Kontynent, Śródziemie, Westeros – choć akcja filmów i seriali z gatunku fantasy rozrywa się w uniwersum o różnych nazwach, opowiada o aktualnych problemach naszego świata. Seans „Wiedźmina”, „Władcy pierścieni” czy „Rodu smoka” można potraktować jako przestrogę, ale i pomoc w oswojeniu lęku przed katastrofą klimatyczną, kryzysem uchodźczym czy wojną.
Trudno dziś uwolnić się od strachu. Za naszą granicą toczy się wojna, na granicy trwa kryzys uchodźczy, kryzys klimatyczny już tu jest. Jednocześnie w szybkim tempie postępują zmiany społeczne – emancypacja kobiet, walka o prawa osób LGBT+, godna reprezentacja osób niebiałych. Popkultura próbuje oswajać zarówno strach o nasze bezpieczeństwo, zdrowie i życie, jak i obawy związane z nieuchronnym postępem.
Czym zajmują się incele
Teksty kultury związane z gatunkiem fantastyki do niedawna uważano stereotypowo za przeznaczone dla młodych, w przeważającej mierze białych, mężczyzn. Dziś przedstawicielom tej grupy i w Polsce, i na świecie zarzuca się wsteczne poglądy, próbę obrony korzystnego dla nich status quo, dyskryminację grup marginalizowanych. Coraz częściej używa się wobec części młodych mężczyzn określenia „incele”, a badania społeczne w Polsce wskazują na ich coraz większą alienację. Nie dość, że wśród żyjących samotnie przedstawicieli młodego pokolenia przeważają mężczyźni, to dodatkowo postępuje polaryzacja poglądów politycznych. Podczas gdy kobiety głosują na partie lewicowe, mężczyźni zwracają się ku prawicy i skrajnej prawicy, która obiecuje utrzymać patriarchalną strukturę społeczną.
Czym zajmują się incele? Jak pisze Elżbieta Turlej w książce „F*ck, fame & game”, młodzi polscy mężczyźni oglądają pornografię, patostreamerów i mistrzostwa Fame MMA. A w Ameryce? W interpretacji Olivii Wilde w filmie „Nie martw się, kochanie” faceci pragną cofnąć się do lat 50. XX w., gdy żony można było sprowadzić do ról pań domu. Młodzi mężczyźni wciąż fascynują się także fantastyką. Ta płata im jednak figle, bo zaczyna opowiadać o coraz bardziej różnorodnym, nieoczywistym i zniuansowanym świecie.
W 2019 r. ostatni odcinek „Gry o tron” na podstawie sagi George’a R.R. Martina w samych Stanach Zjednoczonych obejrzało niemal 20 mln widzów. Niemal połowę stanowiły kobiety. Produkcja, którą „New York Times” zakwalifikował początkowo jako „męską fantazję”, z czasem zaczęła nieść coraz wyraźniejsze równościowe przesłanie. Silne bohaterki kobiece – Cersei i Daenerys – rozdawały karty aż do finałowych odcinków, gdzie ostatecznie o losach świata zadecydować mieli mężczyźni. I dwie Starkówny – Arya i Sansa. Za jeden z największych telewizyjnych przebojów 2022 r. należy uznać prequel „Gry o tron”, „Ród smoka”, zdominowany przez kobiety. Twórcy odrobili lekcję. „Grze o tron” zarzucano fetyszyzację przemocy seksualnej – w „Rodzie smoka” kobiecość potraktowano inaczej. Choć bohaterki wciąż uwikłane są w patriarchalne stosunki władzy, w większym stopniu decydują o swoim ciele. „Poród to nasze pole bitwy” mówi już w pierwszym odcinku matka Rhaenyry Targaryen. Kobiety Westeros są świadome tego, że ich ciała, ich płodność, ich macierzyństwo decydują o sukcesji, a więc gwarantują przetrwanie rodu, a w konsekwencji – całego uniwersum. „Grę o tron” oskarżano też o pornografię przemocy. Choć „Ród smoka” jest nie mniej krwawy, obrazuje bezsens, brutalność, makabrę wojny z perspektywy jej ofiar. Jednym z głównych atutów obu ekranizacji prozy Martina jest niehomogeniczność, wielorasowość, różnorodność tego świata. By poskładać go w całość, potrzebne są kompetencje i kobiet, i mężczyzn, i osób heteronormatywnych, i queerowych, i białych, i niebiałych.
Wobec kryzysów współczesności ważniejsza staje się edukacja ze współdziałania
Podczas gdy „Ród smoka” zachwycił i krytyków, i widzów, „Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy” na Amazonie pobił rekordy oglądalności (25 mln widzów w dobę od premiery), ale rozczarował wiernych fanów J.R.R. Tolkiena, a recenzentów rozbawił naiwnością. Serial fantasy opowiada, oczywiście, o walce dobra ze złem. Po stronie dobra są ci, którzy żyją w zgodzie z naturą, szanują zwyczaje innych, znają swoje miejsce. Po stronie zła zaś ci, którzy marzą o ekspansji, wywołują wojny, nadmiernie ufają technologii. Twórcy stają po stronie harmonii, umiaru, wspólnoty na kontrze wobec pragnień jednostki. Wobec kryzysów współczesności edukacja ze współdziałania staje się ważniejsza niż karmienie indywidualistycznych zapędów.
Poświęcenie gloryfikowane jest także w „Wiedźminie” na podstawie sagi Andrzeja Sapkowskiego. Cyniczny Geralt sensem swojego życia czyni ochronę Ciri, która ma zbawić świat. Choć głównym bohaterem jest mężczyzna, Kontynent jest silnie sfeminizowany – potężniejsza od Geralta jest jego ukochana czarodziejka Yennefer. Tematem przewodnim, tak jak w „Rodzie smoka” i „Władcy Pierścieni”, jest pragnienie władzy. Ci, którzy chcą ją zdobyć wyłącznie z egoistycznych pobudek, zostają ukarani. Temat nadużycia władzy, kultu jednostki i braku szacunku dla natury podejmuje także „Cień i kość” na podstawie sagi Leigh Bardugo.
Fantastyka używa również kostiumu historycznego – osadzając opowieści w światach najczęściej przypominających średniowiecze – by przestrzec przed zagrożeniami technologii. „Mroczne materie” na podstawie trylogii Philipa Pullmana rozgrywają się natomiast bliżej współczesności. To jednocześnie oskarżenie potężnych instytucji (Magisterium to odpowiednik Kościoła), ostrzeżenie przed ślepą ufnością wobec postępu i apel o to, by poszerzać wiedzę, nie ulegając krzywdzącym stereotypom.
Jeden z netfliksowych hitów tego roku, długo oczekiwany „Sandman” na podstawie komiksów Neila Gaimana, sięga jeszcze głębiej – próbuje oswoić lęk metafizyczny. Oto główny bohater – Sen – jest jednym z siedmiorga rodzeństwa Nieskończonych. Los, Śmierć, Zniszczenie, Rozpacz, Pożądanie i Maligna, która kiedyś była Marzeniem, to istoty, które nie dbają o dobrostan człowieka. Ich rozgrywki toczą się ponad głowami maluczkich. W tym świecie człowiek jest niejako zwolniony od odpowiedzialności – o jego losach i tak decydują siły potężniejsze od niego samego.
Superbohaterowie oswajają świat
Produkcje z pogranicza fantastyki, science fiction i komiksów o superbohaterach dominują także w kinie. Drugim najbardziej kasowym filmem 2022 r. w Stanach Zjednoczonych okazał się „Top Gun: Maverick”. Tuż za nim znalazły się też przeboje z uniwersum Marvela: „Czarna Pantera: Wakanda w moim sercu” i „Doktor Strange w multiwersum obłędu”. Do pierwszej dziesiątki trafiły również „The Batman” oraz „Thor: Miłość i grom”. Choć zadebiutował na ekranach dopiero w grudniu, na szczyt wspiął się „Avatar: Istota wody”, kontynuacja filmu Jamesa Camerona z 2009 r., który do dziś pozostał niezwyciężonym liderem box office’u wszech czasów.
„Czarna Pantera: Wakanda w moim sercu” w centrum świata stawia fikcyjne afrykańskie państwo. Pierwsza część przygód Czarnej Pantery z 2018 r. pobiła rekord jako najbardziej kasowy film nakręcony przez czarnego reżysera, Ryana Cooglera. Uniwersum Marvela z roku na rok staje się bardziej różnorodne – coraz więcej głównych ról grają aktorzy niebiali, a oś fabuły przestała się kręcić wokół (skądinąd uroczych) białych mężczyzn – Kapitana Ameryki czy Iron Mana. Białym mężczyzną jest co prawda doktor Strange, ale jego „multiwersum obłędu” pełni u Marvela inną funkcję. Opowieść o alternatywnych rzeczywistościach, zależnych od siebie, niesie dwojakie przesłanie. Z jednej strony, uśmierza lęk przed AR, VR czy metawersem, z drugiej, obrazuje niebezpieczeństwo związane z nowoczesnymi technologiami. Oswaja z możliwością istnienia światów alternatywnych, zwracając przy tym uwagę, że w naszej rzeczywistości też wszystko jest ze sobą powiązane. Troska o środowisko naturalne, oskarżenie wobec megalomańskich jednostek, które przedkładają dobro własne nad dobro ogółu, pochwała więzi międzyludzkich – Marvel funduje nam lekcję empatii.
W „Avatarze: Istocie wody” – swoim opus magnum – Cameron powraca do nurtującego go tematu. Proekologiczny przekaz z pierwszej części wyprzedzał swoje czasy. Dziś alarmistyczny ton sequela wpisuje się w zeitgeist. Odwrócenie antropocentrycznego paradygmatu, a w zamian – przekonanie o konieczności harmonijnego współistnienia z przyrodą wydaje się słuszną popkulturową odpowiedzią na katastrofę klimatyczną. „Avatar” daje nadzieję na przyszłość pod warunkiem współdziałania, poszanowania drugiego człowieka i każdej innej istoty oraz rezygnacji z żarłocznej konsumpcji. Wrogiem numer jeden Na’vi – pokojowego ludu Pandory – jest ziemski Zarząd Pozyskiwania Zasobów, który eksploruje i eksploatuje kosmos w poszukiwaniu dóbr.
Fantastyka daje więc wytyczne na przyszłość, często podpowiadając niemal gotowe rozwiązania aktualnych problemów. Szacunek dla wszelkiej inności zapobiega konfliktom. Poszerzenie perspektywy – o niebiałą, niemęską, nieheteronormatywną – pozwala szybciej rozwiązywać problemy. Troska o planetę ratuje przed kryzysem klimatycznym. Czy projektowane i propagowane przez popkulturę przewroty społeczne dzięki niej urzeczywistnią się szybciej? A może ich przerabianie na ekranie ostatecznie prowadzi do znieczulenia? Gdy przestajemy się bać, strefa komfortu się poszerza. Może to uzasadniony strach pcha nas ku koniecznym działaniom na rzecz zmiany?
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.