„Au coeur de la Provence, au coeur de vos vacances!” – to hasło reklamowe Mallemort – liczącej nieco ponad cztery tysiące mieszkańców gminy w Prowansji. Są tam zabytkowa Rue du Château d’Eau, zapierający dech w piersiach widok na rzekę Durance i wybudowany w XVIII wieku kościół świętego Michała. To jednak miejsca znane głównie mieszkańcom. Większości Mallemort kojarzy się z Jacquemusem – niespełna trzydziestoletnim projektantem, który właśnie tam się urodził i wychował.
Trudno uwierzyć, że Jacquemus w wieku, w którym wielu jego kolegów po fachu dopiero zaczyna poważną przygodę z modą, obchodzi dziesięciolecie autorskiej marki. Marki, którą powołał do życia bez żadnego zaplecza finansowego i doświadczenia, z miłości do zmarłej matki i rodzinnej Prowansji, która jest – w mniejszym lub większym stopniu – obecna w każdej jego kolekcji.
Do jubileuszowego pokazu Jacquemus podszedł więc wyjątkowo personalnie i sentymentalnie. Grono gości ograniczył do minimum (obecni byli jedynie dziennikarze, najbardziej związane z marką influencerki i jej klientki), a liczący 500 metrów, intensywnie różowy wybieg umieścił na smaganych letnim wiatrem polach lawendy. Już sam ten widok wystarczyłby do tego, by czuć, że jest się świadkiem czegoś wyjątkowego.
Wyjątkowa była jednak również kolekcja, złożona zarówno z damskich, jak i męskich sylwetek (z przeznaczoną dla mężczyzn odsłoną marki Jacquemus zadebiutował równo rok temu). Już po pierwszej stylizacji, którą na wybiegu zaprezentowała Mica Argañaraz, widać było, że jubileuszowy pokaz Francuza będzie zbiorem wszystkich elementów, z których jest znany i za które kocha go branża – niektóre z nich projektant poddał reinterpretacji, niektóre poprzeplatał zupełnie nowymi propozycjami, inne pokazał w formach do złudzenia przypominających te, do których klientki wzdychały dwa czy trzy sezony temu.
Pokaz Jacquemusa nie był jedynie celebracją prowansalskiego życia, hedonizmu i utożsamianych z tamtejszą przyrodą kolorów. Był przede wszystkim celebracją jego wizji, w której zmysłowość i elegancki seksapil od początku mieszały się przecież z wyrazistą konstrukcją, przeskalowanymi formami i mocno geometrycznymi detalami. Oversize’owe, białe lub wściekle różowe marynarki towarzyszyły tu zwiewnym sukienkom lub okrywały nagie ciała modelek, żakiety w kratkę zestawione zostały z mikrospódniczkami o fasonie bombki i dużymi koszami z wikliny, garnitury były oversize’owe, lejące i utrzymane w pastelowej kolorystyce, a odsłaniające ciało detale tylko udowadniały, że Jacquemus jak nikt rozumie potrzeby kobiet, które w modzie szukają zarówno ucieczki, jak i funkcjonalności. Kolekcji Jacquemusa nie byłoby oczywiście bez akcesoriów: kapeluszy w kilku różnych rozmiarach, okularów zawieszanych na grubych, kolorowych sznurkach, sandałków z rzemyków i torebek: małych, dużych, okrągłych, kwadratowych, noszonych w ręku, z przodu i na ukos.
„Le coup de soleil” był jednak nie tylko hołdem złożonym rodzinnej Prowansji, ze wszystkimi jej kolorami i uczuciami, które od lat wzbudza w sentymentalnym i wrażliwym projektancie. Różowy wybieg i pola lawendy były ukłonem Jacquemusa w stronę twórczości Hockneya i Christo. – Chcę, żeby wszyscy rozumieli moją pracę – mówił Francuz po pokazie. O to może być już raczej spokojny.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.