele fotowoltaiczne. – Mieliśmy kolosalne problemy biurokratyczne – mówi Ignacy. – Jak chcesz zbudować w Polsce nowoczesny dom energooszczędny z pompą ciepła, dobrym zabezpieczeniem kanalizacyjnym, fotowoltaiką, co w dzisiejszych czasach wydaje się kluczowe, to masz wyłącznie pod górę. Może gdybym zrobił dom na węgiel, dostałbym dopłatę – żartuje.
Od strony ogrodu ingerencja w bryłę jest znacznie większa niż od frontu, ale utrzymana w stylu. Ola Targońska zaprojektowała m.in. oszklony, nadwieszony nad piwnicą kubik, w którym mieści się jadalnia, szerokim przeszkleniem otwierająca się na ogród, oranżerię z tarasem na pierwszym piętrze oraz przeszklone pomieszczenie w pogłębionej piwnicy. Wszystkie wychodzą na rosnące w ogrodzie imponujące stare świerki i brzozy.
Właśnie tam, na poziomie -1, Dorota i Ignacy planowali salę ćwiczeń do jogi i saunę, ale w trakcie pandemii zdecydowali się zbudować tam także ściankę wspinaczkową – wspinają się od ponad 20 lat i to właśnie na ściance poznali Olę Targońską. Ścianka bulderowa wyposażona jest w system podświetlanych chwytów, które wyznaczają drogi o różnym stopniu trudności. – Nie przeszliśmy jeszcze wszystkich możliwych wariantów – mówi Dorota. – Zresztą to prawie niemożliwe.
Na poziomie -1 było pomieszczenie na węgiel, którym pierwotnie ogrzewano budynek, a teraz znajduje się w nim nowoczesna maszynownia ze wszystkimi urządzeniami technicznymi obsługującymi dom, m.in. pompą ciepła.
Klatka: oczko w głowie
Ola zaprojektowała też nową, zjawiskową klatkę schodową – dzięki owalnym kształtom łączy ona widokowo poszczególne piętra i robi wrażenie niezwykle przestrzennej. – Ta klatka to moje oczko w głowie. Wykonała je według mojego projektu firma Stanisława Marchewki, który specjalizuje się w schodach pałacowych i dworskich na Dolnym Śląsku – mówi Ola. – Z pierwotnych schodów ostała się, w charakterze „pamiątki”, jedynie drewniana balustrada na parterze. Została oczyszczona, przycięta i dopasowana do fragmentu schodów przy głównym wejściu.
Materiały i detale wnętrz użyte przez Olę nawiązują do modernistycznych korzeni domu i całej dzielnicy – w tym m.in. dębowe parkiety, zaokrąglone narożniki, mosiężne okucia i płytki cementowe w przedsionku.
Jeśli chodzi o wnętrza, Ola miała dużo swobody. Zależało jej na tym, żeby były ponadczasowe, ale dobrze korespondowały z modernistycznym duchem architektury. Ignacemu z kolei zależało, żeby wykończenie i meble były solidne i dobrze się starzały. W jadalni znajdują się duży dębowy stół duńskiej marki Ethnicraft, krzesła marki Gubi i obraz wybrany przez Ignacego – malarstwo Jana Bajtlika. Część mebli powstała na zamówienie, ale jest też dużo polskich marek, w tym kanapa Sits w salonie oraz komody i łóżko gdyńskiej marki Tamo na piętrze. Meblami i zabudową na zamówienie zajmowały się trzy polskie firmy stolarskie – jedna zabudową kuchenną, druga wszystkim poza kuchnią, a trzecia stolarką na poziomie -1.
Piękno w szczegółach
Na parterze przy wejściu znajdują się gościnna garderoba i toaleta. Dalej kuchnia z granitowym blatem kuchennym przy oknach, wychodzących na ogródek jordanowski. – Na początku planowaliśmy wyspę kuchenną, otwartą na salon, ale widok z okien jest tak wspaniały, że porzuciliśmy ten pomysł – mówi Ignacy. – Okap kuchenny jest przezroczysty i umieszczony w blacie, żeby nie psuć tego efektu.
W tym domu piękno tkwi nie tylko w imponującej architekturze, ale też w szczegółach – podświetlanych od środka szufladach, solidnej stolarce, głębokich parapetach, precyzyjnie zaprojektowanym galeryjnym oświetleniu ścian. – Nie zapełniliśmy ich jeszcze obrazami, bo chcemy najpierw poczuć te wnętrza, cieszyć się każdym nowym pomysłem, a nie kupować na raz – mówi Ignacy. – Ale na jednej ze ścian na pewno zawiśnie oryginalny projekt domu autorstwa Romualda Gutta, który dostaliśmy od poprzednich właścicieli.
Na piętrze znajduje się sypialnia Doroty i Ignacego z zabudową na zamówienie, łóżkiem Tamo i lampą duńskiej marki Bolia. Sypialnia połączona jest z wychodzącą na ogród oszkloną oranżerią, zaprojektowaną jako czytelnia, w której stoją kanapa i fotele duńskiej marki &Tradition. Od strony ulicy znajduje się naturalnie oświetlona łazienka, a obok niej gabinet do pracy z widokiem na park. Na dawnym strychu mieszczą się łazienka gościnna z wanną oraz gościnny pokój z garderobą i łazienką, który pełni teraz funkcję gabinetu. – Planujemy w domu więcej roślin, ale remont skończył się w sierpniu, więc nie zdążyliśmy jeszcze tego ogarnąć – mówi Ignacy. – Ciągle poznajemy ten dom. Rano budzą nas dzwony kościoła św. Stanisława Kostki, ale to nic w porównaniu ze Szwajcarią, gdzie dzwony biją całą noc, co piętnaście minut. Jesteśmy uodpornieni – śmieje się.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.