Emily Blunt, która zasłynęła rolą asystentki Mirandy Priestly, wkrótce zagra Katherine Oppenheimer w filmowej biografii w reżyserii Christophera Nolana. Z mężem Johnem Krasinskim tworzy jedną z najbardziej lubianych power couples w Hollywood.
Kasztanowe włosy, smoky eye, nerwowe ruchy. „Nie jestem chora, nie jestem chora, nie jestem chora. Przecież mam na sobie ciuchy od Valentino” – powtarzała sobie Emily z „Diabeł ubiera się u Prady”. Cóż, asystentka Anny Wintour, wróć, Mirandy Priestly, nie miała łatwego życia. 23-letniej wtedy Emily Blunt wystarczyła jedna rola, i to drugoplanowa, żeby zostać gwiazdą wielkiego formatu. Aktorka wspomina dziś, że na planie kultowej komedii z 2006 roku obie z Anne Hathaway, która grała główną rolę Andy, były nieustannie głodne. Musiały w końcu zachować sylwetki supermodelek. Dwanaście lat później 35-letnia Blunt „zastępuje” Wintour w siedzibie „Vogue’a”. – Anna wyjechała na kilka dni do Europy, więc teraz ja tu rządzę – śmieje się w filmiku zrealizowanym do nowego wydania magazynu. Blunt jako Mary Poppins spogląda teraz z vogue'owej okładki, realizując marzenie tej filmowej Emily.
Ale dla kina odkryli Brytyjkę nie tyle twórcy przeboju o magazynie modowym, co Paweł Pawlikowski, który uczynił gwiazdą także Joannę Kulig. Reżyser „Idy” już w 2004 roku obsadził młodziutką Blunt w „Lecie miłości” w roli dziewczyny z wyższych sfer, która zakochuje się w biedniejszej Monie. W niewinnym dziewczęciu o porcelanowej cerze zobaczył kapryśną uwodzicielkę. Od tego czasu wszystkie role Emily były wielowymiarowe. Mimo ponad dziesięcioletniego stażu w Hollywood udało jej się uniknąć zaszufladkowania. Nie jest kojarzona ani z artystycznymi eksperymentami, które gromadzą kilkoro widzów, ani superprodukcjami o superbohaterach. Chociaż teraz to może się zmienić, bo taką superbohaterką, tyle że raczej z bajki, a nie z komiksu, jest Mary Poppins. – Wyczuwając, czego ludzie potrzebują, ofiaruje im to. Ale jej prawdziwą siłą jest to, że w międzyczasie czegoś się o sobie uczą – mówi Emily o Mary Poppins. Poprzednio uzbrojona w magiczną parasolkę niania Banksów pojawiła się na ekranie w 1964 roku, przyjmując postać Julie Andrews. Ale Blunt nie chciała korzystać z doświadczenia swojej poprzedniczki. Postać niani zbudowała inaczej, ze sprzecznych często elementów, wzorując się m.in. na Katharine Hepburn i Rosalind Russell, aktorkach złotej ery kina, które wyprzedzały swoje czasy, współzawodnicząc z mężczyznami.
Poppins Emily też ma być feministką. Zadbał o to reżyser Rob Marshall od mocnego „Chicago”. Trzecią ważną postacią tej produkcji jest Lin-Manuel Miranda, twórca przebojowego „Hamiltona”, który wciela się w postać przyjaciela Poppins. Chociaż niania jest surowa, czasami próżna i zupełnie z innego świata, właśnie to pozwala jej zamieniać świat w bajkę. „Nawet to, co niemożliwe, jest możliwe” – mówi bohaterka. Ekipa zgodnie przyznaje, że choć „Mary” to odtrutka na czasy Brexitu, Trumpa i kryzysu klimatycznego, akcja powieści i filmu toczy się jednak w latach 30-tych, czasach niemniej mrocznych, obciążonych zbliżającą się nieuchronną katastrofą. W tę melancholię wdziera się piosenka. Blunt wreszcie mogła zaprezentować swoje zdolności wokalne. Ćwiczyła już w ciąży z młodszą córeczką Violet, grając uwikłaną w zbrodnię alkoholiczkę w „Dziewczynie z pociągu”. Blunt miała kiedyś zostać piosenkarką, ale gdy brytyjska wytwórnia zaproponowała jej nagranie popowego przeboju, stanowczo odmówiła. W koledżu Hurtwood House studiowała wtedy francuski, hiszpański i teatr. Chciała pracować jako tłumaczka. Zamiast tego trafiła na scenę. Po rockowej operze „Bliss” zagrała w spektaklu u boku samej Judi Dench. Za „The Royal Family” dostała nagrodę dla najlepszej debiutantki. Ale ważniejsza była dla niej lekcja otrzymana od damy Dench. – Nauczyła mnie, jak być wdzięczną za sukces, ale nie traktować go ze śmiertelną powagą – mówiła Blunt.
– Granie stało się zawodem, do którego przywykłam, a nie karierą, którą planowałam – mówi Blunt. Zwłaszcza że jako dziecko pokonała wadę wymowy. – Jąkałam się. Miałam dużo do powiedzenia, ale nie potrafiłam dobrnąć do końca zdania – wspominała w wywiadzie dla „W”. Uratował ją teatr. – Gdy wyszłam na scenę, by wcielić się w rolę, zaczęłam mówić płynnie. To był cud – mówiła Emily. Urodzona w rodzinie z wyższej klasy średniej w Londynie miała jednak możliwości, żeby próbować swoich sił w różnych zawodach. Jej ojciec jest wziętym prawnikiem, wujek posłem, dziadek był generałem. Blunt wychowała się z trójką rodzeństwa. Najbliżej jest ze starszą o kilkanaście miesięcy Felicity, agentką literacką. Poznała ją zresztą z przyjacielem z planu „Diabła”, Stanleyem Tuccim. Dziś są szczęśliwym małżeństwem. Sama Emily z aktorami nigdy umawiać się nie chciała (przez kilka lat spotykała się z wokalistą Michaelem Bublé). Dla Johna Krasinskiego, pochodzącego z polsko-irlandzkiej rodziny z Bostonu, złamała zasady. Zaręczyli się po dziesięciu miesiącach znajomości, choć Blunt przyznaje, że wiedzieli, że są dla siebie stworzeni już po pierwszej randce. W jego mieszkaniu, z pizzą, wyswatani przez znajomych. Ślub zorganizowali w 2010 roku w willi wspólnego znajomego, George’a Clooneya nad jeziorem Como.
– Są niezwykle zrównoważeni. Troszczą się o innych. I dużo śmieją – mówi o parze inny wspólny znajomy, Jimmy Kimmel. Emily i John razem z córkami (Hazel ma cztery lata, młodsza Violet dwa) mieszkają na Brooklynie. Dzieci towarzyszą im też na planie. Power couple Krasinscy tworzą nie tylko prywatnie. Z domu uciekają do wspólnego biura. Stamtąd prowadzą firmę producencką, która pierwszy wielki sukces odniosła w tym roku postapokaliptycznym horrorem „Ciche miejsce”. John wyreżyserował film, obsadzając w głównych rolach siebie i żonę. – To opowieść o tym, jak wiele jesteśmy w stanie zrobić dla swoich dzieci. Bałam się, bo to temat tak nam bliski – mówiła Blunt przy okazji premiery przeboju, który zarobił ponad 300 milionów dolarów. „Hollywood Reporter” umieścił ich za ten sukces na liście twórców, którzy zmieniają reguły gry. John mówi, że Emily teraz, w wieku 39 lat, jest gotowa na supersławę. – Radzę się jej we wszystkim, ona ma we wszystkim rację, ma niesamowitą intuicję do kina – komplementuje mąż żonę.
Ale najbardziej podziwia w niej zaangażowanie w walkę o lepszy świat dla kobiet, także dla ich córek. Na gali „Power of Women” zorganizowanym przez magazyn filmowy „Variety” Emily mówiła: – 130 milionów dziewczynek na świecie nie może się kształcić, bo są wydawane za mąż w wieku 12 lat. A tylko w społeczeństwach, które słuchają głosu kobiet, jest miejsce na postęp. Czyżby sama Emily, tak jak Mary Poppins, udzielała nam, dużym dzieciom, cennych lekcji?
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.