Fashion week jest jak dobra impreza połączona z lunaparkiem. Jedyna różnica, że nawet, gdy masz dosyć, nie możesz zrezygnować. Tak wkręca i uzależnia. O tym, co widziała na tygodniach mody w Mediolanie i Paryżu, opowiada Karolina Gruszecka, dyrektor mody „Vogue Polska”.
Tygodnie mody w Mediolanie i Paryżu gwarantują moc emocji. Widziane z bliska pokazy kolekcji najlepszych domów mody to przeżycie o niebo silniejsze niż oglądanie ich online. A to przecież nie wszystko. Po drodze spotykam najważniejszych ludzi z branży mody, w showroomach rozmawiam z dziewczynami i chłopakami z działów PR i mogę dotknąć każdej rzeczy prezentowanej wcześniej na wybiegach. Sprawdzić fakturę tkaniny, przyjrzeć się nowym fasonom, wyobrazić sobie, jak zagrają na sylwetce. Krótko mówiąc – tygodnie mody służą inspiracjom.
Niezbędne w tej podróży są wygodne buty. Na obcasach chodzą tylko mało zaangażowane redaktorki, które bywają na niektórych pokazach. Konieczna jest torba, która pomieści zaproszenia – wciąż większość dostajemy w wersji papierowej, telefon i, na wszelki wypadek, power bank – nie możemy pozwolić sobie, by telefon padł. Przydaje się parasolka – w Paryżu był tylko jeden słoneczny dzień. W tym sezonie obowiązkowy był żel antybakteryjny. I, jak zawsze, okulary przeciwsłoneczne. Wprawdzie padało, ale pozwalały ukryć rezultaty nocnego gadania przy winie. Każdy dzień wymagał omówienia.
Mediolan. Karuzela trendów
Tu wszystko zaczyna się od pokazu Gucci – jednego z kluczowych i najbardziej wyczekiwanych. Alessandro Michele zaskoczył nas, zanim wylądowaliśmy w Mediolanie. Tydzień wcześniej każdemu z gości wysłał WhatsAppem wiadomość głosową z zaproszeniem. W dniu pokazu jeszcze trwały prace, które mogliśmy podejrzeć w drodze na swoje miejsca. Przechodząc przez backstage, widzieliśmy ostatnie poprawki makijażu i fryzur. A na krzesłach zastaliśmy odręczne listy od Alessandro. Opisał w nich nową kolekcję.
Tę pokazał na wybiegu przemienionym w karuzelę. Kręciła się, a my oglądaliśmy modelki w krynolinach i skromnych mundurkach, w postrzępionych dżinsach i kwiecistych koszulach, w welwetowych marynarach i kusych płaszczykach wykończonych sztucznym futrem. W tle stały wieszaki z ciuchami i czuwali styliści – wcześniejsze przejście przez backstage okazało się częścią show.
Marka Jil Sander, na której pokaz wybraliśmy się razem z VITKAC pozostała przy klasycznej scenografii, bo taka pasowała do jej minimalistycznej kolekcji. Długie zamaszyste sukienki, świetnie skrojone garnitury, oversize’owe płaszcze, dużo nowych modeli toreb pokazane przy akompaniamencie muzyki klasycznej dowiodły, że Jil Sander pozostaje wysmakowane, ponadczasowe i zachwycające.
Na koniec dnia – Moncler. Dla pokazania ośmiu limitowanych kolekcji marka zorganizowała gigantyczną prezentację. Każdy projektant dostał swoją przestrzeń, z własną spektakularną scenografią. Spektakularnie jest od wejścia. Tłum gapiów i paparazzi wyczekują gwiazd. Will Smith w puchówce czy model Jordan Barrett nie mogą przejść spokojnie.
Ja przechodzę, by obejrzeć linię J.W. Andersona. Jonathan wzbogacił puchówki o kolce, modelki, m.in. Kaię Geber, otulił puchowymi szalami. Praktycznie i zabawnie.
Richard Quinn puchówkami nawiązał do modnych w latach 60. krótkich sukienek, a nakryciami głowy do wówczas popularnego trendu kosmicznego. W desenie, obok kwiatów, wtrącił tak ważną dzisiaj tęczę.
Strzałem w dziesiątkę okazała się kolekcja Rimowa dla Moncler. Kultowa walizka została udoskonalona wyświetlaczem, który umożliwi nam rozpoznanie bagażu z daleka. Wpisałam na listę zakupów.
W jednej z sal pokazano stroje dla psów. Zachwyty mieszały się z wątpliwościami, czy wielka impreza to dobre miejsce, by używać psów jako modeli.
Kolejne sale zaliczamy błyskawicznie, bo tłum gęstnieje. Odpuszczamy wizytę w techno autobusie Ricka Owensa.
Versace (tu także gościliśmy razem z domem handlowym VITKAC) przysłało zaproszenia w postaci luster, zdradzając tym samym główny element scenografii pokazu. Czekając na rozpoczęcie show, goście, a wśród nich Jon Kortohajrena, Carolin Murphy czy Emily Ratajkowski, mogli przeglądać się w monitorze przypominającym lustro, które zmieniało się w krzywe zwierciadło. Uczucia mieliśmy mieszane.
Wreszcie pokaz. Na wybiegu Bella Hadid, Irina Shaik, Anna Ewers, Maria Carla Boscono, Kendall Jenner, Anja Rubik. I ubrania – kolekcja przystępna i komercyjna. Po raz pierwszy Donatella Versace wymieszała damskie sylwetki z męskimi. Jak nosić świetne szpilki z damskim garniturem, pokazała Anja Rubik. Absolutnie zabójczy look.
Na Salvatore Ferragamo czekałam niecierpliwie, bo to od kilku sezonów jeden z moich ulubionych domów mody. Tym razem pokazał piękną klasykę w skórzanym wydaniu i bardzo dużo zapożyczeń z dawnych kolekcji marki. Siedziałam naprzeciw wyjścia dla modelek, dzięki czemu mogłam śledzić najdrobniejsze szczegóły stylizacji i makijażu. Obłędne kozaki, plecione torby i kolorowe skóry sprawiły, że zatęskniłam za jesienią.
Bardziej szalone i luźne podejście do zimowej szafy ma MSGM. Mocne kolory, cekinowe sukienki, wąskie jedwabne szale i etole z lisa w kolorze prezentują nową jesienną sylwetkę. Połączenie prymuski z grunge’ową kokietką – na luzie i z dużym poczuciem humoru.
Najpiękniejsze swetry i dzianinowe sylwetki to Agnona. Wszystko utrzymane w kolorystyce brązów, kawy z mlekiem i écru. Nowością były męskie sylwetki – równie interesujące i mięsiste, jak damskie. Męski wełniany garnitur zestawiony ze skórzanymi mokasynami i grubymi melanżowymi skarpetami widziałabym w swojej garderobie.
Przy okazji: na wybiegu wypatrzyłam dwie Polki – Karolinę Łączkowską i Michelle Gutknecht.
No i wreszcie Bottega Venetta.+ Odkąd stery przejął Daniel Lee – najgorętsza marka świata. Gości na pokazie niewielu – dostaliśmy e-mailem zaproszenia ze specjalnym kodem.
Na następny sezon Lee proponuje zaskakujące jak na jesień i zimę połączenia neonowej limonki z brązem, gumiaków z błyszczącymi kreacjami, ortalionowych peleryn z wieczorowymi frędzlami pod spodem. Kluczowe są mocne akcesoria, które zmieniają wszystko – torby w wersji XXL z pluszowymi frędzlami lub wyglądające jak duży cukierek.
Podczas oglądania kolekcji w showroomie przymierzyłam gumiaki. Modelka wyglądała w nich super, ale okazuje się, że poza wybiegiem magia nadal działa. Są lekkie, wygodne i zabawne. Wróżę im poważną karierę.
Paryż. Teatr i użyteczność
W Mediolanie Donatella Versace przypomniała, że moda jest lustrem, w którym odbija się cały świat, w Paryżu potwierdził to Anthony Vaccarello. Plac, na którym zazwyczaj odbywa się pokaz Saint Laurent, zamienił w lustrzany kubik.
Na wybiegu miękki dywan nie ułatwiał modelkom pracy. Snopy światła podświetlające każde wyjście, zamieniały przejścia modelek w fantastyczny spektakl. A ubrania jeszcze podkręcały show. Kolorowe lateksowe legginsy, dużo przezroczystości, wysokie buty. Ukłon w stronę lat 80. zachwycił publiczność.
Ja czekałam na pokaz Loewe, na który zaprosił nas VITKAC. Niestety, z redaktorem naczelnym Filipem Niedenthalem utknęliśmy w taksówce. Zmienna pogoda sprawiła, że korki były większe niż zwykle, przejazd gdziekolwiek zajmował co najmniej godzinę. Zatem obłędną kolekcję Andersona obejrzałam w telefonie, co tylko zaostrzyło mój apetyt, by zobaczyć więcej. W showroomie czekała na szczęście ekspozycja akcesoriów i kreacji, zjawiskowa niczym w muzeum. Zachwyciła mnie biżuteria. Torby wpadły w oko Pernille Teisbaek – ikonie skandynawskiego stylu.
Isabel Marant nie zaskoczyła. Jesień to stanowczo jej sezon. Jak zawsze jest u niej gruby oversize’owy płaszcz, są marszczone sukienki i plecione ponadczasowe swetry. Koledzy wydawali się znudzeni, koleżanki – zachwycone. Marant robi modę przystępną i nieprzegadaną. Ja stanowczo popieram. Nie tylko dlatego, że podczas afterparty zaserwowała piramidę z bagietek i chleba, a do tego masło i inne przekąski gluten full.
Zaskoczeniem była za to kolekcja Balmain. Kojarzyłam markę raczej z kostiumami scenicznymi dla Beyoncé niż z domem mody high fashion. Tymczasem ikoniczne modelki na wybiegu, mocna rytmiczna muzyka i sylwetki rodem z lat 80. Na przykład duże błyszczące swetry wpuszczone w spodnie. Stylistki i redaktorki były zachwycone zmianą. Co powiedzą na to klientki, pokaże czas.
Teatrowi mody wierny pozostał John Galliano w kolekcji „Défilé” (po francusku to zarówno pokaz mody, jak i wojskowa parada) dla Maison Margiela. Według założeń projektanta pokaz, który oglądaliśmy razem z domem handlowym VITKAC, miał mówić o szacunku dla historii i tego, czego nas nauczyła. Obejrzeliśmy płaszcze i peleryny nawiązujące do kroju mundurów, a także stylizacje na pszczelarza lub skauta. Mnie urzekł look z koszykiem piknikowym i skarpetami do połowy łydki. Galliano opowiadając historię, stawia jednak na wygodę i użyteczność. A to dziś w modzie ważny punkt wyjścia.
Nie dla wszystkich. Rick Owens tradycyjnie nic sobie z użyteczności nie robi, on robi show. Tym razem zatopił publiczność w dymie, w którym modelki maszerowały w puchowych pelerynach, asymetrycznych sukienkach i okularach na pół twarzy. Nieodzownym elementem były ogromne rękawice i buty na platformach. Wyglądało to trochę jak przegląd kostiumów do „Gwiezdnych wojen”. Publiczność nie pozostała dłużna. Liczba obłędnie wystylizowanych wyznawców Owensa była imponująca!
Stella McCartney była ekoaktywistką na długo przed tym, zanim było to modne. Tym razem podkreślała to od drzwi. Przy wejściu do Opery, gdzie odbywał się pokaz, można było dostać sadzonkę i napój w ekologicznym opakowaniu. Ubrania – jak zawsze – sprawdzone, ekologiczne i często pochodzące z recyklingu. Show otworzyła dyrektor kreatywna „Vogue Polska” Małgosia Bela, a w finale wyszły zwierzaki – pluszaki z torbami Stelli McCartney. Miały przypomnieć, że przy produkcji nie ucierpiało żadne zwierzę.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.