Dlaczego 14 lat temu popkultura tak okrutnie potraktowała jedną z największych ze swoich gwiazd, starała się wyprzeć jej problem, przykleiła maskę klauna? Czy dziś stać nas na więcej? Jak traktujemy osoby z chorobami psychicznymi i ich spektrum?
W 2007 r. dowiedzieliśmy się o poważnych problemach psychicznych Britney Spears – piosenkarka przeżywająca załamanie nerwowe na rok odsunęła się od życia publicznego. Media potraktowały sytuację jako pikantny epizod – oto niedojrzała gwiazdka płaci cenę za międzynarodowy sukces. Przyjęto wygodną narrację: jest młoda i zepsuta, więc ponosi słuszną karę. Kiedy po roku wróciła, z nową płytą i ogłosiła trasę koncertową, uznano, że wygrała. W amerykańskim stylu przekuła słabość w sukces i od tej pory wszystko będzie dobrze.
Producentom tak było najłatwiej – stworzyć historyjkę o potknięciu, z którym utożsamią się fani, wypuścić wywiad z ckliwą „życiową” historią, żeby podgrzać zainteresowanie, a później zainkasować zyski ze sprzedaży płyt, biletów i wszystkiego, co byłaby w stanie wypromować swoją twarzą, od nastolatkowych ubrań i perfum po telewizyjny show. Dramaturgia napędzała marketingowy produkt, którym od początku miała być Britney. I choć blask gwiazdy słabł, bo wyrastała z roli idolki nastolatków, to wciąż utrzymywała się w branży – jako jurorka amerykańskiej edycji X-Factora (2011-12), gwiazda spotu Super Bowl (2015) czy reklamy Apple Music (2016). Ale po latach infantylny przekaz mediów i naiwność fanów zderzyły się z rzeczywistością.
Britney Spears: Show-biznes bez retuszu
5 lutego 2021 r. w cyklu „The New York Times przedstawia” miał premierę dokument Samathy Stark „Framing Britney Spears”, który rzucił na jej postać nowe światło. Dowiedzieliśmy się, że 39-letnia dziś Britney, matka dwóch synów, od lat jest poważnie chora i leczona psychiatrycznie. Ubezwłasnowolniona żyje pod kuratelą ojca, któremu – jak się wydaje – zgodnie z prawdą, zarzuca wiele nadużyć.
Mimo deklarowanej poprawy stanu zdrowia nie jest w stanie uwolnić się z klatki, którą zatrzasnął na niej system prawny i członek najbliższej rodziny.
Scena, która w 2009 r. pojawiła się na YouTubie i wciąż jest oglądana w serwisie, nabrała nowego znaczenia. Oto Britney z małym dzieckiem na rękach wchodzi do kawiarni, gdzie dopada ją grupa paparazzich. Gwiazda z początku uśmiecha się, po chwili traci pewność siebie, stara się odwrócić twarz. Paparazzi śmieją się i napierają coraz bardziej. Obsługa nie reaguje, a goście śledzą wydarzenia jak porywające widowisko. Spears nie wytrzymuje napięcia i płacze. Upokorzona stara się zasłonić twarz, przytulając małego synka.
Dzięki „Framing Britney Spears” nagle zrozumieliśmy, że wszyscy – dawni i obecni fani, tak samo jak szydercy lajkujący pikantne doniesienia prasowe – wszyscy tworzymy potworną showbiznesową machinę, której zakładniczką jest Britney. Jesteśmy współodpowiedzialni za jej głębokie cierpienie.
Stało się coś przełomowego – zmienił się ton relacjonowania życia piosenkarki w mediach i serwisach społecznościowych. Na Instagramie hashtag #FreeBritney pojawił się już ponad 460 tys. razy, angażując zarówno fanów, jak i wpływowe postaci popkultury, m.in. Mariah Carrey, Christinę Aguilerę czy Paris Hilton. W zeszłym tygodniu trafił do amerykańskiego Kongresu projekt ustawy, która ma pomóc osobom w położeniu piosenkarki wyzwolić się z kurateli niepożądanych opiekunów.
Sprawa Spears budzi takie zaangażowanie, że dziennikarze nazwali to już ruchem, a nie jedynie akcją #FreeBritney.
Czy doświadczenie Britney Spears przełoży się na akceptację dla chorych?
W tej sytuacji warto zadać sobie pytanie: Czy dziś stać nas na więcej? Jak traktujemy osoby z chorobami psychicznymi i ich spektrum? Czy pozwalamy im na otwarte przyznanie się do choroby? I czy potrafimy ich zaakceptować?
Spears została w filmie naprawdę obnażona. Nikt, kto oglądał, nie ma wątpliwości, że jest poważnie chora, każdy poznał mechanizmy schorzenia i głębokie poczucie wstydu, jakie towarzyszyło gwieździe. To jest duża edukacyjna wartość, zwłaszcza na tle innych medialnych wyznań, na przykład dotyczących depresji, która nigdy nie była zdiagnozowana i prawdopodobnie mylona jest z melancholią albo zwykłym smutkiem. Przypadek Spears, jako prawdziwy i nieocenzurowany, może też nieść realną otuchę chorym, którzy w doświadczeniu gwiazdy dostrzegają nić własnej historii. Ale, czy to wystarczy?
– Zastanawiając się, czy sprawa Britney może zmienić odbiór osób z problemami psychicznymi, zachowuję sceptycyzm – mówi Ewa Pragłowska, psycholożka kliniczna, psychoterapeutka Kliniki Terapii Poznawczo-Behawioralnej Uniwersytetu SWPS. – Britney Spears nadal jest postrzegana jako ktoś, kto odniósł sukces, a więc w podtekście – ma dużo pieniędzy i da sobie radę. Myślę, że jej osobista historia i dramat może wzbudzić współczucie, ale nie przełoży się na lepsze rozumienie i akceptację chorej na uzależnienie od alkoholu kuzynki czy zaproponowanie spaceru sąsiadowi, który właśnie został wypisany ze szpitala psychiatrycznego.
Psycholożka: Język zwiastuje zmianę
Psycholożka zauważa jednak, że realną zmianą jest jednak język, którym media relacjonują sprawę Britney Spears. Nagłówki zamiast cynicznej oceny, są sprawozdawcze, ważą słowa i przynajmniej udają empatię. Autorki i autorzy tekstów nie szafują prostymi diagnozami, opierają się na wypowiedziach i faktach. Ironizowanie czy wyśmiewanie choroby już nawet w prasie brukowej jest faux pas. A to oznacza nowy standard dotyczący nas wszystkich. – W psychologii słowo poprzedza działanie – zauważa Ewa Pragłowska, sugerując, że język jest jaskółką przemian obyczajowych.
To ważne, bo temat chorób psychicznych, w tym depresji, jest powszechny – dotyczy nawet 30 proc. dorosłych Polaków (badania EZOP w grupie 18-64 lata w 2012 r.), a wszystko wskazuje na to, że odsetek będzie się zwiększał.
– Na to wskazują dane epidemiologiczne dotyczące osób, które doświadczają np. depresji, zaburzeń lękowych, uzależnień od substancji psychoaktywnych, zaburzeń snu czy odżywiania – mówi Ewa Pragłowska. – Powodów jest wiele – wszechobecny stres, zmiana formy kontaktów międzyludzkich, wydarzenia losowe, takie jak np. pandemia COVID, migracje, samotność mimo bycia w „sieci” – wylicza i dodaje: – Jak powiedział jeden z moich pacjentów: Ludzie dzielą się na tych, którzy chorowali psychicznie, chorują lub będą chorować.
dr Ewa Pragłowska – psycholożka kliniczna, psychoterapeutka w Klinice Terapii Poznawczo-Behawioralnej Uniwersytetu SWPS.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.