Znaleziono 0 artykułów
26.09.2024

Jacek Dehnel: Pamiętnik zamordowanego skąpca, część II: Czy inteligent może być winny?

26.09.2024
Stoisko ze starzyzną (Fot. NAC)

Pisarz, poeta i tłumacz Jacek Dehnel specjalnie dla nas stworzył kronikę kryminalną międzywojennej Warszawy. Kontynuuje historię zabójstwa bogatego skąpca Władysława Czermińskiego.

Ekscentryczny skąpiec Władysław Czermiński został zamordowany w swoim mieszkaniu w sobotni wieczór 7 lipca 1929 roku. Dzięki nieostrożności sprawców i cienkości ścian w pewnym sublokatorskim pokoiku sprawców namierzono i ujęto już w nocy z 8 na 9 lipca. Bolesław Popławski został wprawdzie postrzelony w nogę i w głowę, ale szybko dochodził do siebie w szpitalu Świętego Rocha, a jego stan nie budził obaw. Wacław Kamiński został co najwyżej nieco poturbowany, kiedy rzucił się z nożem na policjantów. Zaczęły się przesłuchania, które pozwoliły zrekonstruować przebieg zbrodni.

Bandyci splądrowali mieszkanie Władysława Czermińskiego

Wszystko zaczęło się wtedy, kiedy Kamiński poznał starego bogacza, pośrednicząc pomiędzy nim a swoim kuzynem w wynajęciu mieszkania w nadbudowanym piętrze kamienicy przy Rynku Nowego Miasta. Zaplanował rabunek i naraił robotę swojemu kumplowi Popławskiemu. Obaj należycie się przygotowali: obserwowali Czermińskiego i na budowie, i na Wspólnej; kupując ogórki w sklepiku na Kościelnej 6 ukradli dwukilowy odważnik, a Popławski podprowadził solidne dłuto sąsiadowi zdunowi i ukrył je w cholewce buta.

W sobotni wieczór Kamiński odwiedził Czermińskiego pod pozorem, że ma niedrogo do sprzedania banknot dolarowy; przedstawił mu też kolegę, rzekomo tynkarza szukającego pracy na budowie. Wtedy kątem oka zauważył, że w oknie przeciwległej oficyny siedzi jakaś kobieta – stanął więc tak, żeby zasłonić jej widok. Kiedy stary pochylił się nad banknotem leżącym na biurku, Popławski zdzielił go w głowę odważnikiem, omdlałego zwalił z fotela na podłogę, wskoczył nań, łamiąc mu kilka żeber [1], po czym, chwyciwszy leżącą na blacie brzytwę, dokończył mordu.

Wówczas bandyci zaczynają gorączkowo plądrować mieszkanie – znajdują 1800 złotych i zwitek banknotów dolarowych, ale przestraszeni, że ktoś usłyszał, jak próbują rozbić kufer, zbiegają po schodach i wsiadają do taksówki. Pędzą do mieszkania kochanki Kamińskiego – zanim jednak ją odwiedzą, chronią się w pobliskiej kamienicy przy ulicy Przejazd 5, żeby podzielić się łupem. Tam zaczyna się kłótnia: Kamiński, który trzyma zwitek dolarów, uważa, że to on powinien dostać lwią część, bo naraił „robotę”; Popławski, który ma złotówki i złoty zegarek – że on, bo to on „zrobił” starego. W końcu wydziela Kamińskiemu tylko tańszy zegarek i 500 złotych, a kiedy ten grozi mu pójściem na policję, dostaje nożem przez rękę. Wreszcie się godzą.

Sklepiki wikliniarzy (Fot. NAC)

Nazajutrz wstają wcześnie i idą na Kercelak, gdzie opylają paserom zrabowane zegarki – jeden z nich jest bez koluszka, oderwanego podczas grabieży (i znalezionego na miejscu zbrodni przez śledczych), co będzie potem kolejną poszlaką obciążającą sprawców. Wacław sprzedaje na bazarze również pokrwawione ubrania, Bolek swoje opyla kuzynowi. Sprawiają sobie nowe, eleganckie garnitury, bieliznę i walizki. W poniedziałek Wacław znowu odwiedza ukochaną, tym razem wyelegantowany, i zabiera ją na spacer po mieście. Szli ulicami Długą, Bielańską i placem Teatralnym – opisywał „Kurjer Poranny”. – Już wtedy chłopcy gazeciarze wołali na głos: – Straszna zbrodnia przy ulicy Wspólnej! – Zamordowanie właściciela kamienicy! – Tajemnicze zabójstwo!

W pokoju hotelowym młodzi jedzą obiad; Wacław pokazuje dziewczynie jedwabną bieliznę, drogie krawaty, portfel, papierośnicę srebrną i bogatą walizkę, proponuje wspólny wyjazd na Kresy – pewnie woli poza Warszawą przeczekać, aż sprawa przycichnie. Umawiają się na kolejne spotkanie, do którego już nie dojdzie.

Bandyci pochodzili z innych światów – prasa podkreślała dzielące ich różnice klasowe

Popławski, Tajny Detektyw

Z początku, kiedy opisywano zbrodnię i śledztwo, obu zabójców – którzy zresztą mieli na koncie niejedno przestępstwo – przedstawiano jako zdeprawowanych do cna bandytów. Z czasem jednak prasa zaczęła opisywać ich jako przeciwstawne osobowości.

Nie jest to zaskakujące, ale tu trzeba powiedzieć, kto wówczas kupował gazety. Przede wszystkim spora część społeczeństwa nie spełniała podstawowego warunku korzystania z prasy: nie umiała czytać. W międzywojniu właściwie udało się opanować analfabetyzm wśród najmłodszych, ale z dorosłymi było gorzej. Nie czytali raczej mieszkańcy wsi niż miast, raczej kobiety niż mężczyźni, raczej wschód niż zachód kraju – w 1931 roku na Polesiu i Wołyniu analfabetami było ok. 48% ludzi (powyżej 10. roku życia), na Pomorzu i w Wielkopolsce – 8%, a na Śląsku – zaledwie 1,5%. Czytać nie umiało jeszcze 10% mieszkańców Warszawy. Ale nawet tych, którzy posiedli tę umiejętność, często nie było stać na prasę – zwłaszcza odkąd do Polski dotarł ze Stanów wielki kryzys i rozpoczęły się masowe zwolnienia. Korzystanie z prasy było zatem po trosze sprawą klasową – oczywiście kto inny (i z innych powodów) czytał socjalistycznego „Robotnika”, kto inny „Wiadomości Literackie”, a kto inny tabloidy, które najchętniej pisały o krwawych morderstwach. Ale dziennikarze każdego z tytułów doskonale zdawali sobie sprawę z tego, dla kogo piszą, jak rozkładają się sympatie ich czytelników.

Kiedy w marcu 1930 roku rozpoczął się proces, obaj oskarżeni twierdzili, że chcieli tylko okraść staruszka, a potem coś poszło nie tak. Kamiński upierał się, że to Popławski poderżnął gardło ofierze, Popławski – że zrobił to Kamiński. Sytuacja była więc z pozoru symetryczna, słowo przeciwko słowu. Ale nie w oczach prasy.

Kamiński, Tajny Detektyw

Wacław Dunin-Kamiński, lat 19, pochodzi z dobrej rodziny – zaczyna dziennikarz „Kurjera Czerwonego”, nie pomijając herbowego przydomku – jest jednak wykolejeńcem. Los zetknął go z kryminalistą Popławskim, który namówił zdegenerowanego młodzieńca do zamordowania Czermińskiego. Wiemy, że było odwrotnie, ale to bez znaczenia. Nawet opis wyglądu oskarżonych jest bardzo zróżnicowany (choć, prawdę mówiąc, na zdjęciach wyglądają dość podobnie): Popławski jest w ubiorze aresztanckim. Głowę ma ogoloną przy skórze. Twarz napiętnowanego kryminalisty. Jest wyraźnie zdenerwowany i bardzo podniecony. Dużo spokojniej zachowuje się Kamiński, przystojny młodzieniec, bardzo przyzwoicie ubrany. Kiedy sąd zaczyna odczytywać opis zbrodni, Kamiński pochyla głowę i poczyna płakać. Popławski zaś, który mimo kilkakrotnych napomnień nie chce usiąść i stoi w ławce, patrzy jakiś czas załzawionym wzrokiem nieruchomo w sufit, a następnie opuszcza głowę i nerwowo wiąże supełki na chustce od nosa.

„Przegląd Wieczorny” uzupełnia: Oskarżony Kamiński siada, ukrywając twarz w rękach. Na pytania odpowiada cichym głosem. Wyjaśnienia chce dać później. Popławski z punktu symuluje obłęd: wstaje, kręci głową, wymachuje rękoma i pod przymusem coś niecoś odpowiada. Zapytany, jak wyglądało w mieszkaniu Czermińskiego, odpowiada: – Jak w salonie. Ot, nie dość, że symulant, to jeszcze prostak.

Czytelne stanowisko zajmuje też „Express Poranny”: Sprawa młodocianego inteligenta Wacława Dunin-Kamińskiego, oskarżonego wespół z zawodowym kryminalistą o zamordowanie kapitalisty Czermińskiego, jest prostą tylko pozornie. […] Kamiński, przystojny, elegancki młodzieniec zachowywał się na rozprawie ze swobodą bywalca ławy oskarżonych. W przerwach nakładał rogowe okulary i rozglądał się po sali ciekawie, rozdzielając uprzejme uśmiechy między znajomych. A Popławski? Udawał niepoczytalność: przywdział maskę obłąkańca. Trząsł się, uśmiechał głupkowato i odzywał bez sensu, choć dał sobie z tym spokój, kiedy wezwani biegli psychiatrzy stwierdzili, że to symulacja.

Co innego Kamiński – trzymał fason, świadkowie byli po jego stronie. Jego przyjaciółka, tancerka Eitelówna, zgrabna panienka, o dziecinnym wyglądzie, podkreśliła fakt niezwykle poprawnego zachowania się Kamińskiego, który, będąc jej narzeczonym, jednak jej nie wyzyskał. Jej koleżanka wtórowała jej, że to wprost ideał przyzwoitości, bo wchodząc, miał zwyczaj zawsze pochwalić Pana Boga. Sam Kamiński bronił się, że kontakt z Popławskim nawiązał jako konfident policji, by nad nim czuwać – owszem, poszedł z nim do mieszkania na Wspólnej, ale nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Kiedy jednak wyglądał przez okno, usłyszał stuk, odwrócił głowę i zobaczył scenę mordu.

Popławski i Kamiński, Express Poranny

Prokurator był z kolei przekonany, że to właśnie ów młodzieniec z dobrego domu był motorem zbrodni, ale dla obu oskarżonych żądał tej samej kary: kary śmierci. Również sąd nie podzielał klasowych przesądów i wymierzył obu sprawcom taki sam wyrok: po 15 lat ciężkiego więzienia.

Ale na to obie strony wnoszą apelację – prokurator żąda znów kary śmierci, obrona – niższych wyroków. I we wrześniu w prasie wszystko się powtarza.

Popławski znów zachowuje się osobliwie, ale według psychiatrów to wynik psychozy więziennej: ciałem jego wstrząsają ciągłe dreszcze, a usta bełkoczą coś bez składu i związku – pisze reporter „Expressu Porannego”. – Zbrodniarz raz po raz spogląda na swe ręce oddalając je od siebie, to znów przysuwając do oczu, a następnie wstrząsa niemi i ociera je o kaftan więzienny, tak jak gdyby ocierał z nich krew, którą musi bezustannie mieć przed oczyma. Istna lady Makbet!

Powtarza się też wybielanie Kamińskiego, który znów jest Dunin-Kamińskim, pochodzącym z dobrej i niebiednej rodziny typowym wykolejeńcem, zepchniętym na drogę zbrodni przez złą literaturę, chorobliwą wyobraźnię oraz niezdrowy pociąg do kryminalistyki

Najdalej w zmyślaniu poszedł „Tajny Detektyw”, który opisywał sprawę dopiero w marcu roku 1931. Główną negatywną postacią uczynił źle prowadzącą się kabaretową tancerkę Stefanię, utrzymującą stosunki równolegle z bogaczem Czermińskim i młodym Kamińskim, któremu naraiła okazję do łatwego zarobku. Ostatnim aktem w sprawie Czermińskiego było aresztowanie pięknej tancerki Buczyńskiej, „moralnej autorki” zbrodni – pisał dziennikarz, a dział ilustracji znalazł mu nawet jakąś fotografię efektownej dziewczyny. Tymczasem dziewczyna wprawdzie, jak pamiętamy, miała na imię Stefania (lub Janina), ale na nazwisko Eitel, do przestępstwa zaś nijak się nie przyczyniła, bo nawet nie znała ofiary i wcale nie została aresztowana.

Ale i sąd apelacyjny pozostał głuchy na kwestie klasowe: utrzymał równe wyroki, które zapadły w pierwszej instancji.

Sprzedaż ptaków (Fot. NAC)

Bandytów osądzono sprawiedliwie – otrzymali takie same wyroki

Ale co z tym pozostawionym przez ofiarę majątkiem? Wdowa z córkami w poszukiwaniu testamentu zaczęły przeglądać papiery w splądrowanym mieszkaniu i tak natknęły się na pamiętnik, zawierający – jak twierdził „Kurjer Czerwony” – szereg niezwykle sensacyjnych szczegółów z życia zamordowanego. Zgodnie z życzeniem byłego męża i ojca poleciły odbić książkę w jednym egzemplarzu, który następnie odczytano w gronie spadkobierców w asyście prawnika i notariusza. Jesienią 1929 roku prasa donosiła, że to właśnie tajemniczy pamiętnik zawiera wskazówki dotyczące spadku – ale to blef, bo już tydzień po zabójstwie podano, że właściwy testament odnalazł się u jednego z warszawskich notariuszy. Wydawniczy unikat nie miał zatem nic wspólnego z dziedziczeniem – był tylko ostatnim ekscentrycznym życzeniem starego skąpca.

Czermiński, odmawiając sobie wszystkiego, zgromadził majątek szacowany na 700 tysięcy złotych. I tak oto prawdziwymi beneficjentami napadu ostatecznie wcale nie okazali się bandyci, tylko spadkobierczynie ofiary.


[1] Szczegółowa autopsja wykazała – jak pisał „Przegląd Wieczorny” – prócz podcięcia gardła, złamanie 5 prawych i 7 lewych żeber oraz liczne zadrapania i zdarcia skóry.


Za: „Tajny Detektyw” 11/1931 z 29 III 1931; „Express Poranny” z 10 VII 1929 oraz 27 III i 24 IX 1930; „Kurjer Czerwony” z 16 VII, 19 IX i 10 X 1929 oraz 26 III 1930; „Kurjer Poranny” z 10 i 11 VII 1929; „Kurjer Warszawski” z 10 VII 1929; „Przegląd Wieczorny” z 26 III i 23 IX 1930.

Jacek Dehnel
  1. Styl życia
  2. Społeczeństwo
  3. Jacek Dehnel: Pamiętnik zamordowanego skąpca, część II: Czy inteligent może być winny?
Proszę czekać..
Zamknij