Reporterka Klaudia Stabach przez rok jeździła po całej Polsce, odwiedzała prywatne domy, ale też państwowe i prywatne ośrodki zdrowia. Zbierała relacje od wszystkich, których spotykała, i stworzyła tekst wyczerpująco opisujący zjawisko. Od przyczyn rozwoju anoreksji i bulimii przez drobiazgowy opis codziennego funkcjonowania osób mierzących się z problemem oraz ich rodzin aż po skomplikowany proces leczenia. Tę książkę można traktować jak przewodnik – tłumaczy naturę i społeczny mechanizm funkcjonowania choroby.
Książek o zaburzeniach odżywiania opublikowano ostatnio wiele: „Głód” Roxane Gay, „Oto ciało moje” Aleksandry Pakieły czy „Grubą” Marii Mamczur. Mocne, pierwszoosobowe relacje przywołały codzienność osób mierzących się z bulimią, anoreksją. Jakie to uczucie stracić kontrolę i zjeść blachę świeżo upieczonego, gorącego jeszcze ciasta? A później godzinami „naprawiać straty”, zmuszając się do wymiotów i długodystansowych biegów. Albo odzwyczajać ciało od jedzenia, zapijać ssący żołądek wodą, przeczekiwać napady głodu, połykając tabletki nasenne? I przez cały czas udawać, że wszystko jest OK – gotować dla innych, odcinając się od smaków i zapachów, nie dotykając łyżki ani razu ustami. Nie słuchać rad, nie zauważać spojrzeń. Jak podporządkować całe życie jedzeniu i niejedzeniu i zupełnie zniknąć ze świata?
Wydawałoby się, że te szczere do bólu raporty o życiu młodych i całkiem dojrzałych kobiet w Polsce i Stanach wyczerpały już temat. Że wszystko już o tych mechanizmach wiemy, rozumiemy fizyczny i psychiczny ból, dostrzegamy problem społeczny, znajdujemy współczucie. Jednak nie. Wystarczy zmienić kąt patrzenia na szerszy i bardziej zdystansowany. Reporterka Klaudia Stabach przez rok jeździła po całej Polsce, odwiedzała prywatne domy, ale też państwowe i prywatne ośrodki zdrowia. Zbierała relacje od wszystkich, których spotykała, i stworzyła tekst, który wyczerpująco opisuje zjawisko. Od przyczyn takich chorób, jak anoreksja i bulimia, przez codzienne funkcjonowanie osób mierzących się z problemem i ich rodzin aż po skomplikowany proces leczenia.
Nie zawsze chodzi o jedzenie
Jak tłumaczy w rozmowie jedna z lekarek, pokarm już od momentu narodzin jest najbardziej podstawowym i pierwotnym sposobem na budowanie więzi między dzieckiem a rodzicami. Dlatego gdy odmawia jedzenia, dokonuje zamachu na relacje. Głodówki nastolatek i nastolatków, tak samo jak młodych dorosłych, stają się ciosami wymierzonymi wprost w rodziców. To często bunt, symboliczny protest albo wezwanie pomocy. – Rozmawiałam z dziewczyną, której rodzice zrezygnowali po trzech sspotkaniach[z terapeutą – przyp. red.], ponieważ mieli wrażenie, że muszą wywlekać swoje brudy – opowiada Stabach w jednym z wywiadów. A lekarze mówią wprost: nie ma prawdziwego leczenia dziecka bez systemowej terapii rodziny. Zmuszanie do jedzenia to tylko zaleczanie objawu.
Reporterka, żeby zilustrować sieć niewidocznych zależności i uwarunkowań, sięga po inny przykład. Przywołuje historię dziewczynki, która swoją chorobą odzyskuję uwagę nieobecnej w domu mamy. Pozwala się pielęgnować, wreszcie czuje się kochana, jest tylko jeden warunek. Nie może wyzdrowieć.
Anoreksja dziewcząt według wielu psychologów wyrasta często na podłożu złej relacji z ojcem. Może być formą odzyskania kontroli nad dojrzewającym ciałem albo życiem w ogóle. I choć perfekcjonistyczny rys często towarzyszy chorobie, to niejedzenie nie może być postrzegane tak, jak jawi się najczęściej – kaprys nastolatki, która przesadnie dba o figurę. Bo osoba chora na anoreksję nie umie już jeść. Zaburzone postrzeganie swojego ciała sprawia, że jedzenie staje się wielkim zagrożeniem. Utyć oznacza stracić kontrolę oraz w tak wielkim trudzie ukształtowane ciało. Zostać upokorzonym, przegrać. Leczenie oznacza więc psychoterapię oraz usilne namawianie do jedzenia. To drugie okazuje się gehenną. Spadające ubrania, przerażeni rodzice, śmiertelnie poważni lekarze nie są w stanie przekonać chorych do leczenia, które tylko w skrajnych przypadkach osób niepełnoletnich może być przymusowe.
Stabach odbywa rozmowy z matką, która na zaawansowanym etapie choroby zdecydowała się zamknąć swoje dziecko na oddziale psychiatrycznym na kilka miesięcy. W czterech ścianach oddziału, bez kontaktu ze światem zewnętrznym toczy się walka. „ (…) kolejny raz słyszę, że osoby zmagające się z zaburzeniami odżywiania to na ogół wyrachowani oszuści i manipulatorzy” relacjonuje Klaudia, po czym opisuje kłamstwa i sztuczki, do jakich uciekają się osoby w trakcie terapii szpitalnej, żeby nie utyć – wychładzanie ciała na zimnej posadzce w łazience czy ćwiczenie mięśni, bezszelestnie utrzymując ciało w stałym napięciu.
Problem dotyka również mężczyzn
Czy zawodowy sportowiec może cierpieć na zaburzenia odżywiania? Tak, zwłaszcza jeśli poddany jest systemowej presji, musi zbić wagę. Stabach dociera do Przemysława Kantyki, byłego skoczka narciarskiego, zawodnika Pucharu Świata, który pod koniec swojej kariery ważył 55 kg i chorował na bulimię. Kantyka jest już weteranem – zerwał ze sportem, zrobił coming out w środowisku, domagając się zmian systemowych i przeszedł terapię.
Dziś przyznaje „Tabu jest zbyt silne, żeby jedna historia je zburzyła. Żaden z kolegów nie poszedł w moje ślady, choć w przypadku kilku z nich podejrzewałem, że przeżywają podobne problemy” mówi w wywiadzie, po czym przyznaje, że po latach dostrzega zwiększoną czujność trenerów. Zrzucanie wagi dziś odbywa się już ze wsparciem dietetyka.
Tylko czy świadomość żywieniowa chroni przed problemem? Jak wskazuje przykład Arka nie. Trener personalny ze Śląska wie na temat metabolizmu, budowania masy mięśniowej i spalania dużo. Sam często poddawał się eksperymentalnym dietom i treningom, rzeźbiąc własne ciało. Aż zaczęło dziać się coś dziwnego. Arek zaczął mieć problemy z kompulsywnym objadaniem się w nocy, po jedzenie sięgał we śnie. Rano budził się z przepełnionym żołądkiem, nieświadomy tego, co się wydarzyło. Chodził po mieszkaniu, odkrywając pozostałości po „uczcie”, czasem puste opakowania i skórki po bananie znajduje też w aucie. Szukał specjalisty, ale lekarze wysłuchując jego opowieści, nie dowierzali albo okazywali się bezsilni.
Bez happy endu
Według amerykańskich statystyk zaburzenia odżywiania to druga z najczęstszych przyczyn śmierci w USA wywołanych zaburzeniami psychicznymi. Tylko uzależnienie od opioidów okazuje się bardziej zabójcze. Śmierć jest konsekwencją wygłodzenia organizmu, najczęściej powikłań pracy serca, częste są też samobójstwa. Jeśli wierzyć badaniom, taką próbę podejmuje nawet 26 proc. chorych. To osoby, które nie są w stanie wytrzymać codziennego psychicznego i fizycznego cierpienia, nie mają nadziei, że kiedykolwiek uda im się wyzdrowieć. I choć poza anonimowymi statystykami o takich przypadkach się milczy, Stabach przełamuje tabu, opisuje historię 19-latki. Wakacyjna terapia tuż po maturze, która miała przygotować ją do nowego, studenckiego życia, okazała się zbyt późna i zbyt krótka.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.