Na początku roku Glenn Close podbiła Paryż – podczas tygodnia mody haute couture pojawiła się na pokazach Armani Privé i Diora, wzbudzając zachwyt srebrnymi włosami, szerokim uśmiechem i luzem, który przychodzi wraz z dojrzałością. Jedna z najwybitniejszych aktorek w historii ma na koncie osiem nominacji do Oscara, ale nie zdobyła jeszcze ani jednej statuetki. – To się może nigdy nie wydarzyć, ale zupełnie się tym nie przejmuję – mówi gwiazda z właściwym sobie spokojem.
Glenn Close, która w marcu świętowała 77. urodziny, mogłaby być babcią wielu swoich fanek na Instagramie. Amerykańska aktorka w mediach społecznościowych pozuje bez makijażu, w krótkich, siwych włosach i oryginalnych albo po prostu dziwnych okularach. Przypomina ekscentryczną artystkę, lecz twardo stąpa po ziemi. A gdy trzeba, potrafi też przeobrazić się w hollywoodzką gwiazdę. Na pokazie Diora w Paryżu na początku 2024 roku pozowała ramię w ramię z Rihanną. Na tygodniu mody towarzyszyła ikonie kina córka, wschodząca gwiazda Annie Stark, która zagrała młodszą wersję bohaterki mamy z filmu „Żona” z 2018 roku.
Glenn Close: Kobiety opiekują się mężczyznami i dziećmi, ale powinny też znaleźć czas dla siebie
Odbierając Złoty Glob dla najlepszej aktorki dramatycznej za występ w tym filmie, w swojej przemowie wspomniała matkę, która – podobnie jak jej bohaterka – zawsze żyła w cieniu swojego męża. Pod koniec życia wyznała córce, że czuje, że niczego nie osiągnęła. – To doświadczenie nauczyło mnie, że my, kobiety, jesteśmy opiekunkami. Tego się od nas oczekuje. Jeśli szczęście nam dopisze, mamy dzieci, mężów, partnerów. Musimy jednak oprócz tego znaleźć osobiste spełnienie, umieć podążać za marzeniami. Powiedzieć sobie: „Mogę to zrobić i powinno mi być wolno to zrobić” – mówiła ze sceny hotelu Beverly Hilton.
Na pierwszy rzut oka niepozorna rola w „Żonie” wydaje się skrojona na miarę imponujących możliwości aktorskich Close. Małżeństwo z 40-letnim stażem zostaje zmuszone do skonfrontowania się z prawdą na temat swojej relacji. Pisarz Joe (Jonathan Pryce) dowiaduje się, że został uhonorowany literacką Nagrodą Nobla. Joan (Close) to jego wierna towarzyszka, organizującą mężowi życie zawodowe i prywatne. Wspiera i dopinguje go na każdym kroku, pilnuje mu płaszcza i sprawdza, czy w brodzie nie zawieruszyły się okruchy. Wspólny wyjazd do Szwecji burzy ich codzienną rutynę, a nawarstwiające się wraz z każdym spotkaniem z prasą i kolejnymi uroczystymi lunchami uczucie wyobcowania sprawia, że Joan coraz trudniej utrzymać maskę wspierającej żony.
– Nigdy wcześniej nie grałam takiej roli. Po przeczytaniu scenariusza nie mogłam zrozumieć, dlaczego moja bohaterka nie odeszła od męża – mówiła w programie „Variety Studio: Actors On Actors”. – Z czasem dotarło do mnie, że jej gniew i rozgoryczenie nie są skierowane wyłącznie do niego. Ona w gruncie rzeczy ma żal przede wszystkim do siebie, za zmarnowane szanse, szybką kapitulację w obliczu wyzwania i bezpieczne wycofanie się do roli ofiary – analizowała swoją postać.
To bardzo stonowana kreacja, zbudowana w dużej mierze na rosnącym kontraście między dialogiem a gestem. Nie ma tu dramatycznych scen, wielkich emocji i przerysowanych reakcji. To, co najważniejsze, rozgrywa się we wnętrzu bohaterki. Postać grana przez Close skrywa tajemnicę, która z każdą sceną ciąży jej coraz bardziej. W rozmowach z mężem, dziećmi i prasą przekonująco odgrywa rolę wiernej towarzyszki stojącej w cieniu wybitnego męża, ale w jej oczach widać, że budowany przez lata wizerunek zaczyna się rozpadać. Reżyser „Żony” decyduje się na oszczędną stylistykę, budując opowieść w dużej mierze na zbliżeniach. To daje Close pole do popisu. Lepi swoją postać wyłącznie ze spojrzeń i mikroekspresji.
Z niesamowitego talentu aktorki zażartował sobie niedawno Stephen Colbert, który zaprosił ją do odgrywania niemych scen. Trzykrotna laureatka Złotego Globu rozbawiła publiczność do łez, opowiadając wyłącznie przy pomocy grymasów twarzy rozmaite anegdoty. Od sytuacji typu „Stoisz w kolejce do toalety podczas Oscarów, kiedy nagle słyszysz, że wyczytują twoją kategorię”, po „Podczas sympatycznej pogawędki w samolocie fanka zwierza ci się, że bardzo utożsamiała się z twoją bohaterką z »Fatalnego zauroczenia«”.
Różnorodne role Glenn Close z jej 40-letniej kariery w Hollywood
Close jest tytanem pracy. W jej imponującym i szalenie jak na Hollywood różnorodnym portfolio znalazły się zarówno wybitne role dramatyczne, jak choćby kreacja markizy de Merteuil w „Niebezpiecznych związkach”, kultowe role czarnych charakterów na czele z Cruellą De Mon ze „101 Dalmatyńczyków” czy Alex Forrest ze wspomnianego „Fatalnego zauroczenia”, jak i rola kobiety podającej się za mężczyznę w „Albercie Nobbsie” (Glenn zachowała wszystkie kostiumy swoich bohaterek z ulubionych filmów).
Aktorka wie, że aktorstwo było jej przeznaczone od najmłodszych lat. – Czułam, że to moje powołanie. Oglądałam filmy Disneya i myślałam: „Mogłabym to robić!”. I oto jestem, ponad czterdzieści lat później, i nie wyobrażam sobie wspanialszego życia – mówiła podczas gali rozdania Złotych Globów.
W tym roku Glenn Close obchodzi 45-lecie pracy zawodowej, a doświadczenie idzie w jej przypadku w parze z pewnością siebie. Zapytana o najważniejszą radę, jaką usłyszała, odpowiada bez wahania, że już na bardzo wczesnym etapie nauczyła się, że nie warto porównywać swojej kariery z cudzymi. – Nigdy o tym nie zapomniałam. Ten zawód jest mocno nastawiony na rywalizację. Jeśli pozwolisz sobie na reakcje w stylu: „To ja powinnam dostać tę rolę”, jeśli będziesz się w ten sposób zadręczać, zniszczysz coś bardzo ważnego w sobie – wspominała w programie „Close Up with the Hollywood Reporter”.
Swoją pierwszą nominację do Oscara zdobyła już za debiutancką rolę w „Świecie według Garpa” z 1982 roku, gdzie wystąpiła u boku Robina Williamsa. Mimo że wcześniej przez sześć lat grała z powodzeniem w teatrze, na planie filmowym czuła się kompletnie zagubiona. – Miałam założony mikroport, obok planu koczowali fani Robina Williamsa, którzy witali swojego idola histerycznymi okrzykami. Zaczęliśmy kręcić i pomyślałam sobie, że nie mogę uwierzyć, że muszę iść, mówić, zatrzymać się w wyznaczonym miejscu i potem znowu wrócić do punktu wyjścia i powtórzyć wszystko jeszcze raz. I tak w kółko. Wydawało mi się to niemożliwe – wspominała w programie „Variety Studio: Actors On Actors”.
„Fatalne zauroczenie” to wciąż najgłośniejszy film Glenn Close
W latach 80. była jeszcze czterokrotnie nominowana do Oscara – kolejno za „Wielki chłód” (1984), „Urodzonego sportowca” (1985), „Fatalne zauroczenie” (1987) i „Niebezpieczne związki” (1988). Nigdy nie bała się aktorskich wyzwań ani trudnych tematów. W wywiadach przyznaje, że wybierając role, zawsze szuka historii, które mówią coś ważnego o kobietach. Dwa lata po debiucie wystąpiła w telewizyjnej produkcji „Amelia”, gdzie wcieliła się w matkę odkrywającą, że jej córka jest molestowana przez ojca. W „Fatalnym zauroczeniu” z 1987 roku, tworząc postać niezrównoważonej Alex Forrest, stalkującej mężczyznę, z którym miała romans, zdołała wyjść poza oczywiste schematy kojarzone z czarnymi charakterami. W jednym z niedawnych wywiadów Close, przyglądając się tej roli z dzisiejszej perspektywy, przyznała, że marzy jej się remake kultowego dramatu, w którym wydarzenia byłyby opowiedziane z perspektywy chorej psychicznie bohaterki."
Rola w „Fatalnym zauroczeniu” stała się dla aktorki prawdziwą trampoliną do sławy. Film był kasowym przebojem, a kreacja Close na stałe zapisała się w historii kina. Niech dowodem na to, jak mocno Alex Forrest zawładnęła masową wyobraźnią, będzie spopularyzowanie po premierze thrillera frazy „bunny boiler”, określającej osobę mszczącą się na kochanku. To „ukłon” w stronę bohaterki, która w jednej z najsłynniejszych scen filmu gotuje… króliczka należącego do córki swojego wybranka.
W latach 90., po przekroczeniu przez aktorkę czterdziestki, jej kariera zwolniła. Close wciąż grała i zajmowała się wychowywaniem córki Annie (która w przyszłości również zostanie aktorką i wystąpi u boku mamy m.in. w „Żonie”), ale kinowe propozycje, które otrzymywała, wydawały się coraz mniej interesujące. Na tle kreacji z tego okresu wyraźnie wybija się Cruella De Mon ze „101 Dalmatyńczyków”, kolejna ikoniczna postać w dorobku aktorki. Wspominając ten okres ponad dwadzieścia lat później, kiedy znów gra pierwszoplanowe role, Close zauważa: – Dawniej kariery aktorek zazwyczaj kończyły się po czterdziestce. Dostawałyśmy role mam, cioć, a później babć. Teraz się to zmienia. Bogu dzięki! – mówiła w programie Stephena Colberta.
W tym czasie znacznie ciekawsze role grała w teatrze. Zdobyła w ciągu kilku lat dwie nagrody Tony za występ w „Śmierci i dziewczynie” i „Bulwarze zachodzącego słońca”. Później pojawiły się kolejne propozycje telewizyjne, na czele ze „Światem gliniarzy”, „Lwem w zimie” i „Układami”, które zapewniły jej kolejne dwa Złote Globy i dwie nagrody Emmy. Oscary upomniały się o nią dopiero w ostatniej dekadzie. Kolejną nominację zdobyła za „Alberta Nobbsa” w 2011 roku, ale została pokonana przez Meryl Streep w „Żelaznej damie”. Ostatnią – ósmą – nominację do Oscara otrzymała za „Elegię dla bidoków”. Jej rolę uznano za jedyny mocny punkt nieudanego filmu Rona Howarda.
Glenn Close zwróciła się też ku telewizji, zanim to było modne wśród hollywoodzkich gwiazd. Serial „Układy” (2007-2012), który aktorka określa jako „wyprzedzający swoje czasy”, opowiadał o prawniczce Patty Hewes, która po trupach dążyła do celu.
Kolejne lata przyniosły jej kolejne propozycje. W najbliższych miesiącach zobaczymy aktorkę w komedii „Back in Action” z Cameron Diaz, horrorze „The Deliverance” oraz „The Summer Book” na podstawie powieści Tove Jansson.
Amerkańska aktorka Glenn Close miała trudne dzieciństwo
Z wiekiem Glenn Close coraz lepiej rozumie siebie. Przepracowuje wpływ trudnego dzieciństwa na swoje dalsze losy. Urodziła się jako Glenda Veronica Close 19 marca 1947 roku w Greenwich w stanie Connecticut w rodzinie należącej do miejscowej elity. Matka Elizabeth Mary Hester Moore brylowała w towarzystwie, a ojciec – chirurg William Taliaferro Close – był swego czasu nadwornym lekarzem dyktatora Demokratycznej Republiki Konga Mobutu Sese Seko. Gdy Glenn miała siedem lat, jej rodzice trafili do sekty Moral Re-Armament. Close uwolniła się spod jej wpływu dopieto, gdy poszła na studia z teatru i antropologii kultury na College of William & Mary. – Wcześniej nie miałam żadnej władzy – wspomina. Do zajęcia się aktorstwem zainspirowała ją Katharine Hepburn. Na deskach teatru zadebiutowała w wieku 27 lat, a dopiero po trzydziestce pojawiła się na ekranie. – Bycie dobrą aktorką przypomina bycie iluzjonistą – musisz sprawić, żeby ludzie uwierzyli w to, co opowiadasz – tłumaczy swoje powołanie Close.
Jeszcze na studiach po raz pierwszy wyszła za mąż. – Nie jestem dumna z tego, że miałam trzech mężów, ale trzeba robić to, co żywi naszą duszę – mówi Glenn (poślubiała kolejno Cabota Wade'a, Jamesa Marlasa i Davida Shawa, z którym rozwiodła się w 2015 roku). W ciążę zaszła na planie „Świata według Garpa”, gdzie poznała producenta Johna Starke'a, który był jeszcze wówczas związany z inną kobietą. Close szowinistycznie porównywano do jej bohaterki z „Fatalnego zauroczenia”. Gdy urodziła Annie, Glenn po sześciu tygodniach musiała zrezygnować z karmienia piersią, bo poleciała na plan „Niebezpiecznych związków” do Francji. – Jako pracujący rodzic zawsze jesteś rozdarty. Bo dzieci chcą całą ciebie – tłumaczy Close.
Dziś mieszka z całą rodziną – siostrami Jessie i Tiną obraz bratem – w miasteczku Bozeman w Montanie. Otwarcie mówi, że jej bliscy zmagali się z alkoholizmem, depresją, próbami samobójczymi. Dla siostry Jessie, u której zdiagnozowano chorobę afektywną dwubiegunową, założyła organizację Bring Change to Mind uświadamiającą na temat zdrowia psychicznego.
– Po 75. roku życia patrzę na świat z energią dwudziestolatki. Ale gdy patrzę na moje ramiona, dziwię się, że należą do mnie. Czuję się bardziej atrakcyjna niż kiedykolwiek wcześniej w moim życiu. To mit, że z wiekiem seksualność się wycisza. Kobiety po siedemdziesiątce wciąż chcą czuć się pożądane – mówiła.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.