Film „Rodzaje życzliwości” Giorgosa Lanthimosa z Emmą Stone zadebiutował na festiwalu w Cannes. Fani oscarowych „Biednych istot” będą oburzeni, rozczarowani albo zdziwieni. Po hollywoodzkim sukcesie grecki reżyser powraca do kina o wiele bardziej awangardowego.
„Rodzaje życzliwości” to najbardziej wyczekiwany film tegorocznego festiwalu w Cannes. Po „Biednych istotach”, które podbiły Hollywood, Giorgos Lanthimos powraca do źródeł. Z reżyserem znów współpracę podjęli Emma Stone, Willem Dafoe i Joe Alwyn, przed kamerą stanęli także Jesse Plemons, Margaret Qualley i Hong Chau. Dzięki Lanthimosowi Stone wyrosła na najciekawszą aktorkę swojego pokolenia. Tu znowu jest doskonała, ale to Plemons kradnie show. Gra trzy różne role – jedną ciekawszą od drugiej. Po „Rodzajach życzliwości” kolejka aktorów chętnych do współpracy z Lanthimosem tylko się wydłuży.
„Rodzaje życzliwości” to makabryczna, przesycona ironią, komiczna baśń podzielona na trzy opowieści
Niemal trzygodzinny film zamknięto w formie tryptyku. Konwencja? Makabryczna, przesycona ironią, komiczna baśń – samoświadoma i świadoma mechanizmów rządzących światem. W pierwszej części śledzimy losy mężczyzny (Jesse Plemons), o którego każdym ruchu decyduje szef (Willem Dafoe). Kiedy jednak zostanie poproszony o zabicie człowieka, zbuntuje się. Wyswobodzenie się powinno przynieść mu ulgę, ale wkrótce zatęskni za chodzeniem na smyczy pana. Wtedy odkryje, że nie jest niezastąpiony.
W drugiej części obserwujemy, jak bohater (w tej roli także Plemons) przechodzi przez piekło, czekając na powrót zaginionej w wypadku na morzu żony naukowczyni (Emma Stone). Kiedy kobieta zostaje odnaleziona, początkowa euforia szybko ustępuje miejsca zaskoczeniu, a wkrótce złości. „Mówię wam, to nie jest moja żona”, tłumaczy wszystkim mężczyzna, a oni klepią go po plecach i każą więcej odpoczywać. Biedaczek pewnie ma omamy. Jednak w każdym szaleństwie jest metoda, a kolejne, coraz bardziej makabryczne wydarzenia zdają się to potwierdzać.
Wreszcie w części trzeciej dwoje wyznawców (Stone i Plemons) tajemniczego kultu (Dafoe i Chau w roli poliamorycznych liderów) szuka kobiety, która potrafi przywracać do życia zmarłych. Sprawdzają kolejne kandydatki, wypożyczając trupa od znajomego pracownika chłodni. W międzyczasie odkrywamy, co musieli zostawić za sobą, by przystąpić do dziwnej religii. W najmniej spodziewanym momencie na horyzoncie pojawia się wyczekiwana cudotwórczyni.
Giorgos Lanthimos w nowym filmie powraca do konwencji z czasów „Kła”
Lanthimos zdaje się odbijać od wielkiego sukcesu „Biednych istot”. Jego nowy film można by poddać analizie na zajęciach filmoznawczych. Ale czy produkcję będzie się dało oglądać w kinach? Czas pokaże. Kto lubi filmy gęste i zachęcające do zaangażowania szarych komórek, poczuje się tu jak w niebie. Ale surrealizm „Rodzajów życzliwości” jest mniej przystępny niż w „Faworycie”. A „Biedne istoty” wyglądają przy nim jak bajka Disneya, jak napisała Radika Seth z brytyjskiego „Vogue’a”. Taki był Lantihmos za czasów „Kła” – zafascynowany nihilizmem, na zimno przyglądający się temu, co odpychające. Konstrukty takie jak rodzina, społeczeństwo i jednostka podlegają twórczej dekonstrukcji.
Lanthimos zastawia na widza pułapki – oferuje pozorne poczucie bezpieczeństwa, by za chwilę zaskoczyć kolejnym zwrotem akcji. Ten film to rodzaj wyrafinowanej gry. Podczas gdy wielu zmęczonych przesytem twórców szuka odpowiedzi w minimalizmie, reżyser nie obawia się przegiąć, ale każdy jego ruch jest pewny i przemyślany.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.