Znaleziono 0 artykułów
10.08.2024

Aplikacja Timeleft ma być remedium na samotność. Czy można dzięki niej znaleźć przyjaciół lub miłość?

10.08.2024
Fot. Fot. Maskot/Getty Images

Szóstka nieznajomych spotyka się przy jednym stole podczas kolacji w modnej restauracji w centrum dużego miasta i zadaje sobie pytania, które pomagają przełamać lody. To nie otwierająca scena nowego filmu, ale historia, która rozgrywa się w każdy środowy wieczór w wielu metropoliach na całym świecie. Aplikacja Timeleft pojawiła się w Europie na początku tego roku, a jej celem ma być walka z epidemią samotności w wielkich miastach i łączenie ludzi, którzy mają problem z zawieraniem nowych znajomości. Sprawdzamy, jak działa Timeleft, uczestnicząc w kolacji i zbierając opinie na temat aplikacji.

Środowy wieczór. Kilka minut po 19 wpadam spóźniona do jednej z warszawskich restauracji. Nie dlatego, że nie chciałam być pierwsza, ale miejsce było na tyle blisko mojego mieszkania, że uznałam, iż mam czas i za późno zaczęłam się szykować. Z jednej strony chciałam wypaść na luzie, jak zwykle, z drugiej szłam na spotkanie pięciu nieznajomych osób. Postanowiłam więc zrobić makijaż.

Aplikacja Timeleft – co warto o niej wiedzieć

Misją Timeleft jest walka z samotnością i izolacją społeczną w dużych miastach. Wiele badań, zwłaszcza tych przeprowadzonych po pandemii, mówi o epidemii samotności – choćby raport Meta-Gallup z 2023 roku, według którego jedna na cztery osoby dorosłe czuje się samotna w różnej skali. Samotność dotyka mocno osoby starsze, ale i młodych dorosłych – według wspomnianego raportu 27 procent osób w wieku od 19 do 29 lat czuje się bardzo lub dość samotnie. 

Choć historia Timeleft, francuskiego start-upu założonego przez Maxime’a Barbiera, zaczyna się w 2019 roku, to od tego czasu koncepcja platformy mocno się zmieniła. W rozmowie z brytyjską edycją magazynu „Cosmopolitan” Barbier zdradził, że początkowo chciał łączyć ludzi w pary na podstawie ich aspiracji i marzeń, jednak szybko odkrył, że to nie działa. Po pandemii koncepcja aplikacji zmieniła się z randkowej w taką, która po prostu łączy ludzi, a przede wszystkim wyciąga ich z domów i zachęca do interakcji w realu – a nie w wirtualnej rzeczywistości, w której wszyscy coraz głębiej się zanurzamy. 

W 2022 roku Timeleft wystartował w Lizbonie, dziś dostępny jest w 160 miastach na 6 kontynentach. Kolacje odbywają się co środę. W Polsce – bo spotkania od kilku tygodni mają miejsce w Warszawie, Krakowie, Łodzi, Gdańsku, Wrocławiu i Poznaniu – koszt pojedynczego spotkania to 39,99 zł, ale są też opcje subskrypcji Timeleft na miesiąc, trzy lub pół roku. Dzięki nim można korzystać z apki na całym świecie – wszędzie tam, gdzie odbywają się kolacje. Obecnie największymi rynkami są Paryż i São Paulo (700 osób co tydzień), Nowy Jork i Lizbona (cotygodniowo 500 osób). Najstarszą uczestniczką kolacji jest urodzona w 1948 roku mieszkanka Buenos Aires, a twórcom aplikacji bardzo zależy na angażowaniu osób ze starszych pokoleń. 

Zasady korzystania z Timeleft – aplikacji łączącej nieznajomych

Timeleft zachęca, by otworzyć się na ludzi wokół siebie bez oczekiwań, bez presji na przyjaźń, miłość, romans, interesy. Kiedy Barbier zauważył, że randkowa wersja aplikacji nie działa, postanowił zaproponować alternatywę. Po ściągnięciu Timeleft na telefon nie zobaczyłam masy profili ze zdjęciami i opcji prowadzenia rozmów. Wszystko zaczyna się od dość podstawowego testu osobowości. Po tym, jak podałam swój wiek, branżę, w której pracuję, i orientację seksualną, przyszedł czas na pytania o to, jak bardzo lubię niepoprawny politycznie humor, lub o to, czy formułuję opinie na podstawie logiki i faktów, czy też może emocji i uczuć. Po kilku minutach mogłam już rezerwować kolację – wybrałam datę, zapłaciłam, a algorytm połączył mnie z pięcioma innymi osobami, z którymi miałam spotkać się w najbliższą środę, by wspólnie zjeść i spędzić interesujący wieczór. 

Fot. Maskot/Getty Images

Kolacja z nieznajomymi, czyli Timeleft w praktyce

Kiedy zjawiłam się spóźniona w restauracji nad Wisłą (miejsce zostało ujawnione w aplikacji w środę rano), o moich współtowarzyszkach i współtowarzyszach wiedziałam od wtorku wieczorem jedynie to, jakie mają znaki zodiaku i w jakich branżach pracują. Uprzejma kelnerka wskazała mi stolik zarezerwowany na hasło „Timeleft”, przy którym zobaczyłam trzy kobiety i jednego mężczyznę. Jeden z uczestników w ogóle się nie zjawił. Mimo wszystko myślę, że w większości przypadków opłata za uczestnictwo w kolacji (za jedzenie i picie rozliczamy się bezpośrednio z lokalem) raczej skłania do przychodzenia. 

W piątkę zaczęliśmy od przedstawienia się i rozmowy o aplikacji Timeleft. Jedna z dziewczyn – zdecydowanie ekstrawertyczna 40-letnia mama dwójki dzieci, będąca w stałym związku – do wzięcia udziału w kolacji została zachęcona przez znajomego. Spodobał jej się pomysł wyjścia z własnej bańki. Dwie pozostałe dziewczyny – 38-letnia samodzielna mama i 33-letnia singielka (w grupie dobranych przez algorytm osób największa dopuszczalna różnica wieku to siedem lat, a około 80 procent korzystających z aplikacji to single) – dowiedziały się o tej formie poznawania nowych ludzi dzięki reklamie na Instagramie. 33-latka zdecydowanie szukała nowych znajomości, bo jej przyjaciele rozjechali się po świecie. Jedyny chłopak, który był z nami, też znalazł informację o Timeleft w sieci. Bardzo mu się podobała idea i możliwość poznawania osób z najróżniejszych środowisk. Nasza kolacja była dla niego już piątym spotkaniem z aplikacji.

Choć od początku rozmowa między nami toczyła się naturalnie, postanowiliśmy zajrzeć do listy pomocniczych pytań przygotowanych w aplikacji. (Poza tym używanie telefonów podczas wieczoru jest jednak odradzane przez twórców Timeleft). Niektóre z pytań faktycznie były otwierające, część jednak ominęliśmy, bo wymagały zbyt dużej wylewności, a nie czuliśmy się ze sobą na tyle swobodnie, by się zwierzać. Inne z kolei były jak ze „złotych myśli”, które pamiętaliśmy z czasów szkolnych, lub brzmiały tak, jakby kierowano je do kandydatek na miss world – chociażby to o jedną rzecz, którą zmienilibyśmy w świecie, gdybyśmy tylko mogli, czy o to, czy według nas przyjaźnie między mężczyznami i kobietami są możliwe. Sporo rozmawialiśmy o naszych pasjach, co wyniknęło z jednego z pytań o chwilę, którą chcielibyśmy powtórzyć. Nie obyło się bez rozmów o tym, kto na jaką terapię chodzi (ale bez szczegółów), jak spędza czas. Wiedzeni ciekawością i otwartością na nowe doświadczenia, zjedliśmy niezłą kolację, w trakcie której odbyliśmy miłą rozmowę, nie brakowało też śmiechu. 

Korzystam z aplikacji randkowych, więc poznaję nowe osoby także na żywo. Również moja praca wiąże się z poznawaniem ludzi. To zawsze odrobina ekscytacji. Podobnie było, kiedy szłam na tę kolację. Kiedy jednak z niej wychodziłam, miałam poczucie, że w tym zabieganym świecie często nie mam kiedy umówić się z przyjaciółmi czy znajomymi, których już mam, a spędzam czas z obcymi. Oczywiście fajnie jest wpuścić do swojego kręgu świeżą krew, ale tu jej nie znalazłam. Zresztą o tym też rozmawialiśmy: że po trzydziestce trudno poznaje się nowe osoby, zmienia nawyki, zwłaszcza wobec braku czasu. Będąca z nami 33-latka wspomniała, że na kolację zapisała się z trzytygodniowym wyprzedzeniem, bo miała tak wypełniony kalendarz. 

Spotkanie biznesowe czy towarzyskie?

W tę samą środę również moja znajoma spotkała się z nieznajomymi dzięki aplikacji Timeleft w innej restauracji. – Na początku było trochę awkward – przyznała. – Ponieważ jednak dobrze odnajduję się w takich sytuacjach, szybko udało mi się przełamać lody jakimiś pytaniami i żartami. Później pojawiły się pytania z aplikacji, na które po kolei odpowiadaliśmyPrzez pierwszą godzinę było to dla mnie bardzo ciekawe doświadczenie. Ale później zrozumiałam – co jest smutne, ale też nie bardzo odkrywcze – że żyję w bardzo małej bańce. Na pewno niewiele miałam wspólnego z ludźmi, z którymi znalazłam się przy stoliku. Byli to ludzie z finansów, ze start-upów. Moja praca w branży mody wydawała się w tym set-upie dość egzotyczna. Poznałam jedną bardzo ciekawą osobę, która zajmuje się czymś, co naprawdę mnie zafascynowało: pracą z dźwiękiem i jego komercjalizacją. Muszę stwierdzić szczerze, że kolacja była dla mnie trochę jak spotkanie biznesowe, a nie towarzyskie. Kiedy więc przekroczyło ramę czasową spotkania biznesowego, poczułam, że chcę już iść do domu, więc odpuściłam opcję drinków po kolacji – opisuje swoje doświadczenia moja rozmówczyni. 

Moja znajoma, podobnie jak ja, cieszy się, że wybrała się na kolację z Timeleft. – Lubię sobie przypominać, że życie poza moją bańką istnieje i fajnie jest posłuchać, jak inni ludzie podróżują, żyją, do jakich chodzą restauracji – mówi. – Fajnie jest zobaczyć, że ludzie przyjeżdżają tutaj z zagranicy, żeby pracować. Miło jest sobie zrobić taki refreshment głowy, natomiast absolutnie nie traktowałam tego jako formy rozrywki, ale raczej jako formę networkingowego spotkania służbowego w luźnej atmosferze. Czy pójdę drugi raz? Myślę, że przez najbliższe parę miesięcy nie, ale może w przyszłym roku, kto wie.

Inna znajoma, mająca za sobą wiele nieudanych spotkań z aplikacji randkowych, na kolacji Timeleft była tydzień temu. Bardzo spodobała jej się cała inicjatywa, to, że nie trzeba przeglądać masy zdjęć, czytać opisów i pisać wcześniej z ludźmi. – Spotykasz się z piątką nieznajomych i możecie swobodnie sobie porozmawiać. Rozmawiało się nam tak dobrze, że spotkanie trwało 4 czy 5 godzin. Trafiłam na grupę międzynarodową i mówiliśmy po angielsku. Wszystkie osoby były bardzo otwarte i miłe. Zadawaliśmy sobie pytania typu: „Czy bałeś się tu przyjść?” albo standardowe, jak: „Czym się zajmujesz?”. Z pytań podsuwanych przez aplikację skorzystaliśmy raz czy dwa. Chłopak, który przyjechał z zagranicy, opowiedział, że kiedy jeździ po świecie, lubi w niektórych miejscach włączyć Timeleft, by poznawać w ten sposób lokalsów. Choć apka jest w Polsce od niedawna, to w rozmowie wyszło, że dla niektórych z nas było to już trzecie czy czwarte spotkanie. Dla mojej znajomej minusem Timeleft jest to, że kolacje odbywają się w środy, co ogranicza, bo następnego dnia zwykle od rana się pracuje. I choć na kolacji usłyszała, że można trafić do grupy, w której jest po prostu nudno, to bez wahania mówi, że jest tak zadowolona, że zamierza powtórzyć to doświadczenie.

Czy Timeleft pomaga walczyć z samotnością i izolacją?

Podczas mojej kolacji pojawiły się głosy, że Timeleft oferuje nowe, odświeżające doświadczenie, bardziej „analogowy” sposób zawierania znajomości. Twórcy start-upu opisują to jako „magię przypadkowych spotkań” z „ludźmi, których byś nie spotkał”. Była też mowa o tym, jak frustrujące są aplikacje randkowe, jak bardzo wypalają. Nasz rozmowa przy stole była empatyczna, uważna i czuła. Gdyby była prowadzona w sieci, na pewno byłoby w niej mniej emocji. 

Bez wątpienia Timeleft wpisuje się w trend wychodzenia poza aplikacje randkowe. Zwłaszcza w dużych miastach ludzie organizują kluby kolacyjne czy śniadaniowe, pojawiają się kolejne aplikacje oferujące łączenie ludzi na podstawie różnych testów i preferencji, a następnie oferują spotkanie na żywo – w miłym miejscu, przyjaznym gronie, by uniknąć stresu i presji wiążących się z pierwszymi randkami odbywanymi jeden na jeden. Wszystko jednak zwykle zaczyna się w sieci, ale celem jest to, by z niej wyjść, mieć bodziec, konkretną datę, zmobilizować się do działania w obliczu wielu propozycji, możliwości, braku czasu. I nie ma ryzyka pozostania w błędnym kole aplikacji randkowych. 

W swojej relacji ze spotkania Timeleft Kimberley Bond z „Cosmopolitan” przytacza badania platformy Tylt, według których 74 procent osób z generacji Z i milenialsów używa apek randkowych, ale są tym zmęczeni. 84 procent milenialsów wolałoby znaleźć miłość „w prawdziwym życiu” zamiast online. 

Bez wątpienia bycie w relacji uważane jest za sposób na samotność. Jednak w Timeleft nie chodzi (tylko) o romantyczne połączenia. Osoby, z którymi spotkałam się w minioną środę, nie sygnalizowały, że zmagają się z samotnością. Kierowała nimi ciekawość nowych doświadczeń, ale część z nich szukała nowych znajomości. Takie poszukiwania wymagają jednak pewnej śmiałości, otwartości, podczas gdy duże miasta sprzyjają anonimowości, życiu w izolacji, jeśli mamy do tego skłonności. Dziennikarka brytyjskiego „Finacial Times”, która pisała o Timeleft na początku roku, usłyszała od jednej z uczestniczek swojej kolacji, Eleny – przybyszki z Melbourne – że „Londyn to samotne miasto”. Samo wyjście do ludzi jednak nie wystarczy. To rzeczywiste nawiązanie porozumienia, jakościowe, intymne relacje z innymi ludźmi służą naszemu dobrostanowi. 

Na kolacji miałam poczucie, że faktycznie znalazłam się w innym środowisku niż zwykle, chociaż wciąż były to osoby mocno „warszawskie”. Bez wątpienia gdybym chciała zacieśnić więzy z którąś z nich, powinniśmy spotkać się już sam na sam, a na pewno powtórnie. Nie poczułam jednak, że z kimś zaiskrzyło, że nawiązałam głębszy kontakt. Miałam wrażenie, że ślizgam się po powierzchni i pod koniec poczułam znużenie. Być może, mimo wszystko, z takimi wyjściami jest trochę jak z pierwszymi randkami: jedna nie wystarczy, a już co najmniej trzeba ich odbyć kilka z różnymi osobami, bo tworzenie relacji wymaga czasu i pracy. Timeleft rzeczywiście łączy ludzi i zmniejsza presję. Wychodzenie na kolację z nieznajomymi może być ekscytujące i zapewnić towarzystwo nawet w każdą środę. Pytanie jednak, ile takich spotkań trzeba odbyć, by poznać kogoś, z kim chcielibyśmy spotykać się także w inne dni tygodnia.

 

Paulina Klepacz
  1. Styl życia
  2. Społeczeństwo
  3. Aplikacja Timeleft ma być remedium na samotność. Czy można dzięki niej znaleźć przyjaciół lub miłość?
Proszę czekać..
Zamknij