Trzydziestoletnia singielka nie dość, że nie ma szczęścia w miłości, to jeszcze popełnia gafę za gafą. Ratuje ją tylko angielskie poczucie humoru. W pierwszej odsłonie nowego cyklu „Idolka z ekranu” zastanawiamy się, czy uwielbiana przez milenialki Bridget Jones ma coś do zaoferowania zoomerkom.
„Idolka z ekranu” to niejako kontynuacja serii „Ikona z ekranu” dostępnej tylko w aplikacji „Vogue Polska”. Ale bohaterka pierwszej odsłony nowego cyklu nijak nie pasuje do pierwotnego pomysłu. Niezależnie od tego, czy akurat pożera ostatni kawałek sera z lodówki, ubrana w wyciągnięty sweter i stare dresy, czy biegnie po śniegu w samych majtkach, by wyznać miłość współczesnemu księciu, czy wciska się w zbyt obcisłą małą czarną, która eksponuje obfite kształty – Bridget Jones za ikonę stylu uznać nie sposób. Idolką – moją, kilku moich rówieśniczek i pewnie sporego grona milenialek z całego świata – trzydziestoletnia singielka z Londynu wciąż pozostaje. Co wcale nie oznacza, że warto traktować ją jak wyrocznię – może wręcz przeciwnie, uczyć się na jej błędach, za jedynie słuszną postawę uznając dystans do siebie. Z trudem wypracowany, ale działający jako skuteczna bariera ochronna. A Bridget miała się przed czym bronić – mężczyźni jej życia są paskudni, mamusia jeszcze paskudniejsza, praca najgorsza. Udali jej się chyba tylko przyjaciele.
Zacząć wypada jednak od wyznania: zazdroszczę Bridget. Gdy po raz pierwszy czytałam powieści Helen Fielding, a potem oglądałam ekranizacje w reżyserii Sharon Maguire z Renée Zellweger w tytułowej roli, przeżywałam okres burzy i naporu. Naprawdę nie zazdroszczę moim rodzicom, że mieli nastoletnią mnie za córkę. Równocześnie obawiam się, jaką 13-latką okaże się moja córka. Wtedy, czytając o 32-letniej (w książce starszej o dwa lata) bohaterce, myślałam sobie: „Boże, jaka stara”. Za mniej istotny aspekt uznawałam staropanieństwo, jak to się jeszcze wtedy mówiło. Martwił mnie sam fakt, że kiedyś też dobiję trzydziestki. A gdy jeszcze wyobraziłam sobie moje życie na modłę Bridget czy drugiej idolki – o której wkrótce – Ally McBeal, łapałam się za głowę. Po co zdawać maturę, iść na studia i zacząć życie zawodowe, skoro czekają mnie tylko złamane po wielokroć serce, praca po godzinach i libacje zakończone wypadaniem z taksówki i/lub pechowym one night standem. Niespieszno mi było do takiej dorosłości, a jednocześnie podskórnie czułam, że czeka mnie podobny los – samotnej czy – przy optymistycznym założeniu – samodzielnej kobiety, przy kolejnym optymistycznym założeniu: kobiety sukcesu, która boryka się z niską samooceną, toksycznymi mężczyznami i brakiem perspektyw.
Bridget Jones: Uroczo niedojrzała i jednocześnie mądrze samoświadoma
To czego w końcu tej Bridget zazdroszczę? Świętego spokoju. Wbrew moim własnym przewidywaniom nigdy nie zostałam singielką, z jednego związku płynnie przechodziłam w drugi, nieraz płakałam w poduszkę, ale bez złych relacji nie docenia się przecież potem dobrych. Poszłam zaskakująco utartą ścieżką – ślub w wieku 30 lat, wkrótce potem dwójka dzieci, stała praca. Jako rówieśniczka Bridget zaszłam w pierwszą ciążę. Już dawno pożegnałam etap wystawania w oknie z widokiem na kapiące po szybie krople deszczu. Już dawno przestałam upijać się z przyjaciółkami kolorowymi drinkami. Już dawno opuściłam krainę wolności.
Bridget miała na głowie właściwie tylko samą siebie (no i szaloną mamuśkę). Dopóki próbowała rozwikłać tę najtrudniejszą z zagadek – czego właściwie od życia chce – poświęcała czas właściwie tylko samej sobie. To dziś w niezakosztowanym nigdy singielstwie podoba mi się najbardziej – chwila, żeby zrozumieć własne potrzeby, zanim zaczniemy spełniać oczekiwania wszystkich wokół.
Bohaterka stworzona przez Fielding, a ucieleśniona przez Zellweger, wydaje mi się więc jednocześnie uroczo niedojrzała i mądrze samoświadoma. W drodze do zrozumienia siebie niebanalną rolę odegrał tytułowy dziennik. W końcu zapisując „stek bzdur” (cudowne „full of crap” w oryginale), ostatecznie zauważyła, komu może ufać, jak chce być traktowana i o czym marzy najbardziej.
Intrygująca to więc idolka, która pod płaszczykiem nieogaru ukrywała życiową mądrość. Na wszystko jest czas – próbuj, potykaj się, płacz, a w końcu będzie ci dane.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.