Historia jednego zdjęcia: Freddie Mercury podczas koncertu Live Aid w 1985 roku
Występ Queen na londyńskim stadionie Wembley, który odbył się 13 lipca 1985 roku, został uznany za najlepszy koncert rockowy w historii.
W Etiopii od 1983 roku trwała klęska głodu, spowodowana suszą, wojną domową i nieudolnymi rządami. Jej ofiarą padło milion osób. W lipcu 1985 roku muzycy Bob Geldof i Midge Ure postanowili pomóc cierpiącym w Afryce. 13 lipca zorganizowali równolegle kilka koncertów rockowych, największe w Londynie i w Filadelfii, pod hasłem Live Aid. Na Wembley zebrało się ponad 70 tys. fanów, na stadionie JFK – 90 tys., a przed telewizorami muzyczny spektakl oglądało na żywo 1,5 mld ludzi ze 100 krajów świata.
Na Wembley zagrał zespół Queen. Ich koncert uznano za najważniejsze 20 minut w historii muzyki rockowej. Wszystko za sprawą charyzmatycznego wokalisty, Freddie’ego Mercury’ego. 72 tys. fanów klaskało z nim w rytm przeboju „Radio Ga Ga”. Założony w 1970 roku w Londynie zespół Queen miał już na koncie takie hity jak „Bohemian Rhapsody”, „We Will Rock You” i „We Are The Champions”. Do śmierci Mercury’ego w 1991 roku mieli nagrać jeszcze „The Show Must Go On”, „Who Wants to Live Forever” i „I Want It All”.
Mercury, a właściwie Farrokh Bulsara, urodził się 5 września 1946 roku w Stone Town na Zanzibarze, wtedy brytyjskim protektoracie, dziś wyspie należącej do Tanzanii. Jego ojciec, urzędnik w brytyjskich koloniach, pracował także w Indiach, gdzie chłopiec chodził do szkoły z internatem. Gdy Farrokh miał 18 lat, przeprowadził się z rodzicami i młodszą siostrą do Middlesex. Interesował się modą, muzyką i sztuką. W Ealing Art College poznał Briana Maya i Rogera Taylora, z którymi miał założyć zespół Queen. Doświadczenie ze szkoły wykorzystał do stworzenia logo zespołu. Gdy został jego wokalistą, narodził się Freddie Mercury – obdarzony czterema oktawami szaman sceny, ekstrawagancki bon vivant (podobno Lady Di przebierał za mężczyznę, żeby mogła z nim incognito imprezować w Londynie).
W międzyczasie pracował jako bagażowy na lotnisku Heathrow. Rok temu, 5 września 2018 roku, pracownicy British Airways postanowili uhonorować 72. rocznicę urodzin Mercury’ego. Wzięli wolne, by zatańczyć przed pasażerami do piosenek Queen.
Mercury zmarł na AIDS 24 listopada 1991 roku w Garden Lodge, swoim domu w Londynie. Miał 45 lat. U jego boku do końca pozostał ukochany Jim Hutton. Pogrzeb odbył się w obrządku zaratusztriańskim, bo rodzina Mercury’ego wyznawała tę jedną z najstarszych religii monoteistycznych. O trawiącej Freddie’ego chorobie poinformowano fanów dopiero na dzień przed odejściem muzyka. Jego koledzy z zespołu wiedzieli jednak, że umiera. W ostatnich miesiącach życia Freddie był tak słaby, że nie mógł już chodzić. „The Show Must Go On”, jedną z najważniejszych piosenek zespołu, nagrał po szocie wódki. Bez powtórek. Jego ostatnim utworem był „Mother Love”, który znalazł się na wydanym już po śmierci wokalisty albumie „Made in Heaven” (1995 rok). Ostatni raz przed kamerą Mercury wystąpił w maju 1991 roku, kiedy nagrywał teledysk „These Are the Days of Our Lives”. Wychudzony, blady, o wyostrzonych rysach, był cieniem samego siebie. Ale cieniem nie mniej, a może nawet bardziej charyzmatycznym.
Legenda Mercury’ego trwa. Film „Bohemian Rhapsody”, pokazujący drogę na szczyt Mercury’ego, jego wieloletni związek z Mary Austin (w tej roli Lucy Boynton), którą nazywał miłością swojego życia, oraz relacje z członkami zespołu, zarobił w minionym roku prawie miliard dolarów. Odtwórcy głównej roli, Ramiemu Malekowi, przyniósł Oscara.
W Polsce Mercury też ma wierne grono fanów. Za zgodą warszawskich radnych z komisji nazewnictwa Freddie będzie miał w stolicy swoją ulicę, nieopodal Łazienek, Agrykoli i Myśliewieckiej, czyli siedziby radiowej Trójki. Na jej antenie w liście przebojów wszech czasów „Bohemian Rhapsody” wciąż wygrywa.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.