Szkicowanie zmusza do wejścia w głąb rzeczy. W ten sposób nawiązuje się też relacja między ręką a głową. I między człowiekiem a przestrzenią.
– To jest ostatni bastion prawdziwego patrzenia – rysowanie. Zmusza do zatrzymania się. Nie wystarczy wyjąć telefon i zrobić zdjęcie. Trzeba usiąść, spojrzeć. Zanotować kilkoma liniami, może podkolorować akwarelką. Jak się ogląda coś, żeby to narysować, odkrywa się rzeczy, które są niewidoczne w szybkim oglądzie.
Jacek poprosił kiedyś studentów, by narysowali swoje domy. Wieczorem oglądał te szkice razem z Kasią. Ci, którzy wychowali się w blokach, rysowali proste kratownice z oknami. To były bardzo nieskomplikowane rysunki, wręcz schematy. Ci, którzy wychowali się w kamienicach i wolnostojących domach, choćby na wsi, skupiali się na detalu, rysowali bardziej harmonijnie, było w tych ich szkicach więcej uwagi i staranności.
– Na początku skup się na dużych bryłach, ich kształtach i relacjach między nimi. Zastanów się, ile miejsca na twoim rysunku będą zajmowały niebo i ziemia.
Gdyby miała rysować Kasia, na pierwszym szkicu widać byłoby koniec świata albo przynajmniej obrzeża cywilizacji.
Niebo na wschodzie już ściemniało, chłodny granat pełznie łukowatą uliczką i panoszy się między domami. Osada przygotowuje się do nocy, w kolejnych oknach zapalają się światła. Na ulicy nikogo poza nimi. Tyle widać.
– Zmruż oczy, by lepiej uchwycić paletę kolorów. Detale i ostre krawędzie znikną, zobaczysz wyraźnie odcienie i relacje tonalne w scenie, którą rysujesz. Mruż oczy patrząc nie tylko na scenę, ale także na twój rysunek. Porównaj oba obrazy.
Powietrze jest mokre i pachnie dymem palonych liści – tego na rysunku nie ma. Musimy to sobie wyobrazić. Jest pierwsza połowa lat 60. Kasia ma dziesięć lat, może trochę więcej. Ojciec idzie przodem, ona nieco z tyłu. Włóczyli się po lesie przez cały dzień, jak w każdą niedzielę. Gdy wychodzili z domu, obiecał jej, że dziś tylko kawałek, „tylko trzy górki”, sama prosiła. Nic z tej obietnicy nie wyszło. Nie ma do niego pretensji. Przecież znów dotarli na skraj. Do osady. Tylko tata znał prowadzącą tutaj drogę. Każdą z tych niedzielnych wycieczek tutaj kończyli.
– Jeśli dobrze się przyjrzysz rysowanej scenie, szybko odkryjesz, że składa się ona z często powtarzających się kształtów. Narysuj jeden, a będziesz miał gotowy wzór do rysowania kolejnych.
Na przykład stoły.
Pierwszy – skrzynka po pepsi przykryta serwetką z Polskiego Lnu. I butelka po kefirze w charakterze wazonu, w niej trzy żonkile. Skrzynka stoi w zaadaptowanej na pracownię-mieszkanie suszarni w bloku na osiedlu Żabianka. Są wczesne lata 70. Katarzyna kończy polonistykę, pracuje w Radiu Gdańsk, Jacek zaczyna karierę architekta. Dostali tę suszarnię w zamian za prowadzenie zajęć plastycznych dla dzieci z osiedla, Jacek projektuje tu też place zabaw i inne przestrzenie otwarte, drogi, skwery między blokami. Osiedla miały dawać ludziom poczucie zamieszkania w miejscach z „ludzką twarzą”. Tak zwana „mała architektura” jest ważnym elementem uczłowieczania wielkiej płyty.
Drugi stół – obcięli mu nogi. Dostali go od znajomych, gdy wprowadzali się do swojego pierwszego, prawdziwego mieszkania – też w bloku, ale już na Osiedlu Morena. Stół nie mieścił się do windy. Żyli z nim przez kilka dobrych lat, aż pojawiły się dzieci. (Znajdź punkt centralny. Jeśli wiesz, gdzie jest środek twojego szkicu, z łatwością zorientujesz się, ile miejsca potrzebujesz u góry, na dole i po bokach.) Potem zrobiło im się ciasno. No i córka miała astmę, doktor oznajmił, że nie będzie leczył, dopóki się nie wyprowadzą. To bloki trują, powiedział. Fenol.
– Głębię rysunku najłatwiej osiągniesz, jeśli uwzględnisz na nim te elementy, które są najbliżej ciebie, te, które są trochę dalej i te, które są zupełnie daleko.
Spacerowali z wózkiem po uliczkach na Morenie, zastanawiając się, jak z tych bloków uciec. Któregoś dnia ze zdumieniem odkryli osadę.
Kasia nie miała już dziesięciu lat, nie szła z tatą, nie straciła w lesie orientacji – poza tym wszystko się zgadzało. Łukowata uliczka, równo ustawione wzdłuż niej domki z dwuspadowymi dachami, skrzypiące furtki, przystrzyżone żywopłoty. Tylko drzewa były większe. (Ośmielającą techniką jest rysowanie bez patrzenia na kartkę. Ściany będą krzywe, okno nie w tym miejscu. Ale nie o to chodzi. To jest właśnie ekspresja.) No i to był po prostu gdański Wrzeszcz, a nie żadne obrzeża cywilizacji. Tak znaleźli ten dom. Bo dobrze jest mieć środek swojego świata na jakimś skraju, choćby takim z dzieciństwa.
– Nie staraj się za wszelką cenę zmieścić całego budynku na rysunku. Lepiej pokazać ten jego fragment, który szczególnie cię interesuje.
Trzeci stół – siedzimy przy nim.
Czwarty – stoi obok, choć w kuchni. Katarzyna lubi na nim układać pasjanse.
Piąty w pokoju od ulicy, przy nim pisze ona.
Szósty na strychu, przy nim maluje on.
Siódmy jest do projektowania.
Ósmy, dziewiąty…
Rysując dom, myśl jak o doświadczaniu podróży w czasie. Spróbuj sobie wyobrazić, jak wyglądało życie jego pierwszych mieszkańców.
Tamtego dnia Jacek pracował w ogrodzie. Przy furtce stanęło dwoje starszych ludzi. Wyglądali na zagubionych. Zapytał, czy może im pomóc. Odpowiedzieli po niemiecku. Że on, Willy Ristau, mieszkał tu od początku istnienia tego domu z rodzicami, od 1938 r. aż do końca wojny. Był wtedy młodym chłopakiem. Wrócił tu z frontu, żeby wziąć ślub, w tej samej parafii, w której trzydzieści lat później przysięgali sobie Kasia i Jacek.
Krenzowie zaprosili ich do środka. Willy jeszcze w sieni powiedział, że zanim zaczną rozmawiać, to chciałby przeprosić za wojnę.
– A czy pan tę wojnę rozpętał? – usłyszał w odpowiedzi.
W kuchni Willy się rozpłakał. Przy stole pod oknem zobaczył ławeczkę, na której w ogrodzie zwykł siadać jego ojciec. (Postaraj się narysować kilka architektonicznych detali albo mebli i ułóż je obok siebie.) Nie wiedział, że to replika. Krenzowie zamówili ją u stolarza na podstawie rysunku poprzedniego mebla, który zdążył już zbutwieć. Po Niemcach został jeszcze jeden taborecik i lampka, która wisi na ganku. Nic więcej. Pierwsza zima po wojnie była bardzo sroga, Kresowiacy palili w piecach, czym się dało.
– Rysunek nie musi, a wręcz nie powinien być zbyt dokładny. Nie po to powstaje, by odwzorowywać rzeczywistość. Ale każda linia ma tu znaczenie. Nawet taka postawiona błędnie. Pokazuje bowiem proces rysowania, historię tworzenia ostatecznego obrazu. Tak powstaje opowieść o emocjach.
Ich dzieci już dorosły i ruszyły w świat. Mogliby się wyprowadzić do czegoś mniejszego, nie potrzebują już tyle przestrzeni. Ale obrośli w przedmioty. Dom wygląda, jakby nic więcej nie miało się tu już zmieścić. Na ścianach wiszą obrazy malowane przez Jacka, syna Michała i dziadka Jana Feliksa Boguckiego, a obok nich grafiki Ireny Kuran-Boguckiej, matki Katarzyny. Na półkach książki autorstwa całej rodziny, w tym córki Marianny, na meblach i parapetach pamiątki z podróży – ich własnych, ich dzieci, jej ojca Dariusza Boguckiego, słynnego żeglarza i pisarza. To zapis historii całej rodziny. (Każda linia ma tu znaczenie.)
Bo przecież dom jest wtedy, kiedy możesz powiedzieć: a pamiętasz?
Jacek Krenz – architekt, malarz-akwarelista, profesor Politechniki Gdańskiej, współtwórca polskiej sekcji Urbansketchers oraz Stowarzyszenia Akwarelistów Polskich.
Katarzyna Bogucka - Krenz – poetka, pisarka, tłumaczka. Autorka kilku tomików poetyckich i czterech powieści – ostatnia, napisana razem z Julitą Bielak, pt. „Księżyc myśliwych” została wydana w 2015 roku przez wydawnictwo Znak.
Porady dotyczące rysowania opracowałem na podstawie wypowiedzi Jacka Krenza oraz książki Gabriela Campanario „The urban sketching handbook. Architecture and cityscapes. Tips and techniques for Drawing on Location” (2014)
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.