Znaleziono 0 artykułów
30.11.2024

Film „Balkoniary” łączy francuską komedię, horror i feministyczny przekaz. Czy udanie?

30.11.2024
Fot. materiały prasowe

Za co kochamy francuskie komedie? Kolory, smaki, muzyka, seks i uroda kobiet i mężczyzn odgrywają dużą rolę w tym kinie, zwłaszcza w wersji rozrywkowej. Noémie Merlant w „Balkoniarach” przyciąga publiczność typowymi francuskimi magnesami, a potem z lekkiej mgiełki wysuwa lufę karabinu. Strzela na oślep.

Kiedy to się zaczęło? Kto był pierwszy? Która z nas stanowi zerowy przypadek? Wiemy, że w kulturach pierwotnych panował matriarchat, powszechny był kult płodności. Od łask bogiń zależał urodzaj zbiorów, a co za tym idzie dobrobyt gromady. Z jakiego powodu więc i w jakim momencie dziejów zdarzyło się to, czego konsekwencji doświadczamy? Mężczyzna wybrał panowanie nad kobietą zamiast panowania nad sobą. Podniósł rękę, za nim poszli kolejni. Porządek służący wspólnocie wykoleił się. Przemoc wobec kobiet jest dziś zjawiskiem w skali, jaką trudno sobie wyobrazić. Co dziesięć minut na świecie ginie kobieta z rąk partnera lub innej bliskiej osoby. To rzadko bywają intruzi, najczęściej ludzie z otoczenia ofiary. Większość sytuacji łamania praw człowieka dotyczy kobiet.

W filmie „Balkoniary” kobiety biorą odwet na mężczyznach

Widok otwierający nowy film Noémie Merlant? Balkon, wiatrak, ponad czterdzieści stopni Celsjusza – fala upałów przechodzi przez Marsylię. Na posadzce leży kobieta z podbitym okiem i siniakami na ciele. Budzi się, gdy mąż oblewa ją wiadrem wody, żeby przestała odstawiać szopkę, że niby nie żyje. Wstając, ona podnosi łopatkę do roślin, bierze zamach i wali zbira w podstawę czaszki, na ścianę bryzga krew, ale to nie koniec. Dusi go ścierką, a gdy i to nie pomaga, siada mu na twarzy, odcinając dopływ powietrza, aż on przestaje się ruszać. Uśmiech ulgi rozlewa się na jej twarzy. Trudno jej ukryć radość, gdy do zwłok przyjedzie policja. To jednak tylko początek odwetu, jaki kobiety biorą na mężczyznach. W wiadomościach podają, że nurkowie wyłowili z morza męskie ramię. W ciemni fotograficznej, w lodówce, również spoczywa martwe ciało. Kobiety w markecie budowlanym kupują piły wcale nie przypadkiem.

Niespotykana bezpośredniość przemocy i technika, z jaką traktują ciała tych, którzy je napadli, różni postaci z filmu „Balkoniary” od ich poprzedniczek znanych z historii. Akty zemsty kobiet za to, jak się z nimi obchodzono, przez wieki stanowiły głównie skrytobójstwa. W walce wręcz nie było dużych szans powodzenia. Tylko za pomocą kłamstw, spisków, trucizny można było usunąć opresora. Dlatego mizoginiczne fantazje śniły, że kobieta uwiedzie i zdradzi mężczyznę, spije go, zabije, podczas gdy on będzie leżał bezbronny. Jak biblijna Jael, która najpierw dała mleka i przykryła kocem, a gdy stracił czujność, wbiła młotkiem pal od namiotu w czaszkę niczego niepodejrzewającego Sisery. Judyta ucięła mieczem głowę Holofernesa i włożyła do worka lub kosza. Rzuciła na ziemię i przytrzymała stopą, spuszczając oczy z niewinnym, acz zwycięskim spojrzeniem, jak na obrazie Giorgione. Salome za pomocą wspaniałego tańca załatwiła skrócenie o głowę Jana Chrzciciela i dumnie niosła ją na tacy. Dekapitacje były oczywiście metaforą lęku przed kastracją. Narratorami byli bowiem mężczyźni. W opowieściach o dziejach tego czy innego królestwa występowały kobiety żądne władzy, które nakazywały zgładzić swoich synów, wnuków, by same mogły objąć panowanie. Morderczyń mężczyzn było wiele, wszystkie zmitologizowane.

A „Kill Bill”? To, co w rzeczywistości najczęściej się działo, nie miało wiele wspólnego z krwawym rozrachunkiem. Jak mówi Anna Kowalczyk w „Brakującej połowie dziejów. Krótkiej historii kobiet na ziemiach polskich”, przez całe wieki za najlepsze zadośćuczynienie zgwałconej uważano ślub z gwałcicielem. O karze dla przestępcy nie było mowy. Wstyd zakrywał wszystko. Kobiety posiadały niewiele więcej niż imię. Odzyskanie czci poprzez zostanie żoną tego, który naruszył jej cielesność, uważano za jedyny sposób na powrót ofiary gwałtu do zbiorowości. Żyć jako żona mężczyzny, który dokonał na tobie przemocy? Trudno wyobrazić sobie większy koszmar.

Fot. materiały prasowe

Nic dziwnego więc, że potrzebne są filmowe kobiety z balkonu, żeby wyrównać porachunki za lata krzywd wobec pokoleń, które trwają, i tych, które były przed nami. Wolałabym przełożyć oryginalny francuski tytuł „Les femmes au balcon” na polskie „Balkonetki” (po angielsku „The Balconettes”), bo skojarzenie z typem stanika podnoszącego biust, by stał się okrąglejszy, jest tu absolutnie na miejscu. Zaglądanie komuś w biust stanowi jeden z wątków. Podobnie jak chodzenie topless, gdy na sznurkach od bielizny suszą się kolorowe stringi. – Niesamowite, mam taką część ciała! – chciałoby się krzyknąć, gdy na zewnątrz jest 45 stopni i faceci chodzą bez koszulek. My jednak przed nimi musimy się zakryć, bo to przecież zwierzęta, które roznosi instynkt – nie potrafią nad sobą panować.

„Balkoniary” próbują wstrząsnąć światem opartym na usankcjonowanej społecznie przemocy

W tak gorącej atmosferze poznajemy trzy przyjaciółki, które spotykają się na balkonie. Czemu nie na kanapie, w salonie czy w kuchni – tam, gdzie przeważnie toczą się akcje komedii romantycznych? Balkon leży w pół drogi między prywatnym a publicznym. Sięga do intymności, przyciąga ciekawskie spojrzenia. Tyle że zamiast mężczyzny, który „lubi sobie popatrzeć” (eufemizm łagodzi ohydę działań kryjących się pod tym określeniem), czy też ikonicznego bohatera „Okna na podwórze” (1954) granego przez Jamesa Stewarta, tym razem to kobieta podgląda sąsiada z naprzeciwka. Voyeuryzm napędza pisarkę do stworzenia jej pierwszej powieści. Jak można się zakochać w kimś, kogo się nie spotkało, tylko widzi się go przez okno? Nicole (Sanda Codreanu) powinna zapytać chłopaka, w którego wcielił się Olaf Lubaszenko w „Krótkim filmie o miłości” (1988). Zdaje się równie jak on niedojrzała. Żyje życiem innych, wierząc w romantyczny scenariusz. Dopiero gdy porzuci fałszywą niewinność i zrozumie swe powołanie, odnajdzie w sobie zdolność do miłości. Przestanie bać się czegoś, co dotyka ją naprawdę.

Jak zarabiać na czyimś podglądactwie, dobrze wie Ruby, która pracuje jako camgirl. Jej celem jest nie tylko występ, nie tylko ciągły spektakl, od którego nigdy nie ma przerwy – nie może zdjąć „służbowego stroju” ani zmyć makijażu, bo fani są ciągle spragnieni treści. Uwielbia też sprawiać ludziom przyjemność, wysłuchiwać ich, koić. Jej rola jest w pewnym sensie opiekuńcza. Kieruje się zasadą przyjemności, wyzwolona jak mało kto, ale coś w niej musi pęknąć, żeby zaczęła widzieć siebie od środka – nie tylko poprzez męskie spojrzenie. Gra ją bardzo ekspresyjnie Souheila Yacoub znana z „Margot i Almy”. Przyciąga spojrzenie papuzią gamą barw, ciągłym niepokojem wyrażanym w tańcu.

Ostatnią członkinię tercetu – Elise – gra Noémie Merlant, zarazem reżyserka filmu i jego współscenarzystka do spółki z Céline Sciammą, autorką „Portretu kobiety w ogniu” (2019), „Małej mamy” (2021) czy scenariusza „Paryża, 13. dzielnicy” (2021). Doświadczona filmowo przyjaciółka pomogła zadebiutować reżysersko odtwórczyni głównej roli jej najsłynniejszego filmu. Do niego też Merlant nawiązuje, wspominając jako Elise, że przygotowuje się do pracy nad swoim pierwszym filmem kinowym, gdzie zagra muzę sławnego malarza. A zagrała malarkę w relacji, która emancypuje muzę. Postać Elise pełni więc w filmie funkcję autotematyczną, szyderstwo ze stereotypowej sytuacji aktorki, uwięzionej w granych przez nią rolach. Nieradzącej sobie z rzeczywistością, podlegającej ciągłym manipulacjom osób, od których jej los zależy. Poznajemy ją, jak przyjeżdża prosto z planu w charakteryzacji Marilyn Monroe. Zachowuje się, jakby uciekała. Ledwo parkuje czerwonego SUV-a, rysując inne auta, a już w czerwonej sukience wspina się na czworakach po schodach z czerwoną wykładziną. Źle się czuje. Dziewczyny ładują się nawzajem pozytywną energią i na fali entuzjazmu oraz pijaństwa udają się do sąsiada z naprzeciwka (Lucas Bravo), który uwodzi je i urządza spontaniczną imprezę.

Następuje przemiana bohaterek w zwierzęta mocy: pumę, kondora i żmiję. To, co wydarzy się dalej, wywraca na nice mit kobiecej zemsty. Patronką misji przyjaciółek stanie się Lilith – czysta siła destrukcji, nihilistyczna władczyni ciemności, albowiem jedynie w ten sposób da się wstrząsnąć światem opartym na usankcjonowanej społecznie przemocy. Lilith to mityczna kobieta, która wzgardziła bożą łaską, odeszła z raju, została stworzycielką demonów. Bywa archetypem wampira, pociągająca i zwodnicza. Dzięki niej bohaterki filmu mogą robić dowolnie brutalne rzeczy. Przyświeca im cel zmiany równowagi w przyrodzie.

Spośród trzech zwierząt mocy najważniejszym staje się wąż – Bothrops atrox, czyli żararaka lancetowata – wytatuowany na plecach Ruby symbol zdegradowanej bogini, reprezentujący cykl śmierci i odrodzenia, bolesne zrzucanie skóry. To on ma witalność oraz odwagę, by zejść w podziemia i przywrócić straconą harmonię. Od niego zmiana bierze początek. Puma wkracza, gdy potrzebne jest samostanowienie – walka o prawo do równości i wolności. Kondor, gdy trzeba zanurkować w przestworza opowieści, łącząc pojedyncze elementy w całość.

Fot. materiały prasowe

„Balkoniary” łączą kilka gatunków, w tym komedię i body horror, ale ten miszmasz im nie służy

Szkoda, że w perypetiach mocarnych kobiet ginie wątek sąsiadki, która zabiła męża łopatką. Dowcipna i obiecująca postać Denise (Nadège Beausson-Diagne) urywa się. Za to on powraca jako zombie, nie zastając jej w domu. Niepotrzebnie mężczyźni – sprawcy przemocy – stają się w dalszej części filmu ważniejsi od ofiar. Zajmują coraz więcej miejsca.

Twórczynie nie potrafią też zdecydować, czy bardziej zależy im na komedii czy na grozie. Ton filmu zmienia się zbyt często, żeby dało się przejąć losami bohaterek. W końcu to wszystko tylko na żarty, więc ewentualna rewolucja również jest pozbawiona ciężaru. Mimochodem rzucane są głębsze refleksje, jak ta, że zakochujemy się w czyjejś wolności, żeby go zniewolić. O tym, że decyzja o dziecku jest dokonywana autonomicznie przez kobietę, nawet gdy ma męża. Że nikt i nic nie może nam niczego kazać. Wtem w ramach zemsty na facecie padają instrukcje, jak sprawić erotyczną przyjemność kobiecie. Aborcja przeplata się z masturbacją. Naćpane laski pogrążają się w euforii. Nie wiadomo już, o co w tym wyzwoleniu chodzi.

W tle rodzajowych scenek lecą newsy o pożarach, klęsce ekologicznej, której patriarchat ma być częścią. „Koteczek Paul” ciągle dzwoni, a followersi camgirl piszą w komentarzach, że sponsorowana gwiazda za mało się stara przed ekranem. Przemoc zacieśnia pętlę. W scenografii złożonej głównie z suszącej się fikuśnej bielizny groteskowo wypadają stereotypowo dziewczyńskie ornamenty: jęki orgazmów, napisy szminką na lustrze, nieustanny flirt, napalanie się na faceta z sześciopakiem w samych bokserkach, kolorowe drinki, cekiny, fatałaszki – cała ta kulturowa smycz, na której trzyma się kobiety. Pokażcie mi zwyczajną osobę płci żeńskiej! Niestety, Denise nie ma w domu.

W tym momencie trzeba zapytać, za co właściwie kochamy francuskie komedie? Kolory, smaki, muzyka, seks i uroda kobiet i mężczyzn ogrywają dużą rolę w tym kinie, zwłaszcza w jego wersji rozrywkowej. Noémie Merlant chce przyciągnąć publiczność do ekranów typowymi francuskimi magnesami, a nagle z lekkiej mgiełki wysuwa lufę karabinu. Strzela na oślep. Nie skleja się poważna idea stojąca za tym filmem z gatunkowym miszmaszem: zombie, body horroru i seksualnych objawień.

Podczas premiery tego filmu na festiwalu w Cannes trwała ostra rozmowa. Judith Godrèche prezentowała swój film „Moi aussi (Me too)” w Un Certain Regard, mówiąc głosami tysięcy kobiet, które zebrały się na jednej z paryskich ulic we wspólnej akcji, przyznając, że były ofiarami przemocy ze strony mężczyzn. Wokół nich tańczyła 14-nastoletnia córka reżyserki. Bo większość z nich właśnie mniej więcej w tym wieku doznało naruszenia przez dorosłych. Sama Godrèche jest w trakcie dwóch procesów, które wytoczyła dwóm reżyserom – oskarżając Jacques’a Doillona o gwałt na planie filmu „La Fille de 15 ans” („15-letnia dziewczyna”) (1989), w którym wystąpiła, a Benoît Jacquota za gwałt i znęcanie się, będące częścią ich sześcioletniego związku, który rozpoczął się, gdy ona miała 14 lat, a on 39. Obaj mężczyźni zaprzeczają oskarżeniom, ale dochodzenie wciąż trwa.

Obok tamtej produkcji, konfrontującej z tematem nadużyć wprost, „Balkoniary” były w Cannes przyjęte z wyrozumiałością. Pojmowano, że ktoś chce nie tak ostro, acz atrakcyjnie osiągnąć ten sam cel – wzbudzić gniew i wywołać zaangażowanie społeczne. Rozrywkowy wymiar produkcji nie musiałby przecież wcale być przeszkodą. Nawiązania do wczesnego kina Pedro Almodóvara mogłyby prowadzić do wyzwalających perwersji, podobnie jak echa „Climaxu” (2018) Gaspara Noégo, erotycznego tanecznego horroru, w którym występowała Souheila Yacoub. Czy jednak na pewno? I czy teraz jest czas na takie filmy?

Tak czy ianczej, Merlant nie pokazała umiejętności reżyserskich, które pozwoliłyby jej się uporać z tak trudnym zadaniem. I mniejszą wagę ma, czy zawiniło to, że znów w swoim filmie zagrała jedną z głównych ról. Lada chwila zobaczymy ją w feministycznej „Emmanuelle” w reżyserii Audrey Diwan (Złoty Lew w Wenecji za „Zdarzyło się” z 2021 roku), może tam jej sprzeciw okaże się wyzwalający.

Tymczasem w sądzie w Awinionie dobiega końca proces w sprawie Gisele Pelicot – kobiety gwałconej przez dekadę przez swojego męża i kilkudziesięciu innych mężczyzn we własnym domu. Zdarzenie, gdyby zobaczyć je w filmie, wydałoby się niewiarygodne, prawie niemożliwe, żeby naprawdę miało miejsce. A jednak najwyższy wyrok dla męża, 71-letniego oprawcy, jaki może on dostać, wynosi błahe 20 lat odsiadki. Czy ten osobisty koszmar, jakim od września żyje nie tylko Francja, lecz także cały świat, doprowadzi do zmian w prawie i opiece medycznej osób, które być może nawet nie są świadome, że pod wpływem środków odurzających są naruszane? Jak napisała w oświadczeniu ta niebywale dzielna kobieta Gisele Pelicot: „Czas zmienić patriarchalne społeczeństwo »macho«, które trywializuje gwałt. Czas, abyśmy zmienili sposób, w jaki gwałt postrzegamy”. Na pytanie, czy będzie chciała pozostać przy nazwisku męża, odparła, że na początku sprawy jej dzieci wstydziły się nazwiska. Stało się znane na całym świecie i ona chce, żeby to z niej wnuki były dumne. Odzyskać cześć. Tego nie powinno się wstydzić.

Adriana Prodeus
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. Film „Balkoniary” łączy francuską komedię, horror i feministyczny przekaz. Czy udanie?
Proszę czekać..
Zamknij