Historia jednego zdjęcia: Emma Thompson, Hugh Grant i Keira Knightley w 2003 roku
Aktorzy z „To właśnie miłość” pojawili się na premierze w londyńskim kinie Odeon. 18 lat później film pozostaje świątecznym klasykiem, a jego gwiazdy wciąż są na szczycie. Zmienił się tylko styl na czerwonym dywanie.
Pojęcie „retro” wciąż się rozszerza. W butikach vintage, na targach staroci czy platformach Depop i Vinted aktualnie najbardziej pożądane są ubrania z przełomu wieków. Kim Kardashian West wypuściła welurową linię SKIMS, która przypomina dresy Juicy Couture noszone w 2000 roku przez właścicielkę marki i jej najlepszą przyjaciółkę, Paris Hilton. Nastoletnie influencerki odkurzają trend, który wywołuje przerażenie w kobietach urodzonych w połowie lat 80., czyli spódnice noszone na spodnie. Na Instagramie też powtórka z rozrywki – plastikowe spinki do włosów, T-shirty z nadrukami, ortalionowe dresy.
Sztuką jest reinterpretowanie minionych epok, faux pas – bezkrytycznie powielanie mody. Początek XXI wieku, epoka sprzed kryzysu finansowego 2008 roku, Instagrama i #MeToo, jawi się jako czas bezpowrotnie utraconej niewinności. Gdyby dziś Hugh Grant, który już oficjalnie zmienił emploi z amanta na psychopatę, patrzył na ekranowe partnerki tak uwodzicielsko, dostałby fangę w nos. Jeśli nie od koleżanek z planu, to od feministycznej fanki. Jednak gdy 16 listopada 2003 roku na czerwonym dywanie w londyńskim Odeonie przytulał Keirę Knightley, Martine McCutcheon i Emmę Thompson (tylko tę ostatnią w swoim wieku), nie dziwiły ani lubieżne spojrzenia, ani uściski, ani rozchełstana koszula. Dziś nie uszłoby to Grantowi na sucho, nie tylko dlatego że błękit kołnierzyka nie podkreślałby już tak pięknie koloru oczu zakochanego premiera z „To właśnie miłość”.
Czy kobiece kreacje bronią się lepiej? Emma Thompson ewidentnie postanowiła się odkuć. W filmie gra zdradzaną żonę w brązowym swetrze do kostek, więc na premierę wystroiła się w różowy welur. Ramiączko sukni co rusz opadało, co wywoływało śmiech angielskiej aktorki i, oczywiście, zachwyt Granta. Keira Knightley – wówczas osiemnastoletnia debiutantka, dziś jedna z najważniejszych aktorek pokolenia 30-latek – ubrała się jak na studniówkę. Czarne przydługie dżinsy miały dowodzić jej buntowniczej natury, gorset jak z Moulin Rouge pokazywać, że przepoczwarza się w dorosłą kobietę, a akcesoria z sieciówek nie zapowiadały, że Knightley zostanie kiedyś ambasadorką Chanel.
Przeglądając zdjęcia z czerwonych dywanów lat 2000., gdy na gale, premiery i rozdania nagród gwiazdy ubierały się jak na domówkę, szkolną dyskotekę albo zakupy w centrum handlowym, oddychamy z ulgą. Po latach wystudiowanych kadrów i kreacji bez jednej fałdki mamy dosyć doskonałości. W perfekcji brakuje wolności.
Oczywiście, moda zatacza krąg, więc prędzej czy później musieliśmy powrócić do ery Y2K. Chyba nieprzypadkowo jednak nostalgia za dresem, kiczem i welurem dopadła nas właśnie w 2020 roku. Siedzieliśmy w domu, więc od mody wymagaliśmy wygody, to jasne. Ale wydarzyło się coś więcej – pandemia skatalizowała niepokoje społeczne. Lęk o przyszłość planety, niezgodę na niesprawiedliwość, złość na nierówności. Tamta epoka kojącego bezguścia, nostalgicznego kiczu i milutkiego różu też objawiła się w obliczu niepewności. Co wydarzy się po roku 2000? Czy wszystkie komputery padną? Czy czeka nas apokalipsa? Za chwilę nastanie Era Wodnika – buntowników, hipisów, szamanów. Skończy się czas wyprasowanych kołnierzyków. Estetyka jak z premiery „To właśnie miłość” świetnie się w tę tendencję wpisuje.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.