W 2003 roku 27-letni wówczas Colin Farrell był na szczycie – grał główne role w hollywoodzkich superprodukcjach, umawiał się ze sławnymi koleżankami z planu, imprezował do upadłego. Gdy jego gwiazda przygasła, odnalazł się w kinie niezależnym. Teraz triumfalnie powraca. Za udział w „Duchach Inisherin” ma szansę na pierwszego Oscara.
W 2003 r. Olimpiada Specjalna, powołana do życia przez Eunice Kennedy Shriver, odbyła się w Dublinie. Na irlandzkim święcie sportu zagrali U2 i The Corrs, a zatańczył Riverdance. Zaproszono także hollywoodzkich gwiazdorów na czele z Arnoldem Schwarzeneggerem. Dla ówczesnego Bonda – Pierce’a Brosnana oraz Colina Farrella podróż do Dublina oznaczała powrót do domu. Farrell – wówczas u szczytu sławy – urodził się w 1976 r. właśnie w Dublinie. Zadebiutował na ekranie w wieku 20 lat, a już w 2000 r. okrzyknięto go jednym z najzdolniejszych aktorów młodego pokolenia po roli w dramacie wojennym „Kraina tygrysów”. W kolejnych latach jego popularność rosła, a wraz z nią gaże. Grał w superprodukcjach science fiction, takich jak „Raport mniejszości”, sensacyjnych, np. w „Telefonie” czy „S.W.A.T. Jednostce Specjalnej” oraz komiksowych, jak „Daredevil”. Choć za „Aleksandra” Olivera Stone’a, gdzie nosi blond perukę z lokami, otrzymał nominację do Złotych Malin, jego gaża wyniosła 15 mln dolarów. Sława, pieniądze i woda sodowa uderzyły mu do głowy. W pijanym widzie demolował pokoje hotelowe, uzależnił się od dopalaczy, zapamiętale randkował. W ciągu zaledwie dwóch lat – od 2002 do 2004 r. – umawiał się z Angeliną Jolie, Britney Spears, Demi Moore i Lindsay Lohan.
By otrzymać kolejne role, w tym w „Miami Vice”, obiecał iść na odwyk. Od końca lat 2000. aktor żyje w trzeźwości. – Po latach hulanek i picia trzeźwy świat mnie przerażał – mówił podczas dublińskiego festiwalu filmowego w 2021 r., wspominając jedną z najważniejszych dla siebie premier, która odbyła się właśnie podczas tego wydarzenia. Gdyby nie „Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj” z 2008 r., nie poznałby Martina McDonagha ani Brendana Gleesona. Rodacy – reżyser i aktor – zostali jego najlepszymi kumplami, a wiele lat później nakręcili razem kolejny film – „Duchy Inisherin”, który zapewnił Farrellowi pierwszą nominację do Oscara.
Najpierw jednak Farrell musiał się przepoczwarzyć – z bad boya, podrywacza i krewkiego mięśniaka w szpakowatego, lekko ociężałego aktora charakterystycznego. Zafascynowało go kino niezależne. Najlepsze role zagrał w „Lobsterze” Giorgosa Lanthimosa czy „Yangu” Kogonady. W filmografię zgrabnie udawało mu się wplatać udział w superprodukcjach, np. „Fantastycznych zwierzętach” czy „The Batman” (jego Pingwin dostał zresztą własny serial, który czeka na premierę). Nie gra już amantów, tylko czarne charaktery, często oszpecone charakteryzacją. Z pozoru nieciekawą postać zagrał w „Duchach Inisherin”. Pádraic nie ma nic ciekawego do powiedzenia – dlatego też jego wieloletni przyjaciel Colm postanawia zerwać z nim kontakt. Pádraic zechce za wszelką cenę odzyskać kumpla. – Kolesie tacy jak my lubią rozmawiać o uczuciach – mówił „Guardianowi” o pozaekranowej relacji z Gleesonem.
Gdy irlandzki aktor otrzymał pierwszą w karierze nominację do Oscara właśnie za tę, pozornie nieciekawą postać, z gratulacjami pospieszyło całe Hollywood. Wideo z fanfarami w tle zamieściła także Alicja Bachleda-Curuś. Polską aktorkę Farrell poznał na planie „Ondine”. W 2009 r. doczekali się razem syna Henry’ego Tadeusza. – Dziękuję za uznanie Akademii dla filmu, który zrobiliśmy – skomentował nominację skromnie sam zainteresowany.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.