Biała, sterylna, szpitalna przestrzeń zamiast mistycznych wnętrz Muzeum Kapitolińskiego. Kilkadziesiąt niemal identycznych uniformów w miejsce strojów zakonnic, uciekinierów z Woodstocku, dam z lat 40. i bohaterów książek Jacka Kerouaca. Proste zaproszenie, a nie stara książka z cytatem historyka i archeologa, Paula Veyne’a. Mniej szaleństwa i eklektyzmu. Pokaz Gucci na sezon wiosna-lato 2020 miał niewiele wspólnego ze zorganizowaną kilka miesięcy wcześniej prezentacją kolekcji Cruise. – Boję się nudy. Dlatego zawsze muszę próbować czegoś nowego – mówi dyrektor kreatywny marki, Alessandro Michele. I dopuszcza się największej prowokacji w swojej karierze.
Najpierw rezygnacja z futer, a teraz zapowiedź całkowitego wyeliminowania emisji dwutlenku węgla z procesów produkcyjnych. Gucci krok po kroku realizuje swój ogłoszony w 2017 roku dziesięcioletni plan zrównoważonej produkcji. Nigdy jednak kosztem piękna. Dyrektor kreatywny włoskiego domu mody Alessandro Michele, zauważając, jak pozytywny wpływ marka może mieć na środowisko i społeczeństwo, przestrzega jednocześnie przed drugą stroną medalu: nadmierną uniformizacją, do której doprowadzić może myślenie o modzie wyłącznie w kontekście środowiska. To oczywiście stanowisko dość kontrowersyjne, ale trzeba pamiętać, że Michele to jeden z najbardziej wpływowych maksymalistów świata mody. W najnowszej odsłonie jego szaleństwa także jest metoda.
Już po zaproszeniach – bladoniebieskich kawałkach papieru z recyklingu – można było się domyśleć, że pokaz Gucci na wiosnę-lato 2020 będzie inny od poprzednich. Zanim na dobre rozpoczęła się prezentacja najnowszej kolekcji, w sterylnej (i zasilanej energooszczędnymi, LED-owymi żarówkami), szpitalnej wręcz sali, nastąpiła parada kilkudziesięciu białych i kremowych uniformów. „Czy to jeszcze Gucci?” – zastanawiali się pewnie niektórzy. Ano Gucci, ale w wersji, do jakiej Michele nie ma zamiaru doprowadzić.
Uniformy, które zaprezentowali bosi i pozbawieni makijażu modele, symbolizować miały „normatywny sposób ubierania się, jaki niedługo zacznie nam dyktować społeczeństwo i wszyscy, którzy je kontrolują” – mówił Michele. A dla Włocha moda to przede wszystkim środek ekspresji, ujście dla ludzkiej kreatywności i coś, co sprawia, że tak pięknie się od siebie różnimy.
Michele stawia sobie za cel pokazanie, że moda może być jednocześnie fantazją i przyjazną środowisku rzeczywistością. Nie rezygnuje z ulubionego maksymalizmu, nieheteronormatywnego stylu i nawiązań do stylu vintage, jednocześnie ograniczając ekstrawagancję i hamując wyobraźnię. – Moda uświęca wszystkie formy różnorodności – twierdzi projektant.
Po dramatycznym i wprawiającym w osłupienie początku nastąpiła więc prezentacja właściwej kolekcji. Już po kilku sylwetkach można było wywnioskować, że Michele będzie proponował nieco poskromioną wersję swojej wizji. Nadal mocno czerpie z estetyki lat 70., zaciera granice między tradycyjnym rozumieniem płci i proponuje szerokie spektrum wyrazistych dodatków. Nie ma tu jednak torebek w kształcie małych smoków czy akcesoriów w postaci atrap ludzkich głów. Zamiast nich pojawiają się nowe wersje modeli torebek z lat 50., okulary-muchy z łańcuchem, kozaki na klocku i płaskie pantofle z ostrym czubkiem. Nie było też tak częstej w poprzednich sezonach dosłowności. Jeśli Michele korzysta z uprzęży, nie czyni z nich punktu wyjścia do stylizacji w stylu sado-maso, ale nakłada je na bieliźniane sukienki. Jeśli ozdabia swoje modelki lateksowymi obrożami, zestawia je z gładkimi topami i ołówkowymi spódnicami do połowy łydki.
Mimo że odrobinę skromniejsza, nowa odsłona Gucci nadal ma być modą, która spełnia fantazje i dostarcza rozkoszy. Nie bez powodu nazwano kolekcję „Orgasmique”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.