Gdy zakładała profil na Instagramie, dojrzałe kobiety były niemal nieobecne w popkulturze, modzie i mediach społecznościowych. Dziś jej codzienne stylizacje podziwia blisko 150 tysięcy fanów, a jej rówieśniczki podbijają wybiegi, ulice, ekrany. Z Renią Jaz (@venswifestyle) rozmawiamy o dojrzałości, jej garderobie oraz „I tak po prostu…”.
Jak zaczęła się twoja przygoda z modą?
Moja mama i babcia były bardzo stylowymi kobietami. Mimo skromnych możliwości zawsze zwracały uwagę na to, co nosiły. To one pokazały mi, że moda może być przestrzenią ekspresji. Mama miała ciocię w Ameryce, która od czasu do czasu wysyłała nam paczki z ubraniami i kolorowymi magazynami. Przeglądałam je w nabożnym skupieniu, wycinałam najlepsze stylizacje i robiłam z nich wyklejanki. To był mój ulubiony moment w roku.
Pamiętam też wydarzenie, które szczególnie zapadło mi w pamięć i niejako przypieczętowało moją miłość do mody. Dorastałam pod Warszawą, więc na ubraniowe zakupy jeździłyśmy do stolicy. Pewnego razu trafiłyśmy akurat na pokaz polskich projektantów, który odbywał się przy Domach Centrum. Miałam wtedy osiem, może dziewięć lat i nie mogłam oderwać wzroku od tych pięknych, stylowych kobiet. Marzyłam, żeby być kiedyś jedną z nich.
Jak wyglądał twój styl, kiedy dorastałaś?
Moja kuzynka przerabiała dla mnie ubrania od cioci i te po mamie i babci, więc zwykle wyróżniałam się na tle rówieśników. Potem sama buszowałam po sklepach. Uwielbiałam kolory, które kontrastowały z naszą szarą rzeczywistością. Dzięki temu nabrałam pewności siebie i przekonania, że nie ma nic złego w tym, że wygląda się inaczej.
Mimo to nigdy nie myślałaś o karierze w modzie.
Nie przyszło mi do głowy, że moje hobby mogłoby być moją pracą. Moja kariera potoczyła się więc zupełnie inaczej – skończyłam resocjalizację i przez wiele lat pracowałam w ośrodku dla młodzieży. Później przez kilka kolejnych byłam kuratorką zawodową. Co nie znaczy, że zapomniałam o modzie. Nawet gdy, tak jak w sądzie, miałam narzucony dress code, lubiłam dorzucić do niego fajny dodatek – szpilki, biżuterię czy torebkę.
Co w takim razie się zmieniło?
Ja. Po przeprowadzce do Anglii nabrałam więcej odwagi. Na pewno pomogła mi w tym tutejsza wielokulturowość i otwartość na innych. Nikt tu nikogo nie wytyka palcami, każdy nosi to, co chce. Przestałam myśleć o tym, że ktoś będzie mnie oceniał. W Polsce miałam to szczęście, że zawsze otaczały mnie bardzo otwarte osoby, ale wiele moich koleżanek nie miało takiego szczęścia. Polki są pięknymi kobietami, ale brakuje nam pewności siebie, szczególnie w moim pokoleniu.
Kiedy pojawił się w twojej głowie pomysł, by założyć profil na Instagramie?
Podsunęła mi go moja córka Agnieszka. Wszystko zaczęło się od sukienki, którą chciałam sobie kupić, ale nie byłam pewna, czy będę w niej dobrze wyglądać. Zapytałam ją, czy zna może jakieś fajne kobiety w moim wieku, które pokazują, jak stylizować takie rzeczy. Powiedziała, żebym poszukała na Instagramie. Ku naszemu zaskoczeniu nie znalazłyśmy ich wiele. Wtedy Agnieszka zasugerowała, żebym wypełniła tę lukę. Długo o tym myślałam, ale brakowało mi bodźca do działania. Z pomocą znowu przyszli moi bliscy. Któregoś dnia przy rodzinnym śniadaniu mój mąż oznajmił, że mają dla mnie prezent. Okazało się, że kupili mi profesjonalny aparat i wykupili domenę na mój blog. „Musisz tylko wymyślić nazwę swojego profilu i wybrać stylizacje. W poniedziałek zrobimy pierwsze zdjęcia”, powiedział mój syn. Zaniemówiłam. Ostatecznie wybrałam @venswifestyle jako ukłon w stronę mojego męża, bo od początku wspierał mnie w tej przygodzie.
Czy łatwo przyszło ci odnalezienie się przed obiektywem?
Absolutnie nie. Nie miałam pojęcia, jak mam się zachować. Byłam strasznie sztywna. I znowu pomogli mi najbliżsi. Byli moimi doradcami i kibicami. Mimo to pierwsze zdjęcia robiłam zawsze na uboczu, żeby na pewno nie znalazł się tam przypadkowy przechodzień. Krok po kroku jednak nabrałam wprawy. Moim chrztem bojowym były tygodnie mody. Wtedy wymierzone są w ciebie setki obiektywów, więc trzeba być bardzo uważną.
Dziś podchodzę do zdjęć zadaniowo – wiem, że muszą powstać, i chcę to zrobić jak najlepiej. Nie ma tu już miejsca na wstyd czy tremę. Czuję się zdecydowanie swobodniej.
Jak opisałabyś swój styl? Czy bliżej ci do minimalizmu w duchu quiet luxury czy raczej wyrazistego maksymalizmu?
Myślę, że umieściłabym się gdzieś pomiędzy. Mój styl jest bardzo eklektyczny, lubię łączyć elementy z różnych bajek – prostotę ze szczyptą szaleństwa, kobiece sylwetki z pierwiastkiem męskim, ubrania od projektantów z fasonami vintage. Coś pomiędzy stylem Céline Dion i Tildy Swinton, które ubóstwiam.
Moim ulubionym projektantem jest Jonathan Anderson. Gdy widzę jego kolekcje dla Loewe i JW Anderson, mam wrażenie, że stworzył je z myślą o mnie. Może tak było, podobno mieszka gdzieś niedaleko (śmiech). Podziwiam też Miuccię Pradę. Jest mistrzynią łączenia ponadczasowej elegancji i wygody. Nie byłabym sobą, gdybym nie wymieniła Magdy Butrym. Jestem jej wielką fanką. Podobnie jak reszta świata.
Jak wygląda twoja praca od kulis?
Pomiędzy zdjęciami, prowadzeniem profilu i odpisywaniem na e-maile, każdą wolną chwilę wykorzystuję na szukanie pomysłów na następne stylizacje. W tym celu przeglądam ulubione strony i czasopisma – namiętnie czytam „Vogue Polska”, pani w kiosku sprowadza go specjalnie dla mnie. Oczywiście uważnie śledzę też pokazy i trendy, a także wertuję moją szafę. Na podstawie takiej analizy buduję look od podstaw, a potem testuję go w praktyce. Jeśli wszystko gra, umawiam się z zaufanymi fotografami, a potem zaczynam cały proces od nowa.
Czy zdarzają ci się chwile zwątpienia?
Oczywiście. Choć wydaje mi się, że po pięćdziesiątce nabrałam nowej pewności siebie, wciąż zdarzają mi się gorsze dni, kiedy nie czuję się dobrze w swojej skórze. Wtedy zwykle sięgam po mój comfort outfit – dżinsy, biały T-shirt, oversize’ową marynarkę i dużą biżuterię – który zawsze skutecznie poprawia mi humor, bo wiem, że czuję się i wyglądam w nim dobrze. Doświadczenie nauczyło mnie też, żeby nie brać tych złych dni do siebie, mieć do nich dystans, co nie przychodziło mi tak łatwo, gdy miałam 20 czy 30 lat. Teraz mam dla siebie więcej zrozumienia. Myślę sobie „jakoś to będzie”. Uśmiech na twarz, trochę samoopalacza i do przodu (śmiech).
Czy to satysfakcjonująca praca?
Jak najbardziej. To dla mnie wciąż nowe doświadczenie. Profil prowadzę dopiero siódmy rok. Oczywiście na co dzień zdarza mi się wpaść w rutynę, ale są takie momenty, które przypominają mi, że to, co robię, ma sens. Do dziś pamiętam jedną z pierwszych takich sytuacji, niedługo po tym, jak wystartowałam z moim profilem. Napisała do mnie młoda, 27-letnia dziewczyna, która przyznała, że zawsze bała się upływu czasu, bo w jej rodzinie brakowało pozytywnych przykładów dojrzałości. Powiedziała, że dorastała w przekonaniu, że gdy skończy 45 lat, odejdzie w niepamięć, społeczny niebyt. Gdy odkryła mój profil, zrozumiała, że tak nie musi być.
Jej wiadomość poruszyła mnie z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że sama dorastałam w rodzinie pełnej silnych, kreatywnych kobiet w różnym wieku. Moje ciocie są dziś po osiemdziesiątce i wciąż świetnie się trzymają. Dojrzałość zawsze wydawała mi się czymś normalnym, a nawet ekscytującym. A po drugie, ta sytuacja uświadomiła mi, jak ważna jest reprezentacja dojrzałych kobiet. Dlatego tak bardzo cieszy mnie to, że jest nas coraz więcej – na małym i wielkim ekranie, na wybiegach i w kampaniach. Nawet branża beauty się w końcu obudziła i w reklamach kremów przeciwzmarszczkowych zamiast młodziutkich dziewczyn występują w końcu kobiety w moim wieku.
Zgaduję, że oglądałaś „I tak po prostu…”. Co sądzisz o tej reprezentacji 50-latek?
Miałam nawet okazję obejrzeć pierwsze odcinki podczas oficjalnej premiery serialu w Londynie. Dla mnie to przede wszystkim serial o modzie, która jest takim naszym osobistym azylem, w którym możemy być w pełni sobą. Bez względu na wiek. W „I tak po prostu…” zabrakło mi rozmachu znanego z „Seksu w wielkim mieście”, ale i tak miło było zobaczyć produkcję w pełni poświęconą kobietom w moim wieku. Na dodatek z oryginalną obsadą, która wciąż trzyma się świetnie.
Do której bohaterki jest ci najbliżej?
Zdecydowanie Carrie, choć w mniej szalonym wydaniu.
Co masz w planach na najbliższy rok?
Chcę rozwijać mój profil i poświęcić mu tak wiele uwagi, jak tylko mogę. Dlatego nie myślę o rozwijaniu mojej działalności na kolejne obszary, jak stylizowanie innych czy prowadzenie własnej marki. Powoli rozpoczynam też przygotowania na nachodzące tygodnie mody. Na pewno pojawię się w mojej ukochanej Kopenhadze i Paryżu. Coraz bardziej kusi mnie też Mediolan.
Podczas ostatnich tygodni mody zwrócono uwagę, że po kilku sezonach z wybiegów znów zniknęły modelki plus size, jak gdyby były tylko przejściowym trendem. Czy twoim zdaniem podobny los może spotkać dojrzałe modelki?
Może myślę życzeniowo, ale wydaje mi się, że nie. Po pierwsze dlatego, że branża mody nas potrzebuje. Dojrzałe kobiety stanowią ważną grupę klientek, które mają pieniądze i wiedzą, czego chcą. Wychowałyśmy dzieci, mamy stabilne kariery i możemy skupić się na sobie. Drugi powód jest prosty – ostatnie lata dodały nam wiele pewności siebie. Znamy swoją wartość i nie damy się już wyrzucić na margines.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.