„Podczas kwarantanny jeszcze się do siebie zbliżyliśmy. Każdy etap procesu kreatywnego realizowany był z miłością” – opowiadał Jacquemus w emocjonalnym wpisie tuż po pokazie kolekcji na wiosnę-lato 2021. Romantyczną prezentację zorganizowaną na polu pszenicy, niecałą godzinę drogi od Paryża, zadedykował swojemu zespołowi.
Podobno jedna piąta Amerykanów wierzy, że kręgi w zbożu to dzieło obcych. Ciekawe, jak zinterpretowaliby zawijasy, jakie na potrzeby pokazu nowej kolekcji Jacquemusa wycięto w polach pszenicy przy malutkiej miejscowości Us, niecałe 40 km od Paryża? Kręta, niemalże niekończąca się trasa wybiegu pokryta została panelami z mocnego drewna, by modelki nie zapadały się w mokrej ziemi, a mogły dumnie przechadzać się w nowych projektach Francuza. Scenografia, w skład której weszły także stare łóżko, krzesło porzucone na środku pola oraz pamiątkowa rama, była dziełem architekta Pierre’a Yovanovitcha. Zdaniem wielu, najlepszego w branży.
Jacquemus może już sobie pozwolić na pracę z topowymi nazwiskami. Sam przecież do nich należy. Wolno mu także podejmować samodzielne decyzje, nawet jeśli mocno odbiegają od panujących w branży tendencji. Z kalendarza pokazów i dzielenia je na damskie i męskie wyłamał się już dawno. Teraz poszedł o krok dalej. I w chwili, gdy wskutek pandemii koronawirusa większość marek przenosi swoje pokazy do sieci, on organizuje prezentację z krwi i kości. Na świeżym powietrzu, przy ograniczonej liczbie gości (zaproszenie dostała szczęśliwa setka) i przy zachowaniu środków bezpieczeństwa. – Zorganizowanie prawdziwego pokazu było dla nas niezwykle ważne, bo jest integralną częścią naszej wizji – mówił projektant. Do Us przywiozły gości wynajęte samochody, a krzesła rozstawiono co dwa metry. Nikt nie czuł zagrożenia. Raczej radość z tego, że może być częścią tak wspaniałego widowiska.
Realizm mieszał się tu z eskapizmem. Nawiązania do tradycyjnych francuskich festynów przenikały się z celebracją cygańskiej kultury i motywami z filmów Emila Kusturicy. Na wybiegu szły modelki w rozmiarze 34 i 40. Ciemnoskóre piękności, nordyckie blondynki, piegowate rudzielce i albinoski. Chłodny wiatr rozwiewał im włosy i smagał niepokryte gramem makijażu twarze. Chwilowej ucieczki od rzeczywistości było nam trzeba. Dobrze więc, że wrażenie robiła nie tylko atmosfera, lecz także kolekcja. Była funkcjonalna, ale też pełna nienachalnej zmysłowości. Świeża, ale też spójna z dotychczasowymi dokonaniami. Stanowiła uosobienie francuskiego je ne sais qui.
Nową kolekcję pokochają więc nie tylko zagorzałe fanki twórczości Francuza. Znajdą w niej coś dla siebie minimalistki, miłośniczki rustykalnej bohemy, romantyczki i artystki doceniające modę, która czerpie ze sztuki. Bo tej ostatniej było wśród wczorajszych inspiracji Jacquemusa naprawdę sporo – odwoływał się do Picassa, do Miró, opowiadał o tradycyjnej prowansalskiej ceramice, której kolorystykę i wzory przeniósł na męskie koszule i marynarki. Niczym rzeźbiarz formował sylwetki – wydłużał je i wysmuklał, podkreślał najbardziej zmysłowe zakamarki kobiecego ciała, ciął i drapował, tworzył geometryczne iluzje w kubistycznym stylu. W efekcie powstała kolekcja beztroska, optymistyczna i szczęśliwa. Chce się w niej spędzić całe lato (nie tylko na południu Francji). A potem mieć na sobie w najważniejszych momentach życia.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.