Mama dyrektora kreatywnego Gucci Alessandra Michelego pracowała jako asystentka we włoskiej firmie produkującej filmy. Jej opowieści były dla wychowywanego na obrzeżach Rzymu projektanta niczym okno na świat. Pobudzały wyobraźnię, rodziły fantazję, kreśliły wizję rzeczywistości na tyle odległej, że szybko stawała się legendą. – Hollywood to dziewięć liter naszpikowanych pożądaniem – zwykła mówić. W pokazie na wiosnę-lato 2022 Michele odwołuje się do tych słów i historii, jakimi dzieliła się z nim matka.
2 listopada 2021 roku na Hollywood Boulevard w Los Angeles na chwilę zatrzymał się czas.
Alessandro Michele nie mógł mieć lepszego wyczucia czasu na zorganizowanie pokazu, w którym pierwsze skrzypce odgrywałaby miłość do kina. Już pod koniec miesiąca na ekrany kin wejdzie przecież filmowa adaptacja rodu Guccich, której nakręcenia podjął się Ridley Scott. Prezentacja kolekcji na wiosnę-lato 2022 zatytułowana „Love Parade” bardziej jednak niż do filmu z Lady Gagą i Adamem Driverem w rolach głównych, nawiązywała do osobistych wspomnień i fascynacji projektanta. W notatkach prasowych przywołał historię swojej matki, która pracowała jako asystentka w firmie produkcyjnej. Raczyła syna opowieściami o historii kinematografii, przedstawiała mu jej gwiazdy i ikony, zaszczepiła w nim miłość do filmu.
Historie te – nieco mistyczne, odrealnione – zrodziły w Michelem wrażliwość, jaką dziś przenosi na swoje projekty. To między innymi dzięki nim ośmielił się marzyć, przekraczać granice, wznosić się na wyżyny postrzegania. Na aktorów patrzył jak na boskie istoty. A na Hollywood – jak na Olimp.
Po Hollywood Boulevard przeszła więc wczoraj parada sylwetek, z których wybrzmiewał duch złotej ery kina. Czasem bardziej dosłowne, a czasem stanowiące współczesne wariacje, interpretowały stylizacje, w jakich na ekranach i czerwonych dywanach brylowały niegdyś Veronika Lake i Rita Hayworth, Ava Gardner i Kim Novak. Afrodyty i Artemidy. Pandory i Meduzy, których blask intrygował, a czasem i oślepiał.
Podążając filmowym tropem, do udziału w pokazie Michele zaprosił kilku aktorów i wokalistów, bez których Hollywood na pewno nie byłoby miejscem tak magicznym. Osoby te nie tylko inspirują go i dzierżą zaszczytne tytuły ambasadorów domu mody Gucci. Są też jego bliskimi przyjaciółmi. Na wybiegu i za kulisami można było więc wczoraj wypatrzyć Miley Cyrus i Jareda Leto, Phoebe Bridgers i Steve’a Laceygo.
A projekty? Z nich glamour lał się jak woda z Niagary. Sukienki miały wszyte gorsety i wstawki z koronki, obszycia z piór i przezroczyste detale. Pojęcie „za dużo” w ich przypadku nie istniało. Zachwycały zdobieniami i detalami, miały konstrukcje, które dodawały sylwetce dostojności i elegancji. Michele nie byłby jednak sobą, gdyby choć trochę nie pożonglował konwenansami. I o ile rzeczywiście znaczną część kolekcji już teraz chcemy zobaczyć na czerwonych dywanach, prawdziwa zabawa zaczęła się, gdy na wybieg wkroczyły stylizacje miksujące wytworną elegancję ze streetwearem i modą sportową. – Moje Hollywood jest na ulicach – mówił po pokazie projektant. I zaproponował legginsy do kolan łączone ze smokingową marynarką i kowbojskim kapeluszem, a klasyczne kurtki pokrył pocztówkowym motywem w palmy i opatrzył napisem „Gucci Souvenir”. Jak zawsze wyłącznie na podstawie własnego scenariusza.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.