Meble można przesuwać jak się chce, ściany przemalować, jeśli klient sobie życzy. Grunt, żeby jasno było, żeby klima działała. I żeby siła była. Siła jest ważna.
– Na początku to zawsze jest klient. On ma produkt. Agencja robi brief, żeby jak najlepiej trafić w target. Z briefem idzie się do produkcji, z produkcją szuka się reżysera. Reżyser pisze treatment. Czasami jest tak, że reżyser jest wybrany najpierw przez klienta, a produkcja później w przetargu. Potem układa się team. Kluczowy jest operator i scenograf.
Jak już mamy brief, treatment i team, to można zacząć szukać lokacji. Do tego uruchamiamy skautów. Oni przeszukują bazy w sieci. Baz jest kilka. Każda lokacja jest tam obfotografowana. Ten Loft Doroty też. Ale nie tylko domy i mieszkania, ale i ładne schody, bardzo piwniczne piwnice, parkingi, centra handlowe, biura, przychodnie… Wszystko jak leci. Skauci przeglądają zdjęcia, wysyłają je produkcji, a produkcja reżyserowi i to on decyduje, co z tego chce zobaczyć.
Z reguły wybiera się lokację, która jest faworytem i później jedną na backup, jakby z tą pierwszą coś nie wyszło. Na PPM-ie prezentujemy lokacje agencji i klientowi… Co to jest? Pre-production Meeting.
Dobrze jak lokacja jest w Warszawie. Piaseczno albo Konstancin jeszcze ujdą, ale dalej to już niechętnie. Jak lokacja jest blisko, to nie traci się czasu na dojazdy i zwijki, można się skupić na realizacji. I nie trzeba płacić ekipie za hotele.
Jeśli chodzi o styl, to teraz się zrobił hajp na lata 90. – taki miks meblościanki i konsoli do gier Nintendo. Grupa, której dzieciństwo przypadało na ten czas, to jest atrakcyjny target, z pieniędzmi. No, ale są też stylistyki ponadczasowe, jak lofty. W Warszawie długo był problem z takimi prawdziwymi, szczerze pofabrycznymi. Tutaj są głównie softlofty, czyli erzace – niby industrial, ale fejkowy, w bloku zrobiony albo kamienicy, plastik wyłazi i sztuczność. Może inni tego nie widzą, ale w obrazku to kłuje niektórych w oczy. No więc w stolicy loftów prawdziwych nie ma, w Żyrardowie jest kilka, ale to już jest dla ekipy większa wyprawa.
Dlatego ci mówię, Dorota to nam z tym pomysłem trochę z nieba spadła. Ona tam miała wcześniej skład swoich rekwizytów. Pracuje w branży, scenografie robi, wie, o co chodzi. Znana jest z tego, że nie lubi rzeczy wyrzucać. Dlatego w tym swoim składziku ma wszystko. Niektóre z tych rzeczy, to już są gwiazdy świata reklamy. Na przykład taka ścianka ze sztucznych roślin. Koszmarnie plastikowa jak się jej z bliska przyjrzeć, ale w ilu ona reklamach zagrała? Nie zliczysz. Albo taki drewniany pudel. Kosztował pewnie szalone pieniądze. Przemalowywała go tysiąc razy, to jest, mówię ci, cesarz drugiego planu. Setki ich ma, w branży to było znane miejsce, ta graciarnia Doroty.
Ale na początku, to się nie wydawał najlepszy pomysł. Bo jednak żeby taki loft zrobić, mimo że tylko do reklam, to trzeba mieć kasy jak na normalne mieszkanie. Albo nawet więcej, bo podłoga na przykład specjalnie wyciszana musi być, cisza na planie – rzecz święta. No więc niektórzy to się w głowę pukali, że Dorota chce oszczędności życia w mieszkanie do udawania mieszkania władować. Że po prostu wtopi w lokację – mówili. No w sumie mogło tak wyjść, że tam trzy reklamówki powstaną i się loft branży znudzi. Z lokacjami tak bywa, opatrzą się i już po nich.
No i co ci powiem? Ona miała rację, a my się myliliśmy. Marzenie jej się z biznesem spotkało. Ostatnio policzyła: trzy filmy, pięć seriali, osiem teledysków, siedemdziesiąt reklam w dwa lata tam nakręcono. Większości to nawet pewnie nie widziała. No bo jak to wszystko obejrzeć? Ale jak się Loft zna, to można go dojrzeć w tle reklamy środka przeciwbólowego albo kisielu. Albo w jednym i drugim. I najlepsze jest to, że za każdym razem to miejsce wygląda trochę inaczej.
Czemu jej się ta lokacja udała? Bo tam jest 120 metrów kwadratowych absolutnej wolności. Rzadko się zdarzają lokacje o takiej powierzchni. Bywa, że się gdzieś jedzie, żeby na przykład kuchnię zobaczyć. I kuchnia jest i owszem, najpiękniejsza na świecie, ale ciasna tak, że się kamery już nie wstawi, nie da się pokazać całości, a akurat trzeba. Gdzie indziej jest piękny salon, ale na środku stoi nieprzesuwalna kanapa i taka lokacja jest spalona. Bo kanapę klient akurat ma swoją i bardzo chciałby ją jednak sprzedać.
A w Lofcie u Doroty wszystkie meble są przesuwne, wiele z nich ma kółka. No i nie ma tam ścian. W ogóle ich nie ma, jakbyś chciał z łazienki skorzystać, to możesz, ale tam też jest otwarta przestrzeń, żeby odejście dla operatora było. Firanka tylko wisi. No bo czasem trzeba nakręcić scenę mycia głowy najlepszym szamponem na rynku. I wtedy ściana przeszkadza.
Inna rzecz, niby mała, a cieszy – w Lofcie są gęsto rozmieszczone kontakty i jest siła dla reflektorów filmowych. Ta siła jest ważna. Jest też klimatyzacja, żeby się dało oddychać, jak wejdzie pięćdziesiąt osób i sprzęt. Jedna ściana cała z okien, żeby było jasno i miękko, i żeby w razie czego dodatkowe światła na zewnątrz na wysięgnikach rozstawić. I na dole miejsce dla tych wysięgników, nie trzeba całej ulicy zamykać i prosić mieszkańców, żeby auta przeparkowali, bo tu się będzie reklama środka na zaparcia robiła.
No i białe ściany, które jak się chce można przemalować. Dajmy na to, że producent proszku do prania w niebieskich opakowaniach chce, żeby coś tam niebieskiego za gospodynią migało i do podświadomości widza już gadało. Więc się jedną ścianę maluje, żeby klient był zadowolony i po temacie. Dorota to rozumie, jedyny warunek jaki stawia, to żebyśmy jej później tę ścianę z powrotem na biało pomalowali. Wszystko można.
Z meblami i innymi rzeczami jest podobnie. Jak coś komuś przeszkadza, to może sobie wynieść, byle po zdjęciach wróciło na miejsce. W lokacjach, które są też domami, to często niemożliwe. Bo nie ma gdzie tego trzymać albo się właściciel nie zgadza, żeby coś ruszać. Trzeba całe wnętrza dokładnie fotografować, żeby potem wszystko poustawiać dokładnie w te same miejsca. A w Lofcie wszystko ma tylko robić klimat i służyć dobremu obrazkowi na ekranie. To miejsce wygląda jak prawdziwe mieszkanie, wiesz, zupełnie jak dom. Jest tylko jedna różnica.
- Jaka?
- Książki. Dorota tam nie trzyma swoich książek.
- A gdzie je trzyma?
- Mówi, że książki to trzyma w domu.
Dorota Boruń - ukończyła fotografię na Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu, ale szybko odkryła, że zamiast robienia zdjęć lepiej jej wychodzi aranżowanie planów do sesji. Dziś pracuje jako scenografka w branży filmowej i reklamowej. Na warszawskim Żoliborzu urządziła i od dwóch lat prowadzi „Loft for Rent” (https://www.facebook.com/loft.warsaw) , przestrzeń służącą jako lokacja dla filmowców.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.