Ostatnio to coraz bardziej popularne terminy w temacie świadomej pielęgnacji włosów. Sprawdzamy, na czym PEH, OMO i porowatość polegają w praktyce.
Czasami trendy w pielęgnacji przerastają możliwości poznawcze przeciętnego użytkownika szamponu. Ten ostatni powinien po prostu spełniać funkcje higieny oraz kondycjonowania włosów, nie mamy ochoty dodatkowo zastanawiać się nad szkodliwością siarczanów, silikonów czy parabenów. To za dużo jak na osoby, które pragną mieć zadbane włosy, ale niekoniecznie robić doktorat z ich porowatości czy olejowania. Niemniej czas przerwy od wizyt w salonach fryzjerskich zwrócił naszą uwagę na aspekty pielęgnacyjne. I okazuje się, że równowaga PEH jest kluczem do lepszej kondycji włosów. Dlaczego?
Równowaga na głowie
Chcąc zgłębić temat pielęgnacji włosów, warto się przyjrzeć ich budowie. Pojedynczy włos zbudowany jest z aminokwasów tworzących białko zwane keratyną, naturalnych nawilżaczy, jak kwas hialuronowy, oraz lipidów, które pokrywają włos z zewnątrz.
– Za skrótem PEH kryją się trzy najważniejsze składniki aktywne, które możemy znaleźć w produktach do pielęgnacji włosów. Są to proteiny, emolienty i humektanty. Pierwsze odpowiadają za utrzymanie prawidłowej struktury włosa, pełniąc funkcję wypełniającą. Drugie wykazują właściwości ochronne, zaś humektanty to składniki nawilżające, które wiążą wodę we włosie – mówi fryzjerka Karolina Sztejn, właścicielka Sztejn Pracownia Fryzjerska w Krakowie, trenerka marki Davines.
Jeśli zaburzy się równowagę składników, włosy przestają wyglądać dobrze i są trudne zarówno w pielęgnacji, jak i stylizacji. A kolor szybko się z nich wypłukuje.
– Dlatego włosy wymagają białek, które stanowią 80 proc. ich budowy. W strukturze włosa znajdują się też melanocyty, które nadają im kolor, i kwas hialuronowy odpowiadający za nawilżenie. A na powierzchni włosa powinny się znaleźć zabezpieczające je przed uszkodzeniami wygładzające emolienty, czyli tłuszcze – wyjaśnia Irek Kłembokowski, edukator Kevin Murphy.
Włos wyrasta z mieszka włosowego, ma łodygę, którą tworzą rdzeń i osadzone na nim łuski – w powiększeniu przypominające choinkę. Jeśli włos jest gładki, nie puszy się, to oznacza, że łuski ciasno przylegają do rdzenia. Wówczas studiowanie równowagi PEH jest zbędne. Natomiast jeśli włosy są zniszczone, suche i trudne do rozczesania – warto zgłębić wiedzę kryjącą się za tymi trzema literami.
– Zarówno niedobór, jak i nadmiar protein, emolientów i humektantów wpływają negatywnie na kondycję włosów. Proteiny budują włosy, nadają im witalność i sprężystość. Włosy matowe i bez objętości potrzebują kosmetyków z hydrolizowaną keratyną, jedwabiem lub proteinami roślinnymi: z owsa, soi czy pszenicy. Proteiny równoważymy humektantami – nawilżaczami. Potrzebują ich włosy suche, matowe, oklapnięte. Nawilżenie zapewnią np. gliceryna, aloes, siemię lniane, panthenol, alantoina, mocznik, kwas hialuronowy. Natomiast emolienty domykają łuskę włosa, co szczególnie przyda się włosom puszącym się i mało podatnym na układanie. Są to głównie oleje, woski, silikony, alkohole tłuszczowe, oleje mineralne, lanolina. Rodzaj oleju powinien być dopasowany do stopnia porowatości włosów, by ich nie obciążyć – radzi Patrycja Sawicka-Gnatyshyn, stylistka włosów i właścicielka Akademii Gnatyshyn.
Kwestia porowatości
O co chodzi z tą porowatością? Mówiąc najprościej: jest to stopień rozchylenia łusek włosa, który ma wpływ na jego kondycję. Im wyższa porowatość włosów, tym bardziej wypłukują się z nich składniki odżywcze, a włosy stają się osłabione i łamliwe.
– Jeśli włos jest szczelny i gładki, jego łuski nie rozchylają się, a składniki odżywcze pozostają w środku – mówimy wtedy o włosach niskoporowatych. Jeśli łuski są lekko rozchylone, ucieka z nich część białka i humektantów – wówczas mamy do czynienia z włosami środnioporowatymi. A gdy są mocno zniszczone, przesuszone, zmierzwione i poplątane, możemy mówić o włosach wysokoporowatych. Zarówno włosy średnio-, jak i wysokoporowate mają tendencję do puszenia się i łamliwości – tłumaczy Irek Kłembokowski.
Największe znaczenie w osiągnięciu balansu i dostarczeniu włosom dokładnie tego, czego potrzebują, ma dobór odżywki lub maski z właściwymi składnikami. Przy nadmiarze humektantów, gdy włosy zaczną się puszyć i plątać, sięgnijmy po produkty proteinowe. Natomiast włosy, które wydają się przyklapnięte, prawdopodobnie mają nadmiar emolientów.
– Włosy wysokoporowate, np. uszkodzone zabiegami chemicznymi, szczególnie rozjaśnianiem, są łamliwe, kruche i matowe, dlatego wymagają odbudowy wiązań wewnątrz ich struktury. Proteiny uszczelniają łuski, sprawiając, że włosy znów stają się zwarte i łatwiej się układają. Z kolei warto wzbogacić pielęgnację o emolienty, gdy włosy są szorstkie w dotyku, zbyt lekkie i elektryzują się. Wpływ na osłabienie ich kondycji mają zarówno czynniki zewnętrzne, jak i wewnętrzne, np. niedobór minerałów. Jeśli włosy są pozbawione naturalnego blasku, suche lub przesuszone, brakuje im odpowiedniego poziomu nawilżenia, warto sięgnąć po humektanty. Szczególnie latem, gdy są narażone na negatywny wpływ słońca, wiatru i słonej chlorowanej wody – wyjaśnia Karolina Sztejn.
Wybierając się na urlop, warto mieć ze sobą kosmetyk z emolientami. Planując plażowanie i kąpiele w morzu czy basenie, na bardzo zniszczone włosy można nałożyć maskę pielęgnacyjną, która ochroni przed działaniem chloru czy soli morskiej. Maski nie spłukujemy, a dodatkowo zawijamy włosy w chustę czy turban.
– Przy nowych nawykach kluczowa jest cierpliwość. Włosy potrzebują 3-4 tygodni pielęgnacji zgodnej z PEH, byśmy zauważyli różnicę w ich jakości. Warto też obserwować włosy, bo szybko po nich widać, kiedy diagnoza jest błędna. Często źle diagnozuje się włosy, które mają niedobór protein. Zakładamy, że wymagają tylko nawilżenia i lekkiej pielęgnacji, bo wydają się przyklapnięte u góry, a na długościach i końcach – szorstkie i porowate. Tymczasem dostarczając włosom zbyt dużo humektantów, możemy doprowadzić do tzw. przemoczenia włosów. Z kolei przy nadmiarze emolientów włosy staną się ciężkie i przetłuszczone – tłumaczy Irek Kłembokowski.
Podsumowując: jeśli włosy są proste, gładkie i odporne na wilgoć – są to włosy niskoporowate. Gdy przy kilku kroplach deszczu zamieniają się w puch, a przy tym są lekkie – to włosy średnioporowate. Natomiast kręcone, ale ciężkie, kędzierzawe i bardzo suche – to włosy wysokoporowate.
Niskoporowate nie wymagają dodatkowego wspomagania, nie lubią obciążania. Średnioporowate kochają lekkie emolienty i proteiny, ale mogą się buntować na nadmiar humektantów. Natomiast wysokoporowate kochają cięższe emolienty, humektanty i proteiny.
Powstają nawet całe linie pielęgnacyjne, np. polskiej marki Anwen, do włosów średnio- i wysokoporowatych. Marka profesjonalna Matrix stworzyła linię szamponów i odżywek we wszystkich kolorach tęczy z konkretną porcją protein, emolientów czy humektanów, a Kérastase – linię do włosów kręconych o różnym stopniu skrętu i porowatości.
OMO i olejowanie
Do PEH i porowatości dołącza OMO – proces mycia, który przy włosach średnio- lub wysokoporowatych może zmienić ich jakość oraz oszczędzić nam bólu i nerwów podczas ich rozczesywania.
– OMO (odżywka-mycie-odżywka) polega na nałożeniu odżywki w pierwszej kolejności. Dopiero po jej spłukaniu myjemy włosy szamponem, a następnie jeszcze raz nakładamy odżywkę. Polecam tę technikę klientkom, które mają zniszczone i suche włosy, zwłaszcza blondynkom. Można też zrezygnować z drugiej odżywki i praktykować tzw. odwrócone mycie – odżywka, a później szampon. Taka metoda może się spodobać osobom, które mają włosy cienkie i delikatne, dla których odżywki są zbyt ciężkie – mówi Patrycja Sawicka-Gnatyshyn.
– Metoda OMO to dobry wybór dla posiadaczek włosów wysoko- i średnioporowatych. Zregeneruje suche, zniszczone włosy, o zaburzonej strukturze np. z powodu częstych koloryzacji. Sprawdzi się również w wypadku włosów kręconych, ponieważ naturalnie zdyscyplinuje loki, podkreślając ich skręt. Odradzam wybór tej metody kobietom o cienkich i pozbawionych objętości włosach niskoporowatych. Dwukrotne użycie odżywki w takim wypadku je obciąży. Alternatywą dla klasycznej wersji OMO jest konfiguracja odżywka + szampon + mleczko. To ostatnie jest lżejsze i mniej intensywne w działaniu, a zapewnia optymalny poziom odżywienia. Pamiętajmy, by raz na jakiś czas zastosować odżywkę pielęgnującą skórę głowy. Bo właśnie zdrowa skóra głowy gwarantuje silne i pełne blasku włosy – dodaje Karolina Sztejn.
Kolejna kwestia to olejowanie, które potrafi zdziałać cuda. Sam olej nie nawilża, ale zabezpiecza włosy przed utratą wilgoci i – dzięki częściowemu wnikaniu – poprawia ich strukturę. W efekcie stają się elastyczne, optycznie pogrubione i lepiej się układają. Olejowanie poleca się do włosów o wysokim stopniu porowatości, matowych i puszących. Odpowiedni do ich porowatości olej nakładamy w ramach OMO zamiast pierwszej aplikacji odżywki albo na 1-2 godziny przed umyciem. Po tym czasie emulgujemy go kosmetykiem o niskim poziomie pH, np. odżywką lub rozcieńczonym octem jabłkowym, które pomogą ściągnąć olej. I dopiero potem myjemy włosy szamponem, a na koniec sięgamy po odżywkę. Najczęstszym błędem po olejowaniu jest uporczywe, kilkukrotne zmywanie oleju szamponem, które – zamiast poprawą jakości włosów – skutkuje puchem na głowie i pozostawia otwarte łuski.
Pierwsze efekty olejowania widać po upływie około miesiąca. Oczywiście pod warunkiem że zabieg zostanie wykonany na włosach, które go potrzebują. Jeśli twoje włosy lśnią, dobrze się układają i nie sprawiają problemów, to znaczy, że dostają wszystko, co niezbędne.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.