Zdjęcia autorstwa chłopaka z Sandomierza dostrzegła prestiżowa londyńska agencja DoBeDo, zrzeszającą fotografów mody. Mike Bona został laureatem organizowanego przez nią konkursu dla młodych twórców. l wydał zachwycający, nowatorski album o małomiasteczkowej, wiejskiej Polsce.
DoBeDo reprezentuje fotografów, filmowców, artystów wizualnych, którzy pracują dla czołowych domów mody. Mentorem i doradcą Bony, jako laureata DoBeDo Photography Mentorship Program, został Johnny Dufort, który fotografował między innymi dla Diesela, Miu Miu, Marca Jacobsa, Gucci czy Stelli McCartney. Stworzył też niezapomnianą zwierzęcą okładkę włoskiego „Vogue’a” – wydania zatytułowanego „Animal Issue”. W ramach programu DoBeDo Sandomierzanin zrealizował od dawna planowany „Family Album”. Ta stylowa i piękna opowieść o Polsce nawiązuje do wypełnionych amatorskimi obrazami pospolitych albumów rodzinnych.
Złomowisko jako twórcze epicentrum
Przyczyną wszystkiego jest należący do rodziców Bony skład złomu. – Mieszkam w Sandomierzu i pracuję na rodzinnym złomowisku. Przyjmuję złom, sprzedaję, kupuję. Od dziecka jestem z tym miejscem związany i wszytko się wokół niego obraca – mówi Mike. – Jest mi tu dobrze. Mam czas na rozwój artystyczny. Mogę też często wyjeżdżać – odpowiada 26-latek, gdy dopytują go, dlaczego został w 20-tysięcznym Sandomierzu. Artysta dostrzega też piękno miasta, którego historia sięga co najmniej X wieku, a jego unikatowa architektura pamięta czasy średniowiecza. Liceum, które ukończył Mike, ma renesansowy rodowód.
Źródłem sztuki Bony stała się brudna i niebezpieczna praca. – Od zawsze próbowałem romantyzować złomowisko, łagodzić je i wplątywać w nie swoje historie. Odnalazłem tu piękno, dlatego zacząłem fotografować. Książką, która mnie do tego pchnęła, była „Fotografia jako sztuka współczesna” Charlotte Cotton – relacjonuje. Lektura sprawiła, że Bona myśli o obrazie w niestandardowy sposób, a fotografa jest dla niego sztuką.
Różne rodziny na fotografiach Bony
– Uwielbiam jeździć po okolicznych wsiach i fotografować to, co zobaczę. Romantyzuję wieś – stwierdza. Wyrazem tego jest okładka albumu. W tle widać zielone pagórki i zabudowania gospodarstwa, a na pierwszym planie, na rozstaju polnych dróg stoi skuter, na którym, i obok niego, pozują cztery modelki w sukniach ślubnych. Tuż za postaciami ustawiono biały okrąg – wielką aureolę albo księżyc w pełni. W rzeczywistości jest to antena satelitarna, retrofuturystyczny skarb ze złomowiska, a wcześniej powtarzający się element polskiego krajobrazu.
Artysta mówi, że dziewczyny z okładki mogą tworzyć jakąś rodzinę. Czy są zatem żonami żyjącymi w poliamorycznym związku? A może przyjaciółkami lub siostrami z queerowego ballroomu? Mike nie podaje odpowiedzi.
Eksperymentując z naiwną estetyką albumów rodzinnych, bada jednocześnie koncepcję rodziny. Zaznacza, że rodzinę mogą scalać nie tylko więzy krwi czy heteronormatywne związki, lecz także inne wybory i queerowe relacje.
Ale nie tworzy w opozycji do tradycyjnych rodzinnych zażyłości, wręcz przeciwnie: nawiązuje do nich. Pomiędzy nowe obrazy wplata stare zdjęcia rodziców, na których jest dzieckiem. Na jednej z rozkładówek widać przedstawienie wielkiej, zużytej maszyny budowlanej, a obok widnieje nastrojowy portret babci. Dwie fotografie opowiadają o rodzinnej miłości, trwającej w scenerii złomowiska.
Rodzinność ma w albumie wiele twarzy. Fotografia saszetki, na której nadrukowano zdjęcie muzułmańskiej rodziny, to rzecz kupiona w lumpeksie przez Huberta Pelca, który razem z Mikiem jest dyrektorem artystycznym „Albumu Rodzinnego”. W kontekście wielokulturowej historii Polski i Sandomierza, a także w sytuacji, w której na granicy z Białorusią giną i cierpią wyganiane z Unii Europejskiej osoby, przedmiot ten przestaje być bagatelny.
Moda nie jest najważniejsza
Ważną, choć nie kluczową rolę odgrywają w twórczości Bony ubrania. Sandomierzanin był fanem Balenciagi, jest miłośnikiem Martine Rose, która inspirując się tym, co zwykłe, trywialne i prowincjonalne, odnosi sukcesy na wybiegach w Londynie i Florencji.
W „Family Album” nie widać jednak metek znanych kreatorów. Niewiele jest też rzeczy od krajowych projektantów. Modelka z tylnej okładki nosi długie owłosione buty Kamila Wesołowskiego. Na innym zdjęciu śliczne niemowle pozuje w śpioszkach Martyny Konieczny. Reszta strojów pochodzi głównie z odzieżowych złomowisk, czyli z lumpeksów i z aplikacji do sprzedawania ubrań Vinted, a także z szaf zaprzyjaźnionych stylistek. Stylizacje oprócz Bony tworzyli: Weronika Wood, Oriana Radziuk i Zuza Gontarczuk.
Zdjęcie pod tytułem „Niekończące się polskie ogrodzenie”
Oprócz tego w albumie widać sklejki, firanki, panele podłogowe, niedesignerskie meble i regały, a także zaskakujące dekoracje wnętrz, na przykład tapetę, która przedstawia kamienną kompozycję, naśladującą mury obronne średniowiecznych miast.
Mike pokazuje też szpetne kurioza, przede wszystkim szare ogrodzenia ułożone z betonowych płyt, które czasem ozdobione są historyzującymi elementami, takimi jak ornamenty czy tralki. Ale i one w ujęciach Bony ulegają poetyzacji i stają się metaforą bezkresu. – Bardzo lubię zdjęcie przedstawiające okropne, brzydkie, betonowe ogrodzenie ciągnące się w nieskończoność. Mógłbym je zatytułować „Niekończące się polskie ogrodzenie” – tłumaczy Mike, który nigdy nie szydzi z brzydoty, lecz szuka w niej głębszego sensu.
Jak w filmach Weira i Antonioniego
Dziewczyny z okładki wracają. Sabat panien młodych został uwieczniony w różnych miejscach złomowiska. Żart i zabawa mieszają się w tych scenach z grozą, niesamowitością i tajemnicą, jak z „Pikniku pod Wiszącą Skałą”, słynnego metafizycznego dreszczowca Petera Weira z 1975 roku. Zdjęciu omdlewającej pośród szkolnych krzeseł modelki towarzyszy nawet fotografia sztucznej skały. To makieta wulkanu Etna z Parku Rozrywki i Miniatur pod Kielcami, gdzie obok wieży Eiffla i wieżowców World Trade Center znajdują się pomniejszone wersje katolickich miejsc kultu i gmachów sakralnych.
W parku miniatur powstała też fotografia ukazująca pełną ciepła i bliskości relację dwóch osób. Na tle kopii turystycznych hitów pozują: dojrzała modelka Asia Dyrkacz i Filo Nalepa, dużo młodsza niebinarna osobowość artystyczna. Bona nie zdradza, jaka jest między nimi relacja. – Niech każdy zinterpretuje to sam – radzi.
Fota, którą Johnny Dufort uznaje za swoją ulubioną, ukazuje kobietę chowającą się za miniaturą wieży w Pizie. Zza kopii krzywego zabytku wystają tylko nogi w szpilkach. W głębi są trawnik, ogrodzenie, skręcony wąż ogrodowy, drzewa. Atmosfera zdjęcia przypomina „Powiększenie” (1966) Michelangelo Antonioniego, jeden z najbardziej wyszukanych estetycznie filmów w historii kinematografii. Obraz mógłby być też reklamą butów włoskiego domu mody, wywodzącego się z Pizy.
Emocje wywołuje też – prawdziwy, nie miniaturowy – opuszczony zamek romski, straszący niedaleko Kielc. Nobliwą lokacją są natomiast wnętrza Collegium Gostomianum w Sandomierzu, szkoły, którą otwarto w 1602 roku. Oryginalny renesansowy gmach liceum tworzy urokliwą sylwetę, która góruje nad doliną Wisły.
Kielecczyzna i Sandomierszczyzna, widziane oczami Bony, są magiczne, malownicze i niewinne, to kraina pełna skarbów i zaskakujących miejsc, ale niepozbawiona rażącej brzydoty, która być może też ma głębszy sens. Brutalizm i postapokaliptyczny krajobraz łączą się w książce z różnorodną miłością i przyjaźnią. „Family Album” to jedna z najciekawszych fotograficznych publikacji, która opowiada o dziwnej, lecz miejscami zachwycającej, bajkowej współczesnej Polsce.
Książkę można zamówić, pisząc do twórcy zdjęć na Instagramie. Zamówienia realizowane są metodą przedsprzedaży i można je składać do końca kwietnia 2023.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.