Żyjemy w kulturze diet i mamy złe relacje z jedzeniem. Jak je naprawić? Jeść zdrowo, czerpać z jedzenia przyjemność, a przede wszystkim odczepić się od swojego ciała, jego wyglądu? Co kultura diet ma wspólnego z patriarchatem i feminizmem? Rozmawiamy o tym z dietetyczką Pauliną Małek, autorką książki „Koniec diety!”.
Kultura diet wpływa na to, jak postrzegamy nasze ciała i co myślimy o zdrowiu. Niestety wciąż wierzymy, że tylko niska waga jest zdrowa (i piękna). Paulina Małek, autorka książki „Koniec diety! Jak odczepić się od swojego ciała i naprawić relację z jedzeniem”, podkreśla, że takie podejście popycha do niezdrowych zachowań, które mogą prowadzić do zaburzeń odżywiania. – W kulturze diet istnieje ogromna szara strefa pomiędzy naturalnym, intuicyjnym jedzeniem a zaburzeniami odżywiania. Hasła o tym, że trzeba zrobić formę do lata, schudnąć do świąt, ślubu, liczyć kalorie i dni, wbijają nas w przeświadczenie, że trzeba mieć beach body, by wyjść na plażę, określoną sylwetkę, by być zachwycającą panną młodą. Nie cieszymy się wydarzeniem, tylko myślimy o wyglądzie. I przechodzimy na dietę – mówi Paulina Małek.
Wierzymy, że kiedy schudniemy i znajdziemy się w określonych widełkach BMI, to ułoży się cała reszta – znajdziemy pracę, miłość, spokój i będziemy zdrowi.
Chudy, czyli zdrowy? Niekoniecznie!
Paulina Małek przypomina, że wskaźnik BMI nie mówi wszystkiego. – Coraz więcej specjalistek i specjalistów odchodzi od BMI, ponieważ bierze on pod uwagę zbyt ogólne czynniki, jedynie wzrost i wagę – mówi dietetyczka. – Można wymienić ponad setkę innych rzeczy wpływających na naszą wagę, sprawiających, że jest taka, a nie inna, odpowiednia dla nas lub nie. Wśród nich są czynniki socjoekonomiczne, samopoczucie psychiczne, fizyczne. Ważny jest nasz codzienny styl życia, to, jaką mamy pracę, czy mamy dzieci i tak dalej. Mówienie, że czyjaś waga jest w normie, bo ma takie, a nie inne BMI, to ogromne uproszczenie, spojrzenie zbyt wąskie i ryzykowne.
Autorka książki „Koniec diety!” podkreśla, że o stanie zdrowia świadczą wyniki badań, a nie wyświetlacz na wadze, i zaleca profilaktyczne robienie badań przesiewowych. Zauważa też, że grubsze osoby częściej kontrolują swój stan zdrowia niż chude, które z automatu uznaje się za zdrowe.
Przestrzega przed pozorami i wystawianiem łatwych ocen. Bo niestety mamy skłonność do oceniania czyjegoś zdrowia po płaskości (lub nie) jego brzucha albo zdjęciu zamieszczonym w internecie. Zdjęcia osób grubych spotykają się w sieci z hejtem, komentarzami o promowaniu otyłości. – „Gruby” to przymiotnik neutralny, a „otyłość” oznacza skomplikowaną chorobę, której nie da się zdiagnozować na podstawie zdjęcia, potrzebne są badania – Paulina Małek podkreśla, że krytykowanie wyglądu w sieci nie sprawi, że pomożemy komuś schudnąć. Raczej utrudnimy ten proces, rujnując poczucie wartości.
Płaski brzuch a patriarchat
Wszystkie ciała zasługują na reprezentację, z którą można się utożsamić. Mimo to większość z nas – pod pozorem zdrowia – stara się schudnąć, dopasować do jednego wzorca. Dążenie do ideału trwa od tysięcy lat, zaczęło się prawdopodobnie w starożytnej Grecji. Swoją drogą, z greckiego wywodzi się słowo „dieta”. Odkąd powszechny jest dostęp do internetu, a zwłaszcza mediów społecznościowych, porównywanie się z innymi i poddawanie presji, by dążyć do nieosiągalnych kanonów piękna, przybiera na sile.
– To ma związek z patriarchatem – zauważa Paulina Małek, autorka „Końca diety!”. – W patriarchacie kobiety mają być uległe wobec mężczyzn, podobać się im. Internalizujemy tę presję, wydaje się nam, że same marzymy, żeby schudnąć, ładnie wyglądać, podobać się. Tymczasem, choć ciężko to uchwycić, jest to narzucone.
Świadomość tego związku może być dla części z nas argumentem za tym, by starać się spod presji wyzwolić. Łatwo nie będzie, bo – jak podkreśla dietetyczka – trudno jest walczyć z systemem z pustym żołądkiem. Koncentracja na wyglądzie utrudnia szersze spojrzenie.
Do łóżka z kompleksami
Przekonanie, że pożądane mogą być jedynie osoby szczupłe, o jędrnym ciele, bywa hamulcem w drodze do przyjemności seksualnej. Są osoby, które czekają z założeniem aplikacji randkowej, umawianiem się czy seksem, aż schudną. Albo idą do łóżka, ale podejrzewają osobę partnerską o nieczyste intencje, nie wierzą, że naprawdę wzbudzają pożądanie. Albo idą z kimś, kto im się nie podoba, bo czują, że na nikogo lepszego nie mogą liczyć. Przekraczają swoje granice, godzą się na krzywdzące zachowania.
Często nie osiągają przyjemności, bo koncentrują się na tym, jak ułożyć ciało, żeby wyglądało szczupło, co oczywiście prowadzi do dyskomfortu, a nie orgazmu.
Paulina Małek uważa, że wpływ na to ma choćby to, że w kinie mainstreamowym czy porno wciąż za mało jest cielesnej różnorodności. Oglądamy osoby, których ciała są odpowiednio przygotowane – umalowane, oświetlone, ułożone w taki sposób, by jak najlepiej wyglądały. Niestety to, co widzimy na ekranach, przekłada się na nasze oczekiwania w sypialni i odczuwaną przez nas przyjemność.
Jak walczyć z kulturą diet
Nawet jeśli mamy świadomość, że kultura diet szkodzi, i nie chcemy obarczać nią kolejnych pokoleń, nic nie zrobimy, dopóki nie zmienimy własnych zwyczajów. Krótko mówiąc: zanim nauczymy innych, musimy same (i sami) zaakceptować własne ciała, przestać fiksować się na wyglądzie i zająć się zdrowiem.
– Nasze dzieci mogą słyszeć, że są najpiękniejsze i najmądrzejsze, ale czerpią też wzorce z obserwacji – zaznacza Paulina Małek. – Kiedy słyszą, jak mówimy o sobie z pogardą i nienawiścią, narzucamy sobie presję schudnięcia i koncentrujemy na wyglądzie, to w oparciu na tym będą budować poczucie własnej wartości. Dlatego walkę z kulturą diet trzeba zacząć od siebie.
Co może pomóc nam w procesie akceptacji siebie? Dietetyczka uważa, że między innymi ciałoneutralność. – Nie chodzi o pokochanie siebie za wszelką cenę, ale przede wszystkim o to, by mniej koncentrować się na wyglądzie, a bardziej doceniać ciało za to, co dzięki niemu możemy osiągać: iść do pracy, odczuwać przyjemność – tłumaczy.
Niestety, aby naprawić relację z ciałem i jedzeniem, potrzeba dużo czasu i cierpliwości. Nie ma tu – jak w przypadku diet odchudzających – konkretnych ram, przepisów i obietnicy spektakularnych efektów za dwa-trzy tygodnie. Paulina Małek zachęca do metody małych kroków. Dobrze jest zacząć od pracy – na własną rękę lub z pomocą specjalisty – z przeszłością.
– Warto sięgnąć do korzeni. Zastanowić się, dlaczego uważamy, że nasze ciało nie wygląda dobrze – czy to pokłosie przekazów medialnych czy komentarzy przy rodzinnym stole. Kiedy odkryjemy źródło, możemy zacząć nad nim pracować – mówi. – Ważne jest, co mówimy do siebie w głowie, jakich słów używamy, ale i to, jakie treści konsumujemy. W mediach społecznościowych ograniczmy widoczność kont, które na nas działają niekorzystnie. Znajdźmy dyscyplinę sportu, która nie będzie katorgą obliczoną na osiągnięcie konkretnej sylwetki, a przyjemnością.
Świadome jedzenie i neutralność żywieniowa
Kolejnym filarem zmiany jest praca nad tym, jak traktujemy jedzenie. Paulina Małek jest zwolenniczką neutralności żywienia. Zdecydowanie odradza wartościowanie jedzenia czy przypisywanie mu moralnej wartości. – Chodzi o to, by po zjedzeniu ciastek nie mieć poczucia winy, lecz przyjemność – tłumaczy. – To nie oznacza, że możemy jeść wyłącznie ciastka. Chodzi o zdjęcie presji z procesu jedzenia, zrobienie sobie przestrzeni na to, by słuchać swojego ciała, siebie – tego, jak się czujemy po posiłku, co nam służy, choć nie uchodzi za zdrowe.
Świadome jedzenie, którego podstawą jest uważność, to według autorki książki „Koniec diety!” bardzo cenna umiejętność, która pozwala cieszyć się jedzeniem, dostosować je do apetytu, sytuacji i nie stresować. – W intuicyjnym jedzeniu istotne jest też dopasowywanie posiłków do sytuacji – ile mamy danego dnia wysiłku, jakiego, w jakim jesteśmy dniu cyklu. Jeśli wiemy, że w ciągu dnia z powodu stresu trudno nam coś przełknąć, możemy zjeść większe śniadanie – radzi Paulina Małek.
W świadomym podejściu do ciała i jedzenia chodzi o słuchanie organizmu, regularne badanie się, ruch, wysypianie się. Schudnięcie czy przytycie powinno być traktowane jako sygnał, któremu warto się przyjrzeć, bo może być komunikatem, że coś w naszym życiu jest nie tak. – Jeśli wciąż brakuje nam motywacji, to policzmy, jak dużo czasu i energii poświęcamy każdego dnia na liczenie kalorii, na diety, biczowanie się za zjedzenie czekolady czy myślenie o ciele. I zastanówmy się, czy nie milej byłoby przeznaczyć ten czas na hobby lub przyjemności.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.