Jeśli nie najlepszy, to z pewnością najgorętszy film 2024 roku. „Challengers” w reżyserii Luki Guadagnino z Zendayą w roli głównej już teraz można uznać za oscarowego faworyta. Tak emocjonującego trójkąta miłosnego kino nie widziało od dawna.
Trudno nadążyć za piłeczką tenisową pędzącą nad siatką z prędkością 200 kilometrów na godzinę. Jeszcze szybciej zmienia się dynamika relacji między bohaterami filmu „Challengers” w reżyserii Luki Guadagnino. Czy Tashi (Zendaya w swojej najdojrzalszej roli – jej ekranowa obecność rozsadza ramy filmu) pełni funkcję graczki, sędzi czy trofeum? A może naprawdę tylko pomaga swojemu mężowi Artowi (Mike Faist z „West Side Story”) odzyskać świetność? Poświęciła całe życie, by wytrenować mistrza, ale zawodnikowi wciąż brakuje zwycięstwa w US Open, żeby zdobyć Wielkiego Szlema. Może postawiła na niewłaściwego konia? Czy gdyby związała się na stałe z byłym chłopakiem, Patrickiem Zweigiem (Josh O’Connor z „The Crown”), nie siedziałaby jak na szpilkach na trybunach rozgrywki finałowej na turnieju Challenger w New Rochelle w stanie Nowy Jork? Zapisała tu Arta, by przerwać jego złą passę, zapewnić łatwe zwycięstwo, odbudować pewność siebie. Pech chciał, że Patrick potrzebował pieniędzy. Awanturnik, buntownik, łachudra nigdy nie trafił do pierwszej setki ATP, ale też nigdy nie przegrał ze swoim dawnym kumplem, Artem.
Kilkanaście lat wcześniej wygrał z nim najważniejszy mecz swojego życia. Po wspólnym zwycięstwie z Artem w deblu na mistrzostwach Stanów Zjednoczonych juniorów w finale singla rozgromił przyjaciela i przeciwnika. Gra toczyła się o najwyższą stawkę – numer telefonu Tashi, w której obaj zakochali się po uszy dzień wcześniej, gdy wygrała finał juniorek. Nigdy wcześniej nie widzieli ani takiego bekhendu (Zendaya przygotowując się do roli, trenowała przez trzy miesiące pod okiem Brada Gilberta), ani takiego ciała. – Najgorętsza laska w historii – mówi Patrick, ale Tashi jeśli daje się uprzedmiotowić, to tylko dlatego, że ma w tym interes. Chłopcy w swojej chłopięcej buńczuczności wierzą, że to oni uwodzą ją – wielką nadzieję tenisa, ale tak naprawdę to ona prowokuje ich do trójkąta.
W „Challengers” wrażenie robią zmysłowe zdjęcia
Jednak w tym najgorętszym filmie 2024 r. scen seksu właściwie się nie pokazuje. Pozostają w sferze obietnic, pragnień, snów. To tenis rozpala do czerwoności, to tenis wywołuje orgazmiczny krzyk Tashi, to tenis pozwala podziwiać piękno ludzkiego ciała – doskonałego jak na greckich posągach, z mięśniami grającymi pod skórą, wyczerpanego jak po miłosnej nocy. Sposób, w jaki ten film pokazuje cielesność, sprawia, że nasza fizjologia reaguje mocno – mamy gęsią skórkę, napinamy mięśnie, czujemy podniecenie.
Słynącego z zmysłowych, wręcz smakowitych filmów, Guadagnino („Tamte dni, tamte noce” przejdą do historii kina za sprawą sceny z brzoskwinią, a w „Do ostatniej kości” wyrazem miłości stawało się pożeranie ukochanej osoby) wspomaga operator Sayombhu Mukdeeprom, który z kropelki potu spływającej po czole potrafi uczynić fetysz. Guadagnino z Mukdeepromem powinni zresztą kręcić relacje z meczów tenisowych – oglądałoby się je o niebo lepiej niż istniejące transmisje telewizyjne. Kamera przyjmująca perspektywę zawodnika, obserwatora albo piłki, czasem patrząca z ukosa, a czasem z lotu ptaka, frenetyczna, niespokojna, pulsująca jak muzyka Trenta Reznora i Atticusa Rossa kontrastuje z chirurgiczną precyzją struktury opowieści. A tę narzucają zasady gry w tenisa. Mecz składa się z setów, sety z gemów, a gemy z punktów. Przed końcem zawsze trzeba rozegrać piłkę meczową, a gdy nikt nie potrafi uzyskać przewagi, decyduje tie-break. Chaos nielinearnej opowieści axis mundi znajduje na korcie – to cały świat bohaterów, reszta jest tylko przypisem.
Trójkąt łączący Tashi, Arta i Patricka zaburza natomiast perfekcyjną symetrię bazującą na dychotomii między rywalami stojącymi po dwóch stronach siatki. Chyba że uznamy, że ta trójca kochanków, przyjaciół, konkurentów stapia się w jedno. Tashi po ciężkiej kontuzji zmuszona do rezygnacji z kariery musi zadowolić się stanowiskiem trenerki, ale tak naprawdę gra poprzez Arta. Gdy na reklamie samochodu, w której razem występują, pojawia się napis „Game changer”, ona poprawia hasło na „Game changers”. Donaldsonowie razem zmieniają zasady gry. Tyle że tytuł filmu nieprzypadkowo sugeruje, że „challengerów” też jest więcej. Z pozoru to określenie – konkurenta, rywala, tego, który stara się o miejsce na podium zajmowane przez tego lepszego – dotyczy Patricka. Czy jego brak kontroli, rozbuchanie, słabości doprowadziły go do upadku? A może Art upadł niżej, nie buntując się przeciwko reżimowi narzuconemu przez Tashi? Może oddając się jej w niewolę, zaprzedał duszę? Wcale nie za zwycięstwo, lecz za jej miłość, którą ona daje tylko zwycięzcom.
Tashi, grana przez Zendayę, chce stworzyć gracza doskonałego
Gdy Patrick i Art zaczynali, najlepsi kumple z internatu, nazywano ich „Fire & Ice”. Różniła ich nie tylko technika w tenisie, lecz także temperament. Tashi nie chciała decydować, kogo pragnie mocniej, bo sama łączyła w sobie ogień i wodę. A oni mogli stać się pełni i spełnieni, dopiero spajając się w jedno. Ona chciała stworzyć mężczyznę i zawodnika doskonałego – takiego, na jakiego wyrosłaby ona sama. Agresywnego i precyzyjnego, bazującego na emocjach i na strategii, niepokonanego i nieprzejednanego. Stąd ambiwalencja, która targa jej dwoma kochankami – Art już nie chce grać, bo został zwycięzcą, ale czuje się przegranym. Patrick choć wydaje się przegranym, zawsze czuł się zwycięzcą. Dlaczego jeden jest na szczycie, a drugi na dnie? Dzięki niej i przez nią.
Tak jak Tashi chce od samego początku, tenis jest jak związek, a związek jak tenis. Scenarzysta Justin Kuritzkes, nowicjusz w Hollywood, po mistrzowsku prowadzi równolegle wątek związku i wątek tenisa, przeplatając je tak, by do maksimum wykorzystać konwencję kina sportowego, a jednocześnie nawiązać do klasyki filmów miłosnych. Nieistotny pozostaje kontekst społeczny – postaci drugoplanowe nie odgrywają właściwie żadnej roli (po macoszemu potraktowano w szczególności matkę Tashi, która na pełen etat zajmuje się córką Tashi i Arta, zaniedbaną przez zawziętą trenerkę), nie wiadomo, z jakich domów wywodzą się Tashi, Art i Patrick, nie interesuje nas, kim właściwie są poza tą grą – w miłość i w tenisa.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.