Historia jednego zdjęcia: Gwyneth Paltrow na premierze „Genialnego klanu” w 2001 roku
Od premiery „Genialnego klanu” – jednego z najlepszych filmów Wesa Andersona – minęło 20 lat. Na projekcji podczas Nowojorskiego Festiwalu Filmowego jego gwieździe Gwyneth Paltrow towarzyszyli rodzice: Blythe Danner i Bruce Paltrow. Teraz do kin wchodzi najambitniejszy obraz niezależnego reżysera „Kurier Francuski z Liberty, Kansas Evening Sun”, a Paltrow właściwie nie zajmuje się już kinem – woli biznes.
Gdy „Genialny klan” Wesa Andersona wchodził na ekrany w 2001 r., Gwyneth Paltrow była u szczytu sławy. W 1996 r. po raz pierwszy wystąpiła w głównej roli w ekranizacji powieści Jane Austen „Emma”, w 1998 r. jej zielony komplet z „Wielkich nadziei”, uwspółcześnionej wersji opowieści Karola Dickensa, zapisał się w historii mody, a w 1999 r. odbierała Oscara za „Zakochanego Szekspira” w różowej sukni od Ralpha Laurena, do dziś uważanej za jedną z najlepszych kreacji z czerwonego dywanu.
Na przełomie wieków na przemian grywała w popularnych komediach romantycznych i niezależnych perełkach, takich jak „Utalentowany pan Ripley”. Prasa nieustannie śledziła też jej kolejne miłości i miłostki. Umawiała się z Bradem Pittem przed Jennifer Aniston. Smukli z blond włosami z balejażem i w minimalistycznych stylizacjach w klimacie lat 90. wyglądali jak rodzeństwo. Kilka lat spędziła też u boku Bena Afflecka, zanim ten poznał Jennifer Lopez. Spotykała się z dziedzicami fortun, muzykami i aktorami. Jednym z nich był Luke Wilson, kolega z planu „Genialnego klanu”.
W filmie Wesa Andersona, wówczas początkującego filmowca, Paltrow zerwała z wizerunkiem nieskazitelnej hollywoodzkiej blondynki. Jej Margot Tenenbaum, członkini tytułowego genialnego klanu, była neurotyczna, nieszczęśliwa i zagubiona.
Andersonowi film utorował drogę do sukcesu. Wkrótce reżyser został ulubieńcem kina niezależnego, a dziś uznaje się go za jednego z najbardziej oryginalnych twórców XXI w., o czym widzowie mogą przekonać się znów za sprawą „Kuriera Francuskiego z Liberty, Kansas Evening Sun”, który właśnie trafia do polskich kin. W tej produkcji, tak jak w „Genialnym klanie”, roi się od sław, w tym ulubieńców Andersona – grają Bill Murray, Adrien Brody, Owen Wilson. Furorę robią nie tylko ich kreacje aktorskie, lecz także malarskie kadry, pieczołowicie przygotowana scenografia i klimatyczne kostiumy. Zapewne stroje bohaterów staną się równie ikoniczne, co stylizacje Tenenbaumów. Futro vintage, polówka i spinka do włosów, charakterystyczne dla Margot, czyli Gwyneth, do dziś powtarzane są na wybiegach, ostatnio u Gucci, i na corocznych imprezach halloweenowych.
Paltrow prawie przestała grać, zajęła się biznesem
Gwyneth do stałej ekipy Andersona już nie należy. Jeśli nie liczyć występów w roli Pepper Potts w kolejnych częściach marvelowskiej serii o Iron Manie, z kinem aktorka niewiele ma już wspólnego. W międzyczasie trochę pośpiewała, choćby jako Holly Holliday w serialu „Glee”, ale szybko jej się znudziło. Grywa właściwie wyłącznie w projektach swojego nowego męża Brada Falchucka. Aktualnie można ją oglądać w „Wyborach Paytona Hobarta” na Netfliksie. Ale o niebo lepiej na liście przebojów platformy radzą sobie jej programy z serii „Goop”, ostatnio triumfy święci seria o seksie. Chociaż naukowcy wielokrotnie grzmieli, że w swoim wellnessowym imperium Paltrow posługuje się pseudonauką albo dosadniej, zwyczajną ściemą, milionom fanek Gwyneth nie przeszkadza to wierzyć w zbawienną moc sprzedawanych przez Goop świeczek o zapachu waginy.
Goop wystartował w 2008 r. jako newsletter z poradami, jak lepiej żyć. Paltrow przekonywała, że wystarczy ograniczyć węglowodany, lepiej odżywiać duszę i kontrolować swoje myśli. Z newslettera Goop rozrósł się w przedsiębiorstwo wyceniane na kilkaset milionów dolarów. Gwiazda pozostaje władczynią tego imperium. Rządzi nim żelazną ręką, wypuszczając kolejne linie ubrań, gadżetów i kosmetyków. Nic dziwnego, że nie ma czasu na kino.
Grana przez Paltrow Margot Tenenbaum stała się ikoną stylu
Paltrow wielokrotnie znajdowała się na liście najmniej lubianych gwiazd Hollywood, obok chociażby Kardashianek. Jest jedną z tych osób, które lubimy nienawidzić. Posągowo piękna, właściwie się nie starzeje, a nawet wygląda lepiej niż 20 lat temu. Irytująco pewna siebie, zamienia w złoto wszystko, czego dotknie. Bezduszna racjonalistka (to w końcu ona ukuła pojęcie „conscious uncoupling”, gdy rozstawała się z Chrisem Martinem z zespołu Coldplay), która wierzy w homeopatię.
Zamiast jednak zostawać wyznawcą Goop, chyba lepiej zapamiętać Gwyneth z 2001 r. – muzę Andersona (swoją drogą, on też wygląda dokładnie tak samo, jak dwie dekady temu), utalentowaną aktorkę, Margot Tenenbaum, która stała się ikoną stylu, a nawet więcej – jedną z najbardziej charakterystycznych bohaterek filmowych w historii.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.