Znaleziono 0 artykułów
15.03.2023

Géraldine Boublil, czyli Paryż w sercu

15.03.2023
Géraldine Boublil / Fot. Christian Vierig, Getty Images

Géraldine Boublil, znana w internecie także jako Erin Off Duty, niedawno powołała do życia swoją drugą markę, Things From. Tworzy meble, elementy wystroju wnętrz. Niezależnie od tego, czym się zajmuje, ważne pozostaje dla niej etyczne podejście do projektowania, nie tylko estetyka czy funkcjonalność. Rozmawiamy o równowadze, kompletowaniu idealnej garderoby oraz o francuskim stylu.

Géraldine Boublil przyleciała do Polski na zaproszenie hotelu Raffles Europejski. Nie bez powodu – pasjonuje się zarówno modą, jak i wyrafinowanym designem, a niedawno połączyła te dwie pasje, tworząc własną markę Things From. Na ekskluzywnej kolacji w centrum Warszawy Boublil wystąpiła w granatowym komplecie od Magdy Butrym. Podczas naszego spotkania miała na sobie top w paski, baleriny Chanel, a na ustach – czerwoną szminkę. Prezentowała się doprawdy très chic, czyli jak na Francuzkę przystało.

Od stylu Vanessy Paradis do Prady

Zanim pochodząca z Paryża Géraldine Boublil została influencerką, pracowała jako modelka i stylistka, zajmowała się także PR-em marek luksusowych. W domach mody Givenchy i Dior odpowiadała za działy akcesoriów i butów. Doświadczenie, jakie wówczas zdobyła, pozwoliło jej założyć własną markę Erin Adamson. Pod tym szyldem, będącym połączeniem imion jej córki i syna, począwszy od 2017 roku sprzedawała stylowe buty. – Kobiety mogą więcej, niż im się wydaje – mówi. – Wystartowałam z Erin Adamson ledwie dwa tygodnie po urodzeniu syna. Chciałam się rozwijać, miałam potrzebę tworzenia. Jedyne, co było wtedy absolutnie niezbędne, to dobra organizacja oraz, oczywiście, pomoc.

Z czasem swoją pracę nad linią butów Géraldine uzupełniła prowadzeniem bloga „Erin Off Duty”. Dzieli się na nim swoimi inspiracjami, opisuje styl oraz projekty, które ją zachwycają. Zainteresowanie tym, co Francuzka lubi i nosi, przerosło jej oczekiwania. Przedłużeniem bloga stał się więc profil na Instagramie @erinoffduty (ma ponad 155 tys. obserwatorów). – Mój blog, który powstał w zasadzie dla zabawy, nagle przerodził się w świetnie prosperujący biznes – mówi mi Boublil. – Pokazywałam na nim moją selekcję outfitów, produktów oraz marek. Dostawałam wiele ofert, ale wybierałam tylko to, co pasowało do mojego stylu i współgrało z moją osobowością. Nigdy nie włożyłabym czegoś, w czym źle się czuję, nie polecałabym też produktu, który nie spełnia moich oczekiwań. Szczęśliwie udaje mi się prowadzić blog, zachowując wierność samej sobie.

Geraldine Boublil (Fot. Christian Vierig, Getty Images)

W modzie – bardziej niż na sezonowe trendy – Géraldine stawia na to, co ponadczasowe. Wielką wagę przykłada do jakości. Zamiast wybierać total looki z jednej kolekcji, miksuje, eksperymentuje oraz subiektywnie interpretuje różne kreacje i dodatki. Na jej wizerunek składają się: to, co najlepsze we francuskim stylu, nowojorski minimalizm oraz nuta nowoczesności. Boublil podkreśla, że jej ubrania muszą być komfortowe i dobrze skrojone, a najlepiej vintage. Nie ukrywa też, że lubi luksusowe marki. Domy mody, takie jak Louis Vuitton, Chanel czy Yves Saint Laurent, towarzyszyły jej zresztą od dzieciństwa – tam ubierali się jej rodzice, a głównie ojciec, prawdziwy fashionista. To właśnie mama i tata wpoili Géraldine wyjątkowe poczucie estetyki oraz miłość do designu.

– Jeszcze przed moim urodzeniem kupili dom od architekta, a wraz z nim wiele mebli jego autorstwa – opowiada blogerka. – Przez 18 lat żyłam wśród tych wyjątkowych projektów rodem z lat 70. i można powiedzieć, że nasiąkłam tą estetyką, bo właśnie styl sprzed ponad pięciu dekad jest mi najbliższy. O ile jednak jej miłość do architektury retro pozostaje niezmienna, jej własny styl znacząco ewoluował. – Miałam różne etapy – śmieje się Géraldine. – Przez kilka lat, gdy namiętnie słuchałam Guns N’ Roses, cała ubierałam się na czarno. Potem zakochałam się w wizerunku Vanessy Paradis z czasów, gdy spotykała się z Lennym Kravitzem. Buty na platformach, spodnie w panterkę, wszystko, co prezentowała w teledyskach z tamtego okresu, było moim must have! Z kolei jako młoda kobieta doceniłam klasykę, projekty uniwersalne, ponadczasowe. Na mój dzisiejszy styl na pewno wpłynęły ulice francuska i nowojorska. Potem, gdy zaczęłam bywać na fashion weekach, wybierałam z nowych kolekcji to, co najbardziej do mnie pasowało. Pierwszym domem mody, który zaprosił mnie do współpracy, była Prada. Do dziś czuję do niej sentyment.

Marka Things From: Design użytkowy, projekty najwyższej klasy

Na swoim instagramowym profilu Boublil pozuje w zestawach klasycznych, ale nigdy nudnych – zawsze są wzbogacone o elementy indywidualnego stylu. Szczególnie lubi amerykańską markę ready-to-wear Khaite czy brytyjską Joseph, a także projekty Isabel Marant oraz, oczywiście, Chanel. W jej garderobie jest też sporo ubrań i dodatków polskich marek. – Uwielbiam na przykład Magdę Butrym – mówi. – Jedną z moich ukochanych rzeczy w szafie jest skórzany płaszcz z mocno zarysowaną linią ramion jej projektu. Myślę, że będzie ze mną zawsze. Innymi polskimi markami szczególnie cenionymi przez Géraldine są Lebrand i Chylak. Blogerka kocha też modę vintage i skutecznie zaraża tą pasją swoją 13-letnią córkę. – Uczę ją, że lepiej mieć mniej, a lepszej jakości, niż dużo przeciętnych rzeczy. Chętnie chodzimy razem na pchli targ, gdzie zarówno moja córka, jak i syn lubią wynajdywać coś dla siebie. W przypadku córki są to rzeczy związane z modą, zaś mój syn bardzo lubi zabawki z dawnych lat. Niektóre z nich nawet kolekcjonuje. Córka coraz częściej docenia rzeczy z drugiej ręki. Rozumie ideę zrównoważonej mody. Niedawno sama zaczęła sprzedawać swoje ubrania w sieci, z czego bardzo się cieszę.

Geraldine Boublil (Fot. Edward Berthelot, Getty Images)

Boublil również pozbyła się sporej części swojej kolekcji ubrań i dodatków, zostawiając tylko uniwersalne lub mające dla niej szczególną wartość. – Im mniej ubrań, tym łatwiej skomponować stylizację. Tym mniejszy chaos. Lubię równowagę, również w garderobie. Dziś, w zalewie tych wszystkich marek i trendów, naprawdę łatwo się pogubić.

To, że nie potrzebuje tak wiele ubrań, jak sądziła, Géraldine zrozumiała podczas pandemii COVID-19. Także wtedy uświadomiła sobie, że chce na poważnie zająć się projektowaniem. Dwa lata przed wybuchem pandemii wprowadziła się z rodziną do nowego paryskiego apartamentu, a urządzanie jego wnętrz dokumentowała na Instagramie. To, co pokazywała, spotykało się z zainteresowaniem i uznaniem fanów. A jej samej nowe zajęcie bardzo się spodobało. – Chyba z natury jestem stylistką – tłumaczy. – Dekoracja wnętrz, dobór mebli, wzorów, kolorów mają dużo wspólnego ze stylizowaniem. Poczułam, że właśnie w tym kierunku chciałabym się rozwijać. Dzięki temu, że sama zbudowałam Erin Adamson, wiedziałam, jak prowadzić własną markę. Nie mam jednak wiedzy o projektowaniu. Owszem, odbyłam kilka profesjonalnych kursów online. Potrzebowałam jednak kogoś, kto doskonale zna się na projektowaniu mebli, rzemieślnika artysty, a także kogoś, kto postrzega design podobnie jak ja – bardziej emocjonalnie niż czysto praktycznie.

Taką osobą okazała się pochodząca z Argentyny architektka Jessica Solnicki. Znały się od dawna. Géraldine podziwiała gust i umiejętności Argentynki, zawsze lubiła też pracować z kobietami. Postanowiły, że stworzą wspólną markę i nazwały ją właśnie Things From. – Naszym założeniem jest łączenie designu użytkowego z modą wysokiej klasy. Na przykład projektujemy fotel, który obszywamy charakterystycznym tweedem od Chanel lub skórą marki Hermès. Te materiały pozyskujemy z resztek, których nie wykorzystano do produkcji kolekcji. Tym samym pracujemy z poszanowaniem ekologii i zasad zrównoważonej mody – a to było dla nas od początku bardzo ważne.

Géraldine doskonale wie, że zanim przekona luksusowe domy mody do współpracy, musi udowodnić, iż zna się na rzeczy. Dlatego razem z Solnicki stworzyły minikolekcję – znalazły się w niej stołki wielorakiego użytku, sofa, stoliki nocne. Oficjalnie jako Things From zadebiutowały we wrześniu minionego roku w Paryżu. Pokazały meble gotowe do sprzedaży, a także kolekcję wirtualną. – Metaversum daje designerom nieskończone możliwości – wyjaśnia blogerka. – To doprawdy fascynujące! Tutaj nie ma żadnych granic dla kreatywności. W metaversum można nawet organizować wydarzenia razem z markami. Na przykład ekskluzywną kolację z wykorzystaniem mebli z Things From. A na naszych stołkach usiadłyby awatary gości.

Każdy brand, jaki powołała do życia Géraldine Boublil, okazał się sukcesem. Zapewne podobnie będzie z Things From. Twórczyniom nowatorskiego konceptu udało się już nawiązać współpracę z marką Willy Rizzo. – Zbudowanie świadomości nowego brandu wymaga jednak czasu. Razem z Jessicą doskonale zdajemy sobie z tego sprawę. Poruszamy się do przodu małymi krokami, niczego nie przyspieszając. Pragniemy tworzyć limitowane kolekcje, meble na zamówienie, zawierające DNA luksusowych marek. Naszą ofertę kierujemy zarówno do indywidualnych nabywców, jak i do ekskluzywnych miejsc, np. hoteli.

Gdy pytam, o jakiej współpracy w ramach Things From Géraldine marzy, odpowiada bez wahania: – Z Chanel. I mówi, że trudno o bardziej francuską markę. – Paryż zawsze jest w moim sercu – podsumowuje.

Natalia Hołownia
  1. Moda
  2. Zjawisko
  3. Géraldine Boublil, czyli Paryż w sercu
Proszę czekać..
Zamknij