Na wybiegach starcie tytanów – ekstrawagancji Johna Galliano, ekscentryzmu Alexandra McQueena i seksapilu Toma Forda. Na czerwonych dywanach i ulicach – ekstremalnie niski stan, kuse topy, kryształki i róż. Na przykładzie ikon lat 2000. udowadniamy, że Y2K to nie tylko ubrania, to styl życia.
Paris Hilton: Legalna blondynka
Gwiazdy lat 70., 80. i 90. XX wieku odrzuciły wiele konwenansów. Od czasów Madonny nikt nie namieszał w mediach tak jak Paris Hilton. Dziedziczka hotelarskiego rodu miała wyrosnąć na nieskazitelną członkinię amerykańskiej socjety, a okazała się urodzoną celebrytką. OG, bo przed Paris termin ten właściwie nie istniał. Zamiast salonów wybrała czerwony dywan. Popołudniowe garden parties zamieniła na niekończącą się imprezę. Jako dziewczyna z dobrego domu ceniła jednak zasady. „Nigdy nie przechodź obojętnie obok lustra”, a gdy nie wiesz, co powiedzieć, wystarczy krótkie, acz treściwe: „That’s hot!” – brzmiało kilka z jej rad, którymi dzieliła się na łamach „CosmoGirl” czy „Seventeen”. Przy czym savoir-vivre Hiltonówny nie ograniczał się jedynie do bon tonu. Był to przede wszystkim kodeks modowy. „Life’s short. You’re skirt should be even shorter”, „sloganowe T-shirty są najlepszą formą komunikacji ze światem”, a „najmodniejszy dodatek? Przyjaciele” (tu do wyboru Nicole Richie lub Kim Kardashian) – można wymieniać w nieskończoność.
To jej przypisuje się też rozkręcenie mody na czapki z daszkiem i niski stan. Przywrócenie masywnych okularów przeciwsłonecznych po erze matrixowych mikrusków i ponowne wylansowanie platynowego blond. W końcu, jak sama mówiła, „każda dekada ma swoją blondynkę. Była Marilyn Monroe, księżna Diana. Teraz ikoną jestem ja”. Na dodatek wyjątkowo obrotną. Jako pierwsza dostawała gażę za pojawianie się na imprezach, wpuściła kamery do swojego życia („Proste życie”) i założyła gwiazdorską markę kosmetyków. Nawet pobyt w więzieniu przekuła w kasowy sukces. Mawiała, że „wymyśliła również taniec na stołach”. Z tym wyjątkowo nie możemy się zgodzić (wcześniej wywijały już Naomi Campbell czy Raquel Welch). Natomiast bezapelacyjnie to jej popularność zawdzięczają welurowe dresy Juicy Couture i uggsy, choćby tym, że razem z nią figurowały w zestawieniach stylowych koszmarków.
Britney Spears: (Nie)grzeczna uczennica
Nikt – nawet Paris Hilton – nie nosił biodrówek skrojonych tak nisko. Nie stylizował równie kusych topów i nie doprowadzał do pasji tylu zatroskanych rodziców co Britney Spears. Mimo że początki miała niewinnie.
Po epizodzie w „Klubie przyjaciół Myszki Miki” w 1998 roku zaledwie 17-letnia Brit wdarła się na szczyt list przebojów z debiutanckim singlem „…Baby One More Time”. Sięgającą połowy uda plisowaną spódniczką, zawiązaną na węzełek koszulą odsłaniającą brzuch i różowymi pomponami wpiętymi w warkoczyki zapowiedziała nowy wizerunek – słodyczy na granicy zmysłowości – który towarzyszył jej jeszcze przez dwa sezony. Bo po wydaniu krążka „Oops!… I Did It Again” ostatecznie zrzuciła uniform aniołka. Rozpoczęła erę prowokacyjnych występów (taniec z wężem boa podczas MTV VMA 2001) i wyzwolonych tekstów, strojów eksponującym coraz więcej ciała. Piosenki o pierwszej miłości ustąpiły miejsca utworom o niezależności, szkolny mundurek – seksownym sukienkom od Versace, Dolce & Gabbana czy Matthew Williamsona. T-shirty uległy znacznemu skróceniu, talia dżinsów niebezpiecznie spadła (te z koncertu w 2003 roku odsłoniły front stringów i krzyż wytatuowany tuż nad wzgórkiem łonowym). Na powieki wkroczył połyskliwy błękit, na policzki pąsowy róż, a pępek ozdobił diamentowy kolczyk.
Styl Spears wyróżniają elementy boho wplatane w codzienne stylizacje – kożuchy z owczej skóry zestawiane z welurowymi dresami, kowbojki do kompletu z denimowymi minispódniczkami czy dzianinowe tuniki, ale z wyhaftowanym na biuście milenijnym motylkiem. Może wytwórnia chciała uspokoić rodziców, których dzieciaki kopiowały idolkę. A może tak jak dżinsową suknią z gali American Music Awards w 2001 roku, Spears przewidziała przybierający na sile trend…
Sienna Miller: Hipiska w kaloszach
A teraz ze sceny i czerwonego dywanu schodzimy na ulice, bo to na street style’u Sienna Miller odcisnęła najwyraźniejsze piętno. Różowe miniówki gwiazdek diamentowej dekady zamieniła na zwiewne sukienki, zamiast opływających ciało fasonów bawiła się warstwami i poszerzyła skąpy repertuar milenijnych dodatków o skórzane paski z masywną klamrą, okulary typu rave, gladiatorki, hipisowskie kamizelki czy kowbojskie kapelusze. Po popularności, jaką przyniósł jej „Alfie”, boho dress code przemyciła na festiwal Glastonbury. Tak jak współczesne influencerki na Coachelli, kuse dżinsy łączyła z dzierganymi tunikami, włączała elementy z mundurka motocyklistów. I świadoma panującej na koncertach pluchy nie upierała się przy szpilkach, z powodzeniem nosząc sięgające kolana kalosze.
Avril Lavigne: Księżniczka outsiderów
„Pop-punkowa księżniczka, która ma wiele do powiedzenia”, nazywali ją dziennikarze „Billboardu”. „Mała kobietka, która daje czadu”, woleli prezenterzy stacji MTV. A mało brakowało i pod dyktando menedżerów Avril skończyłaby jako artystka country. Ale że lata 2000. to również rozkwit subkultur – emo, gothów czy punków – udało jej się znaleźć niszę wśród zbuntowanych nastolatków.
Na światowej scenie muzycznej pojawiła się w 2002 roku z debiutancką płytą „Let Go” (klasyfikowaną jako pop-punkową, z wyraźnymi wpływami czystego rocka), w garniturowej kamizelce, krawacie, czarnych conversach, wiszących w kroku spodniach cargo, obskubanym manikiurze oraz nie jak typowe gwiazdki diamentowej dekady z chihuahua, ale z deskorolką pod pachą. W mgnieniu oka stała się antidotum na plastikowe gwiazdki. Nie odbiegając muzycznie od Spears, wniosła niespotykany dotąd luz. Nie wywierała na fankach presji szczupłego ciała, by mogły nosić seksowne biodrówki. Nie musiały rozjaśniać włosów, chadzać do dietetyczki. Stała się dziewczyną z plakatu dla outsiderów, buntowników i wszystkich tych, którzy sprzeciwiali się rozerotyzowanej kobiecości. Rodzice jej fanek mogli zatem nieco odetchnąć – ich pociechy nie odwiedzały co tydzień solarium, za to od rana do nocy słuchały metalu na pełen regulator.
Mary-Kate i Ashley Olsen: Hobo-boho
Po ukazaniu się serii filmów z ich udziałem (w tym „Czy to ty, czy to ja?”, „Paszport do Paryża”) i sygnowanych przez nie gadżetów mogło się wydawać, że o Mary-Kate i Ashley wiemy niemal wszystko. Może dlatego z dnia na dzień zrzuciły nastoletnie mundurki? Przed paparazzi skryły się za masywnymi okularami przeciwsłonecznymi, wyposażyły w skórzane torby Balenciaga City (przyczyniając się do gwałtownego wzrostu ich popularności) i wyraźnie odcięły od przodującego nurtu Y2K. Podobnie jak Sienna Miller, zwróciły się w kierunku mody bohemy – noszonych warstwowo kardiganów, sprutych dżinsów, legginsów stylizowanych ze spódnicami i sukienkami. Romansowały z gotykiem, wysokim glamourem, eklektyzmem, vintage i dały przedsmak charakterystycznego dla siebie dziś purytańskiego minimalizmu.
Christina Aguilera: What (Every 2000s) Girl Wants
W 2002 roku Christina Aguilera miała już na koncie trzy albumy studyjne, z czego dwa pokryte platyną, nagrodę Grammy i skończone 21 lat. Kolejna płyta – „Stripped” – miała okazać się przełomem. Pierwszą, którą stworzyła po wkroczeniu w dorosłość. A zatem tą, która miała ukazać jej charakter i styl. Po erze różowych spódniczek i kaszmirowych kardiganów proponowanych przez wytwórnię przed Christiną otworzyły się nowe możliwości. Zgodnie z estetyką początków drugiego milenium, mogła pójść w warstwy lub zdjąć tyle, ile tylko się da – wyeksponować brzuch, obnażyć troczki od stringów. – Podjęłam ryzyko – podsumowała decyzję w jednym z wywiadów. – Postanowiłam pokazać się od erotycznej strony, umożliwiając jednocześnie innym dziewczynom emancypację.
To też w szafie Aguilery pojawiły się ledwo zasłaniające pośladki miniówki noszone do pary z topami ukradkiem odsłaniającymi biust. Na mniejsze wyjścia narzucała płaszcz i bieliźnianą koszulkę w panterkę, na większe dodatkowo ozdabiała lędźwie mozaikami sztucznych kryształków. Garściami czerpała z BDSM i mody kowbojów (stąd jej kultowe czapsy z kanarkowej skóry narzucone na bikini). A jeśli decydowała się na sukienkę zakrywającą od stóp do głów, ta musiała mieć chociaż drapieżny wzór lub być uszyta z połyskliwego lureksu. Wraz z kolejną transformacją muzyczną – nomen omen zapowiadającą krążek „Back To Basics” – wkroczyła w epokę pin-up girl: platynowych fal, kreacji z perłowego atłasu i mocy brylantów. Ale to już zupełnie inna historia.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.