Wysmakowana nonszalancja i żadnych zmartwień – z grubsza na tym polega słynny francuski styl. Sprawdzamy, jak definicję wyznaczoną przez ikony zmienia nowe pokolenie influencerek i młodzi projektanci mody, a co zostało po staremu.
Nieczuły na upływ czasu i zmieniające się trendy wciąż budzi ogromne emocje, a przynajmniej ciekawość. Najlepszy dowód, że właśnie to czytacie. Magnetyzm francuskiego stylu kryje się między innymi w jego ponadczasowości.
Nowe pokolenie francuskich it-girls bije rekordy popularności na Instagramie. Faworytką jest Jeanne Damas. Na koncie ma nie tylko 1,2 mln obserwujących, lecz także współpracę z polską marką Reserved. To właśnie Damas tańczy bougie z Joanną Kulig w jednej z ostatnich kampanii marki. Jeanne wierna jest francuskiej klasyce – kocha proste niebieskie dżinsy, obszerne marynarki, wzorzyste sukienki, robione na drutach kardigany, kopertowe kroje i bufiaste rękawy. A także włosy w nieładzie i czerwoną szminkę.
Po piętach depczą jej inne influencerki, które konsekwentnie pracują na to, że definicja francuskiego stylu ewoluuje. Wśród nich jest modelka Lena Simone, która równie chętnie jak retrosukienki w łączkę nosi sportowe ubrania z metką Off-White. Albo odnajdująca piękno w niedoskonałości Solange Smith.
Louise Follain wzbogaca francuski styl o elementy boho.
W dzisiejszych czasach nie trzeba zresztą wcale urodzić się we Francji, by uchodzić za ikonę tamtejszego stylu. Wystarczy wspomnieć Sabinę Socol, która urodziła się w Rumunii, albo Polkę Martę Cygan. To właśnie one wyznaczają dziś w Paryżu co jest, a co nie jest cool.
Sztuka udawania
– Francuski styl to gra, sztuka udawania – mówi Alexandra Sulżyńska, polska projektantka o francuskich korzeniach, która jako Jolie Su tworzy kapelusze. – Spędzasz nad lookiem godziny po to, żeby wszyscy myśleli, że po prostu wstałaś z łóżka, zarzucając na siebie pierwszą rzecz z brzegu i koszulę kochanka – tłumaczy. – Zabawa polega na tym, by sprawiać wrażenie jakby nasz wygląd i moda kompletnie nas nie interesowały, ale w taki sposób, by wszyscy wokół uważali nas za „trop cool, trop charmante” – dodaje.
Jak to zrobić? Z pomocą przychodzą poradniki, których na rynku jest mnóstwo, a każdy znalazł się na liście bestsellerów. Najważniejsze to „Paryski szyk”, „Francuzki nie tyją” i „Bądź paryżanką, gdziekolwiek jesteś” napisane – odpowiednio – przez Inès de la Fressange, byłą modelkę i muzę Karla Lagerfelda, ekspertkę do spraw żywienia Mireille Guiliano i ikonę francuskiego stylu Caroline de Maigret. Znamy je na pamięć, ale i tak zawsze znajdzie się moment, by w internecie sprawdzić jeszcze, jak ubrać się na randkę jak Francuzka, co każda paryżanka ma w swojej szafie, a także – jak stylizuje grzywkę.
Nie potrafimy się temu oprzeć, mimo że za każdym razem dowiadujemy się tego samego: pokochaj swoje niedoskonałości, nie przejmuj się upływem czasu, jedz to, co lubisz (byle małe porcje). Generalnie – nie staraj się za bardzo.
Albo przynajmniej udawaj, że się nie starasz.
Ikony francuskiego stylu
Nieustannie inspiracją są ikony stylu sprzed lat. Brigitte Bardot, która za sprawą filmu „I Bóg stworzył kobietę” z 1956 r. rozbudziła wyobraźnię mieszanką zuchwałego i jednocześnie nie do końca uświadomionego piękna. Niezależnie od tego, czy miała na sobie odważne – jak na tamte czasy – bikini czy też skromną szmizjerkę – z nonszalancko odpiętym guzikiem przy dekolcie – albo klasyczny bretoński top.
Dziewczęcego uroku i seksapilu nie brakowało także Jane Birkin, która choć urodziła się w Londynie, do dziś uchodzi za jedną z najważniejszych postaci dla francuskiego stylu. Nosiła wszystko to, co dziś na wybiegach lansują projektanci: denimowe dzwony, mniej lub bardziej dopasowane do ciała białe T-shirty – obowiązkowo bez stanika, drewniaki na niewysokiej platformie, kardigany i sukienki z cienkiej dzianiny czy wreszcie wiklinowe koszyczki. Ze swoim ulubionym – wysokim i pojemnym Birkin nie rozstawała się prawie nigdy – dzierżyła go w dłoni nawet na czerwonym dywanie podczas festiwalu filmowego w Cannes w 1974 r.! Dopiero później zamieniła go na zaprojektowaną specjalnie z myślą o niej i nazwanej jej nazwiskiem, torebkę od Hermèsa. Stało się to po tym, gdy ówczesny partner gwiazdy Jacques Doillon w ataku zazdrości rozjechał koszyczek samochodem.
Nieco inny wymiar francuskiego stylu prezentowała Françoise Hardy. Ona miała słabość do ubrań rodem z męskiej szafy: tenisowych garniturów, białych koszul, prostych oversize’owych płaszczy czy skórzanych i denimowych kompletów (spodnie plus krótka kurtka – idealne na motocykl), do których niejednokrotnie zakładała czapkę beatlesówkę.
To tylko kilka z przykładów, a przecież zdefiniować paryski styl pomogły także: Catherine Deneuve, Anna Karina, Loulou de la Falaise, a także Carine Roitfeld czy Garance Doré. Co je łączy? Elegancja idąca w parze z zamiłowaniem do wygody i odrobina ekstrawagancji.
Wolność, równość, radość
Na kształt francuskiego stylu bez wątpienia mają też wpływ projektanci mody. Na prowadzenie wciąż wysuwa się Chanel, która pod rządami nowej dyrektor artystycznej Vivienne Viard powraca do korzeni marki. Najlepszym przykładem jest ostatni pokaz – Chanel Metiers d’Art 2020 zainspirowany słynnym apartamentem Coco Chanel przy Rue Cambon oraz ulubionymi motywami projektantki.
Francuski styl na nowo interpretują też młodzi twórcy. Objawienie ostatnich lat – pochodzący z Prowansji 29-letni Simon Porte Jacquemus proponuje słomkowe kapelusze z rondem tak dużym, że można się pod nim ukryć w całości, i torebki tak małe, że mieszczą się na dłoni (i to po kilka na raz). A także zdekonstruowane, asymetryczne sukienki, powrót dzianin i czółenka na rzeźbiarskich obcasach.
Hedi Slimane po debiutanckiej wpadce w domu mody Celine, przypomniał sobie jedną ze złotych zasad francuskiego stylu – lepiej pokazać mniej ciała niż za dużo, wracając tym samym do założeńnieodżałowanej Phoebe Philo). Widzieliście kampanię na sezon wiosna-lato 2020? To kwintesencja francuskiego stylu w starym dobrym wydaniu, ale niepozbawiona współczesnego sznytu. Są sukienki w łączkę i robione na szydełku topy, klasyczne tenisówki, dżinsy i szerokie marynarki. Bretoński top zastępuje już jednak kangurka w paski.
Więcej rock’n’rolla znajdziecie w propozycjach The Kooples – ulubionej marki francuskiej ulicy. Bo dziś francuski styl ma jeszcze więcej luzu niż zwykle. Nie tylko nie trzeba już martwić się zmarszczkami czy siwymi włosami, ani nawet rozmiarem ubrań – ważniejsza jest pewność siebie, z jaką je nosimy. – Chodzi o wolność, radość z życia – podkreśla Jolie Su. – Gdy to opanujemy, nieważne co na siebie włożymy – dodaje.
Charlotte Rampling powiedziała kiedyś, że pięknymi uczynili Francuzki inni ludzie – dzięki temu są świadome swoich ciał, sposobu, w jaki się poruszają, i swojej seksualności.
Warto brać z nich przykład. Niezależnie od tego, co nosimy.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.