Znaleziono 0 artykułów
14.02.2018

Historia jest jedna, a bramy są dwie. W domu u Łukasza Zagały

14.02.2018
W domu u architekta Łukasza Zagały (Fot. Bartosz Barczyk)

To, co pochodzi z seryjnej produkcji, może być wyjątkowe. O ile tylko spełni się kilka warunków: wpuści margines błędu, zrezygnuje z automatycznych zachwytów, jeśli przedmiot jest stary, wpisze w niego własną historię. Z architektem Łukaszem Zagałą rozmawiamy o jego ulubionych domowych obiektach, czyli dwóch pruskich bramach.

Bramy, o których mówimy, już dawno nie służą do przechodzenia. – Są dziś kluczem do miejsca, w którym mieszkam z rodziną w Gliwicach. Mój dom znajduje się w części dawnych koszar i stajni. Bramy pochodzą właśnie z tego kompleksu budynków – mówi Łukasz Zagała. – Podczas przebudowy deweloperskiej miałem dostęp do sześciu bram. Dwie zostały zniszczone, dwie chciałem przechować, ale miały za duży format. Wybrałem dwie najładniejsze i bez żadnej interwencji artystycznej powiesiłem je na ścianach. Wiele razy usłyszałem już pytanie, czyje to dzieło.

Wspólnie z Zagałą oglądamy jego bramy – na ekranie telefonu, bo nasza rozmowa odbywa w warszawskiej pied-a-terre architekta, w samym środku warszawskiego zgiełku, w jednym z nowych stołecznych wieżowców. Rzeczywiście, metalowe obiekty na pokazywanych zdjęciach wyglądają trochę jak spokojniejsze obrazy Gerharda Richtera albo prace Richarda Serry.

Przestrzeń gliwickiego mieszkania jest monochromatyczna – biała żywica, biały sufit, białe pomalowane cegły. Bramy podporządkowały sobie całe te wnętrze. Powiem szczerze, że tam nie dałoby się więcej powiesić, jest mało miejsca, ale też, gdyby było, to chyba ciężko byłoby czemukolwiek przebić siłę formalną i estetyczną bram – wyjaśnia Zagała.

W domu u architekta Łukasza Zagały (Fot. Bartosz Barczyk)

Wyrażam lekkie ubolewanie, również jako osoba, której ściany w mieszkaniu zawieszone są zdjęciami, sztuką, pocztówkami. Pytam o detale architektoniczne gliwickiego budynku, od razu myśląc o powściągliwej architekturze studia Medusa Group, które Zagała współtworzy z Przemem Łukasikiem, w ostatnich latach dając Warszawie m.in. nową architekturę Koszyków, szkołę bez ławek na Wilanowie i – już za chwilę – budynek nowego hotelu w Śródmieściu Południowym.

Przestrzeń gliwickiego mieszkania jest monochromatyczna – biała żywica, biały sufit, białe pomalowane cegły. Bramy podporządkowały sobie całe te wnętrze

Detal jest – poniemiecka cegła glazurowana, każda ma trochę inny kolor. Każda ma pieczątkę cechową, parapety też są w dużej mierze jeszcze wykonywane z tego materiału.

W domu u architekta Łukasza Zagały (Fot. Bartosz Barczyk)

Czyli żaden Wersal. Zagała erudycyjnie ciągnie dalej i opowiada o tym, że architektura jego domu z zewnątrz pokazuje wątki murów, gzymsy, że budynki industrialne XIX wieku pretendowały do bycia czymś innym niż były w rzeczywistości.

Jak się spojrzy na obiekty pofabryczne – czy to z Łodzi, czy z górnego Śląska – to widać wyraźnie, że obiekty przemysłowe posługiwały się detalem z kamienic czy z kościołów. W tamtych czasach dostępne były zresztą gotowe katalogi detali. I tak samo było z wątkami murów. Ale one wszystkie posiadają do dziś dość wysoką klasę, mimo tego, że nie są unikalne. W katalogach nie było gniotów od Sasa do Lasa, jak dzisiaj. Wszystko było wykonywane w wysokiej kulturze rękodzieła, czego najlepszym przykładem jest to, że jeśli mamy jakiekolwiek problemy w naszym domu, to one w zasadzie są związane tylko i wyłącznie z działalnością deweloperską sprzed 10 lat, ale nie z murami sprzed wielu dekad.

Bramy, również nie unikatowe, ale jak powiedzielibyśmy dzisiaj „katalogowe”, uległy jednak zniszczeniu. I to właśnie, w przekonaniu właściciela, uczyniło je wyjątkowymi: – Podległy naturalnej erozji, powstał na nich niezwykły rysunek. A przecież są nietknięte ręką żadnego artysty. W tym, co robię, staram się nie epatować dotknięciem architekta. Zamiast tego szanuję sytuacje, które powstają przez przypadek, które są spuścizną czegoś, co istniało… Ale spuścizną nie jeden do jednego, są wyjęte z porządku tej takiej bezkrytycznej fascynacji przeszłością i historią, rozbijają liniowy porządek.

W domu u architekta Łukasza Zagały (Fot. Bartosz Barczyk)

Jako przykład takiego podejścia podaje spichlerz z XIX wieku, który Medusa Group zaadaptowała na budynek mieszkalny, dostawiając dwie klatki schodowe z lat 70., obłożone dodatkowo stalą kortenowską. I jedno, i drugie, to wykopki w przeszłości – przefiltrowane przez gust architektów. Razem składają się w brawurowo eklektyczną całość.

W tym, co robię, staram się nie epatować dotknięciem architekta. Zamiast tego szanuję sytuacje, które powstają przez przypadek

Zagała z pewnością nie podchodzi na klęczkach do historii. Świadczy o tym również sposób, w jaki traktuje powieszone na ścianach domu skorodowane bramy. Wydaje mi się, że prosty gest – gest kolekcjonera wieszającego obiekt na ścianie – to byłoby dla Zagały za mało. Pewnie dlatego architekt zmienił je też w źródło światła: – Ta brama świeci; światło pada zza niej albo bezpośrednio na nią, co powoduje, że wieczorem cała przestrzeń wypełnia się barwami odbitymi od bramy.

Brama jak lampa? Brama jak obiekt? Brama jak zawodowe credo? To wszystko potrafią bramy Zagały. Prowadzenia do drugiego pomieszczenia nikt już od takich bram nie oczekuje.

– Gdyby tylko się zmieściła, to bym ją przewiesił do warszawskiego mieszkania. To kawałek mojej rodziny.

Anna Theiss - Socjolog, historyk sztuki, marszand sztuki współczesnej, partner firmy Aurabilia.

Anna Theiss
  1. Kultura
  2. Design
  3. Historia jest jedna, a bramy są dwie. W domu u Łukasza Zagały
Proszę czekać..
Zamknij