„Ciao! Tak sobie myślę… Jeśli nie masz jeszcze planów na środę, może wpadniesz na mój pokaz w Gucci Hub? Daj znać!” – tak brzmiała wiadomość, jaką Alessandro Michele wysłał przez WhatsAppa wszystkim zaproszonym na prezentację nowej kolekcji włoskiego domu mody. Niezobowiązująca wiadomość z jednej strony stała w opozycji do spektakularnych projektów, a z drugiej, stanowiła odzwierciedlenie postawy Michelego, który zdaje się mówić: nie mam przed wami żadnych tajemnic.
– Zawsze postrzegałem pokaz mody jako pewną formę magicznego wydarzenia. Jako coś na kształt liturgii, która znacznie wykracza poza wszystko, co znane i zwyczajne. Jako paradę olśnień i myśli, które osiadają w różnych zakamarkach ludzkiego rozsądku – pisze Alessandro Michele w swoim najnowszym manifeście. Wydrukowano go w dwóch formach – klasycznym maszynopisie i odręcznie spisanej notce, a potem położono na siedzeniu każdego z widzów. Ci ostatni w rozumieniu Michelego stają się też uczestnikami jego spektaklu. Jako niezależne jednostki mają za zadanie przefiltrować jego wizję. I zadecydować, czy chcą ją zaakceptować, czy odrzucić.
Michele żongluje tym, co jawne i tym, co ukryte. Miejscem akcji jego spektaklu stają się kulisy. Nie dość, że zmusza gości, żeby przeszli przez nie, zanim zajmą swoje miejsce na widowni. Nie wypuszcza też modelek poza ich granice. Nieruchome sylwetki kobiet i mężczyzn kręcą się powoli, niczym na karuzeli, a z tła wyłaniają się sylwetki zazwyczaj niewidocznych postaci – stylistów, asystentów i techników. W tle leci „Bolero” Ravela. Jednocześnie kojące i dynamiczne. Złożone i nieoczywiste.
Bo taka jest przecież moda, jaką Michele od pięciu lat tworzy dla włoskiego domu mody. Temu, co zwyczajne, nadaje rangę świętości (najnowszy pokaz także określa mianem rytuału). Odmawia królewskości jej atrybutów. Szerzy ideę egalitarnego luksusu i znajduje dla niego miejsce na ulicy. A o swoich inspiracjach najchętniej opowiada wersami poezji.
Trudno zgadnąć, co dzieje się w głowie włoskiego kreatora. Czym jest dla niego piękno? Na pewno czymś nieoczywistym. Jaka dekada inspiruje go najbardziej? Na wybiegu prezentuje przecież zarówno sylwetki nawiązujące do złotej ery Hollywood i szalonych lat 70. Gdzie szuka natchnienia? Odwołania do filmów, książek i historii odgrywają w jego kolekcjach równie duże znaczenie. O czym myśli, projektując? Nie można przecież powiedzieć, że tworzy dla konkretnej kobiety. Jego moda nie ma ani wieku, ani płci, ani tym bardziej kulturowej przynależności.
Wystarczy tylko spojrzeć na sylwetki z kolekcji jesień-zima 2020-2021. Były wśród nich krynoliny i edwardiańskie detale. Były skromne mundurki, niczym z prowadzonych przez zakonnice sierocińców. Były podziurawione dżinsy i kwieciste koszule, w których można by łapać stopa na Woodstock. Były jedwabne koszule, których nie powstydziłaby się gwiazda estrady z lat 80. Michele jak zwykle zrealizował wszystkie swoje pomysły, nawet te najbardziej szalone i niebezpieczne. Być może przyświecały mu słowa Oscara Wilde’a, który pisał, że „idea, która nie ma w sobie niebezpieczeństwa, nawet nie zasługuje na to, by nazywać ją ideą”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.