Byłam na początku leczenia, właśnie zaczęłam brać leki po diagnozie depresji, zanurzyłam się więc wautofikcję – mówi Emilia Dłużewska, która wydała brawurowy debiut „Jak płakać w miejscach publicznych”. W kwietniowym wydaniu „Vogue Polska” piszemy także o Urszuli Honek, Weronice Murek, Dominice Słowik, Aleksandrze Zbroi i Natalii Szostak. Pisarki urodzone na przełomie lat 80. i 90. XX wieku tworzą nowy kanon polskiej literatury.
Absolwentka psychologii i kulturoznawstwa, dziennikarka i „korespondentka z frontu kulturowych wojen” w „Gazecie Wyborczej” z rozmachem wkroczyła na scenę literacką. „Polska rośnie na traumie jak pieczarka na gnoju” – pisze Dłużewska w autobiograficznym, brawurowym debiucie „Jak płakać w miejscach publicznych”, zaś na traumach rosną nasze depresje, dwubiegunówki i psychiczne katastrofy. Jej książka to swoisty stand-up literacki o chorobie psychicznej (coś dla miłośników(-czek) kultowego w pewnych kręgach serialu „Fleabag” Phoebe Waller-Bridge). Zapis własnej udręki zaklęty w błyskotliwych bon motach stawia w istocie diagnozę całej, niemożliwej do wytrzymania rzeczywistości społecznej podszytej pogonią za statusem, grą instagramowych pozorów, walką o przetrwanie w hierarchicznych, patriarchalnych strukturach. Historia wrażliwej dziewczynki i życiowej prymuski, która „nie wytrzymała”. Straceńczy humor jest tu bronią w zderzeniu z opresją świata i wiele z nas się w tym opisie odnalazło.
– Nie chciałam pisać reportażu czy literatury faktu, bo czułabym się jakbym szła z jednej pracy do drugiej – opowiada Dłużewska. – A ponieważ byłam na początku leczenia, właśnie zaczęłam brać leki po diagnozie depresji, zanurzyłam się w autofikcję. Zapisywałam to, czego się dowiadywałam i co się ze mną działo.
Na razie nie czuje się jeszcze w pełni literatką. – Do tego trzeba się chyba bardziej zasłużyć, napisać więcej niż jedną książkę – mówi. – No chyba że jest się Weroniką Murek albo Dorotą Masłowską. Dla mnie fajne jest to, że mogę pokombinować inaczej niż w gazecie. W kwestii choroby i samopoczucia trzymałam się faktów, ale wspaniały był moment, kiedy dotarło do mnie, że mogę sobie wymyślić jakąś puentę czy scenę. W pracy dziennikarskiej tego nie ma. Wyhodowałam sobie kolejne „odnóże” zawodowe, z którego mogę korzystać.
O czym chce dalej pisać? – Chciałabym sięgnąć po fikcję – stwierdza. – Na pewno też bardziej zajmuje mnie to, co ludzie mają w głowie niż łaziki na Marsie, choć one są bardzo ciekawe i nasz dział naukowy super o tym pisze. Kocham słowa. Obracanie językiem, znajdowanie rytmu, właściwych określeń to dla mnie wręcz zmysłowa przyjemność.
Cały tekst znajdziecie w kwietniowym wydaniu magazynu „Vogue Polska” z dwiema okładkami do wyboru. Do kupienia w salonach prasowych, online z wygodną dostawą do domu oraz w formie e-wydania.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.