Feminizm jest trendy. Moda kocha silne kobiety
T-shirty z hasłami jak z Manify, feministyczne marsze na wybiegach, kampanie reklamowe celebrujące girl power. Branża mody wspiera walkę o równouprawnienie, pokazując piękną stronę kobiecości.
Podoba mi się, że kampania świętuje prawdziwą kobiecość. Pokazuje, że możemy cieszyć się z tego, że jesteśmy kobietami, i doceniać inne dziewczyny. To przekaz bardzo w naszych czasach potrzebny – mówi Winona Ryder o wiosennej reklamie H&M, w której wystąpiła u boku Elizabeth Olsen, tańcząc na ulicach Buenos Aires. Ikona pokolenia X, która zapisała się w historii kina rolami wrażliwych, a nawet nadwrażliwych, bohaterek z „Reality Bites. Orbitowanie bez cukru”, „Edwarda Nożycorękiego”, czy „Przerwanej lekcji muzyki”, nigdy nie przepraszała za to, jaka była – melancholijna, lekko neurotyczna, zamknięta w sobie. Przeciwieństwo słonecznych blondynek z Hollywood. Zaczęła cieszyć się życiem po czterdziestce, gdy odnalazła siłę w swojej kobiecości. W tym sezonie Ryder nie tylko zagrała w drugim sezonie „Stranger Things” i nakręciła „Destination Wedding” ze swoim wieloletnim przyjacielem Keanu Reevesem, ale została nową twarzą H&M, dołączając do grona ambasadorek szwedzkiej marki.
H&M do współpracy zaprasza wyłącznie wyraziste osobowości. Kolekcje reklamowały już gwiazdy pop Madonna (2006 rok), Kylie Minogue (2007 rok) i Lana Del Rey (2012 rok). W ubiegłym roku ich miejsce zajęły przedstawicielki nowej fali muzycznej – Zara Larsson, która wiosną zaprojektowała limitowaną kolekcję w sportowym stylu, oraz The Atomics promujące linię na festiwal Coachella. Równie konsekwentnie H&M wybiera modelki. Najnowszą kolekcję Conscious promuje Christy Turlington, jesienią w reklamie wystąpiła Naomi Campbell, za to Insta-girls Kendall Jenner i Gigi Hadid stały się częścią #BalmainHMNation Oliviera Rousteinga. Szwedzki koncern docenia też talent projektantek, tworząc m.in. ze Stellą McCartney (2005 rok), Rei Kawakubo (2008 rok) i Donatellą Versace (2011 rok) limitowane kolekcje zgodne ze stylem każdej z twórczyń mody.
H&M doceniając silne kobiety, wpisuje się w tradycję mody, która nie od dzisiaj stanowi narzędzie emancypacji. Odsłaniając ciało, wyzwala je. Na przemian podkreśla i zaciera różnice między płciami. Prowokuje do ekspresji, myślenia, tworzenia.
Poprzedniczki współczesnych feministek posługiwały się modą, by podkreślić swoją niezależność. Amelia Bloomer, redaktor naczelna pierwszego feministycznego magazynu „The Lily”, w połowie XIX wieku włożyła spodnie, odsłaniając łydki. Odsądzono ją od czci i wiary za manifestowanie strojem, że bezpardonowo uzurpuje sobie prawa należne wyłącznie mężczyznom.
Sufrażystki początku XX wieku pod przewodnictwem Emmeline Pankhurst wyróżniały się, nosząc odcienie purpury symbolizującej godność, czystą biel i zieleń, kolor nadziei.
W latach 20. oznaką buntu były krótkie włosy. Flapper girl Ellen Welles Page pisała do „Outlook Magazine” w 1922 roku, że sięgający uszu bob to wyraz nowo odnalezionego élan vital. Do feministycznej rewolucji w równym stopniu przyczyniła się przed wojną Coco Chanel, kradnąc z męskiej szafy garnitur, żeby uczynić go bardziej kobiecym od sukienki.
Rewolucji obyczajowej lat 60. nie byłoby bez mini, która ośmieliła dziewczyny do tego, żeby głośno mówić o swoich potrzebach. „To młode mieszkanki Londynu wymyśliły krótką spódniczkę. Gdy wchodziły do mojego sklepu po nowe mini, mówiły mi, żebym ścięła je jeszcze krócej” – wspomina projektantka Mary Quant.
Orędowniczką wyzwolenia seksualnego kobiet była także Diane von Furstenberg w swojej kopertowej sukience, służącej temu, żeby „po cichu wymknąć się z pokoju, nie budząc mężczyzny”.
W życiu zawodowym kobiety zaczęły ostro konkurować z mężczyznami w latach 80., potrzebowały więc ubrań równie silnych jak one same. Power dressing, czyli żeńska forma garnituru, wywoływał jednak mieszane uczucia. Do dziś stawia się pytanie, czy kobieta chcąc zająć należne jej miejsce na szczytach władzy, powinna przejmować od mężczyzny symbole jego dominacji.
Kobietom z czasem udało się odnaleźć równowagę, a kobiecość, a nawet zmysłowość, zaczęły kojarzyć się z siłą. Dziś, w czasach, gdy kobieca wolność znów jest zagrożona, moda wiedzie nas na barykady.
Na pokazie kolekcji wiosna-lato 2015 Chanel modelki dzierżyły w dłoniach transparenty „Women’s rights are more than alright” oraz „History is her story”. Największym przebojem 2017 roku były T-shirty Diora z nadrukiem „We Should All Be Feminists” (to cytat z przemówienia nigeryjskiej pisarki Chimamandy Ngozi Adichie). Maria Grazia Chiuri na wybiegu zestawiła podkoszulek z manifestem z tiulowymi spódnicami, żeby podkreślić to, iż nie ma sprzeczności między bezkompromisowością a słodyczą. Projektantka mówiła, że zainspirowały ją do feministycznego gestu nie tylko bieżące wydarzenia, ale także historia domu mody Dior. W latach 60. ówczesny dyrektor artystyczny Marc Bohan głosił pochwałę minispódniczki na przekór konserwatywnym klientkom.
Maria Grazia Chiuri nie była osamotniona w swoim jednoznacznym poparciu dla walki o prawa kobiet. Jonathan Simkhai wybrał na swoje bluzki hasło „Feminist AF”, a Prabal Gurung posłużył się słowami „The Future Is Female” (tymi słowami Jane Lurie i Marizel Rios ogłosiły w 1972 roku otwarcie pierwszej w Nowym Jorku feministycznej księgarni, Labyris Books). – Nigdy nie rozumiałem, dlaczego kobiety miałyby pozbawić się kobiecości w imię tego, żeby stać się równymi mężczyznom. Wierzę, że moda łagodzi ten antagonizm – mówił Gurung. Za to koleżanka Gurunga Mara Hoffman na wybieg zaprosiła organizatorki Marszu Kobiet. Branża mody zajęła także instytucjonalne stanowisko w sprawie praw reprodukcyjnych. Rada mody CFDA wsparła organizację Planned Parenthood, której groziło obcięcie środków.
Feministyczne gesty w modzie nie ograniczają się jednak do odważnych ubrań, ani nawet do poparcia organizacji kobiecych. Następuje fundamentalne przewartościowanie pojęcia „kobiecości”.
Wiek, orientacja seksualna, rasa, czy rozmiar przestają stanowić podstawę oceny kobiety. Moda pokochała dojrzałe modelki, transseksualistki, dziewczyny plus size, przedstawicielki różnych kultur, a co za tym idzie obalony został jedyny słuszny kanon urody. Nareszcie docenia się kobiecość bez makijażu, bez retuszu, bez ściemy. O takim świecie opowiadała kampania H&M z 2016 roku, w której 70-letnia aktorka Lauren Hutton, czarnoskóra aktywistka Adwoa Aboah, transseksualna modelka Hari Nef, założycielka agencji Design Army Pum Lefebure oraz wokalistka Jillian Hervey pokazują, jakie są naprawdę. Piękne, nie pomimo tego, a właśnie dlatego, że niedoskonałe. I tak jak tegoroczne twarze H&M, Elizabeth Olsen i Winona Ryder, cieszą się wszystkimi wymiarami kobiecości.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.