Znaleziono 0 artykułów
29.12.2023

„Gladiator” z 2000 roku z Russellem Crowe’em zasłużenie stał się filmem kultowym

29.12.2023
(Fot. Getty Images)

„Gladiator” zadebiutował na ekranach kin 23 lata temu. Osadzony w starożytnym Rzymie dramat z Russellem Crowe’em i Joaquinem Phoenixem odświeżył gatunek „miecza i sandałów”, podbijając serca widzów. Kultowy status produkcji wydaje się uzasadniony. W 2024 roku film doczeka się sequela z Paulem Mescalem w głównej roli. 

Mimo że korzenie kina „miecza i sandałów” (sword-and-sandal) sięgają jeszcze włoskiego kina niemego, to szczyt popularności gatunek ten osiągnął w latach 50. i 60. XX w. wraz z sukcesem „Spartakusa” (1960) Stanleya Kubricka, „Upadku cesarstwa” (1964) Anthony’ego Manna czy nagrodzonego 11 Oscarami „Ben Hura”(1959) Williama Wylera. Znakiem rozpoznawczym kina „sandałowego”, zwanego także peplum (od tradycyjnego stroju ze starożytnej Grecji), było przeplatanie legend i mitów z antyczną lub wczesnochrześcijańską materią historyczną. Jego popularność stopniowo zmalała, wracając ku uciesze spragnionej chleba i igrzysk widowni wraz z „Gladiatorem” Ridleya Scotta u progu trzeciego tysiąclecia. Od tego czasu odradza się regularnie: od bazującej na eposie Homera „Troi” (2004) Wolfganga Petersena przez inspirowany Starym Testamentem dramat „Noe” (2014) Darrena Aronofsky’ego aż po „300” (2006) Zacka Snydera, które udowodniło, że linia oddzielająca peplum od kampu bywa nikła niczym szansa na przeżycie gladiatora. 

(Fot. DreamWorks / Universal Pictures / Scott Free Productions/Collect)

Nagrodzony Oscarami „Gladiator” podbił publiczność

Scenariusz widowiska Scotta został zainspirowany książką Daniela P. Mannixa z 1958 r. „Those About to Die”. Fabuła filmu nawiązuje do prawdziwych wydarzeń, ale to by było na tyle, jeśli chodzi o wierność historyczną. Wendeta oszukanego generała wojsk rzymskich, który wskutek morderstwa cesarza Marka Aureliusza zostaje sprzedany do niewoli i trafia do szkoły gladiatorów, szybko rozpaliła wyobraźnię widzów, okazując się drugim najbardziej kasowym filmem roku (po „Mission: Impossible 2”). Świat oszalał na punkcie Maximusa, a wystawny blockbuster z Russellem Crowe’em w zbroi i psychopatycznym Joaquinem Phoenixem w roli Kommodusa zdobył pięć Oscarów, w tym dla najlepszego filmu i najlepszego aktora pierwszoplanowego.

(Fot. DreamWorks / Universal Pictures / Scott Free Productions/Collect)

„Gladiator” daje nam emocje, których szukamy w kinie

Choć wiele wody upłynęło w Tybrze od momentu premiery, „Gladiatora” nadal ogląda się z wypiekami na twarzy. Scott bawi się gatunkowym kodem, swobodnie mieszając kostiumowe, melodramatyczne czy wręcz westernowe konwencje, w realizacji swojej wizji nie biorąc jeńców (a jeśli to robi, to tylko na ekranie). To stosunkowo prosta historia, w której fabule naprawdę trudno się pogubić. Nie o zawiłości tekstowe jednak tutaj chodzi. Jak na peplum przystało, to kino rozbuchane, patetyczne i szalenie nieironiczne, spełniające chyba wszystkie założenia heroicznego mitu. Antyczna rzeczywistość została odtworzona z typową dla reżysera „Helikoptera w ogniu” powagą i rozmachem, a zagęszczenie mieczy w pojedynkach, wina w pucharach i krwi na arenach jest wprost proporcjonalne do narracyjnego talentu Brytyjczyka. Mimo że zastosowana po raz pierwszy w tego typu produkcji technologia CGI w niektórych scenach straciła już dawny połysk, to starożytny świat nie przestał pulsować odurzającą energią, nieustannie napędzaną przez ścieżkę dźwiękową Hansa Zimmera. Owszem, brak dystansu do opowiadanej historii momentami prowadzi do ocierania się o kicz (jak w podbijanych muzyką Enyi sekwencjach finałowych), ale też z nawiązką dostarcza nam wzruszeń, strachu i ekscytacji. Chciałabym móc powiedzieć, że ten rodzaj kina się zestarzał, ale to byłoby kłamstwo – bo w pierwszym odruchu właśnie takich emocji szukamy w kinie. I to się raczej nie zmieni.

(Fot. Getty Images)

Toksyczna męskość w starożytnym kostiumie

Gra jest poważna, ale upływ czasu pokazał, że Ridleya Scotta interesują tylko rozgrywki na wysokim „C”. Pojedynek toczyć się będzie o najwyższe wartości w kodeksie rycerza – Honor i Męstwo, Waleczność i Wierność. Maximus – niczym wzorcowy bohater kina miecza i sandałów – posiada te wartości w stopniu, no cóż, maksymalnym. Dziś, w erze dekonstruowania modeli „toksycznych męskości”,napięcia między patriarchalnymi wzorcami a niskim ego wysuwają się na pierwszy plan. Samozwańczy, szalony i uwodząco śliski Kommodus to oczywiste przeciwieństwo aż nierealnie nieustraszonego Maximusa. Sugestywna gra młodego (wówczas 26-letniego) Phoenixa, wyrażona poprzez mikrogesty, takie jak mimowolne drżenie warg czy powiek, przypomina, czemu to właśnie on został obsadzony w roli Jokera. Lata później Kommodus przepoczwarzy się w Napoleona i choć wraz ze zmarszczkami przybędzie mu stanowczości i wojskowego doświadczenia, to ten typowy dla skrajnie narcystycznych jednostek miks szaleństwa, kompleksu i nikczemności pozostanie niezmieniony.

(Fot. Getty Images)

Populista i potęga tłumu

Rzecz w tym, że Kommodus jako samozwańczy despota obdarzony trafną intuicją w kwestii psychologii tłumu i z premedytacją odsuwający od siebie doświadczonych polityków staje się populistą na miarę naszych czasów. W erze triumfu polityki opartej na pustosłowiu i obietnicach bez pokrycia dobrze czyta się ten film właśnie przez pryzmat politycznych ambicji potomka Marka Aureliusza. Pytanie o siłę narracji historycznych, koncept narodu i społeczeństwo spektaklu zresztą nasuwa się samo (bo czym tak naprawdę jest mityczne Cesarstwo Rzymskie, skoro „bijące serce Rzymu to nie marmur senatu, a piasek Koloseum”, jak powie w jednej ze scen senator Grakchus?). „Gladiator” doskonale ilustruje tę potęgę tłumu. W męskich światach Ridleya Scotta naród jawi się jako produkt uboczny niespełnionego, ciągle głodnego i niedowartościowanego ego.

Kino jako metafora areny

Dziś wyraźniej widzę też związek pomiędzy sukcesem „Gladiatora” a późniejszą popularnością produkcji pokroju „Igrzysk śmierci” (2012) czy „Squid Game”(2021), również bazujących na koncepcie brutalnej walki o życie ku uciesze mas. To, czy rzeź odbywa się w rzymskim Koloseum, fikcyjnym Panem czy zamkniętym kompleksie na koreańskiej wyspie, ma drugorzędne znaczenie. Ta refleksja prowadzi do kolejnej (pewnie banalnej, ale samoistnie się nasuwającej), w której kino działa jako metafora widowiskowej areny. Czasy, rodzaj i intensywność igrzysk się zmieniają, ale ich potrzeba nie zniknęła. Wykrzyczane w stronę zgromadzonego na trybunach tłumu pamiętne słowa Maximusa „Are you not entertained?” dziś można odbierać jako wyzwanie jeszcze bardziej wymowne w kontekście rozświetlonych od niebieskiego światła ekranów. Ekranów, na których może być wyświetlone wszystko – od symulujących walki gier komputerowych po krwawe relacje wojenne i patostreamingi.

(Fot. Getty Images)

„Gladiator 2” w kinach już jesienią 2024 roku

Wydawałoby się, że zakończenie „Gladiatora” jest na tyle jednoznaczne, że wyklucza wszelkie próby kontynuacji. A jednak jesienią 2024 r. planowana jest premiera „Gladiatora 2”, w którym w główną rolę Luciusa, wnuka Marka Aureliusza, wcieli się nominowany do Oscara za rolę w „Aftersun” (2022) Paul Mescal. U jego boku prócz znanych z pierwszej części Connie Nielsen i Dereka Jacobiego zobaczymy między innymi Pedra Pascala, Denzela Washingtona i Freda Hechingera. 86-letni reżyser „Obcego” i „Łowcy androidów” wsławił się jako twórca epickiego kina przeznaczonego na wielki ekran, więc jeśli czegoś możemy się spodziewać po sequelu, to z całą pewnością imponującego widowiska. Poziom filmów Scotta bywa nierówny, ale mam nadzieję, że za rok na pytanie Kommodusa, czy dobrze się bawimy, będziemy mogli nadal odpowiedzieć twierdząco

Joanna Najbor
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. „Gladiator” z 2000 roku z Russellem Crowe’em zasłużenie stał się filmem kultowym
Proszę czekać..
Zamknij