Znaleziono 0 artykułów
05.11.2023

W poszukiwaniu utraconej przyjemności

(Fot. East News)

Idealny szlafrok, świeża pościel, zapach prawdziwego drewna, ale też zamykanie okien w przeglądarce Google, nagle odwołane plany czy ulubiona piosenka na losowej playliście. Uważność pozwala na świadome doświadczanie życia w skali mikro, a to krok, który warto zrobić.

Czy doświadczamy zbiorowej anhedonii? Choć, podążając za Théodulem-Armandem Ribotem, psychiatrzy używają tego pojęcia, diagnozując m.in. depresję, brak zdolności odczuwania przyjemności (zarówno zmysłowej, cielesnej, jak i emocjonalnej, intelektualnej czy duchowej), co wydaje się być plagą czasów, w których żyjemy. Dlaczego straciliśmy tę umiejętność i tak często bezrefleksyjnie powtarzamy: „Kiedyś było lepiej, żyło się prościej, a człowiek tak niewiele potrzebował do szczęścia”? – Przyjemność opiera się na receptywności, a kluczem do jej odczuwania jest świadomość. Niezwracanie uwagi na istotę dostrzegania i doceniania zwykłych, małych rzeczy, zatracenie umiejętności rozluźniania się, zagłuszanie sygnałów ciała, odkładanie celebrowania i cieszenia się z tego, co mamy, na później, kiedy już uda się zrealizować określony cel, to tylko kilka z wielu czynników, które mogą wpływać na zatracanie zdolności odczuwania przyjemności – wylicza Karolina Tuchalska-Siermińska, psycholożka, psychotraumatolożka, trenerka umiejętności społecznych i fizjoterapeutka. I dodaje, że próbując sprostać wyzwaniom konsumpcjonizmu, często przesuwamy nasze wartości z „być” na „mieć”, a do tego zbyt wysoko stawiamy sobie poprzeczkę, porównując to, co posiadamy, kim jesteśmy, z kim i gdzie przebywamy, do tego, co wiemy o innych osobach. Stwierdzenie, że szkodliwą rolę pełnią w tym wypadku social media, które sprzyjają kreowaniu nierealnych, idealnych światów równoległych, nie mających nic wspólnego z aktualną rzeczywistością, jest tyle banalne, co prawdziwe.

Miniona dekada, w tym zwłaszcza kilka ostatnich lat, nie sprzyjała pielęgnowaniu hedonizmu w jego epikurejskim założeniu. Zastąpił go kult produktywności, efektywności i pracy. Czy to dlatego przyjemność musi mieć dziś wymiar niemalże ekstremalny, żebyśmy w ogóle mogli ją dostrzec i poczuć? – Przyjemność jest stanem ciała, który jest związany z układem nagrody, wydzielaniem dopaminy oraz naszymi zmysłami. W prosty sposób można to wyjaśnić tak, że im bardziej rozproszeni jesteśmy, im więcej robimy, szybciej żyjemy, im bardziej pomijamy siebie i nie uważamy na to, jak nam jest w codzienności, tym trudniej jest nam „złapać”, wywołać w sobie uczucie przyjemności. Potocznie rzecz ujmując, mając wokół siebie ogrom dystraktorów, które odwracają naszą uwagę od nas samych, potrzebujemy silnych bodźców, które się przez nie przedrą, by do nas dotrzeć, by pobudzić układ nagrody i zwiększyć wydzielanie dopaminy, która odgrywa ważną rolę w systemie nagradzania i motywacji w mózgu, a jej wysoki poziom prowadzi do dobrego samopoczucia. Aby zacząć przeżywać przyjemność, musimy nauczyć się więc sobie odpuszczać, zwalniać, wyłączyć tryb zadaniowy i świadomie przekierować uwagę na to, czego doświadczamy, co czujemy i czego potrzebujemy – tłumaczy Karolina Tuchalska-Siermińska.

Lista zachwytów, zamiast listy zakupów

Nie warto od razu rzucać się na głęboką wodę, o czym przekonuje Hannah Jane Parkinson. W zbiorze felietonów „Drobne przyjemności, czyli z czego się cieszyć, gdy życie nie rozpieszcza" udowadnia, że prawdziwe przyjemności można odnaleźć w naprawdę niewielkich rzeczach, wystarczy je tylko zauważyć, przytrzymać dłużej w świadomości, obejrzeć z różnych stron, pomiętosić różnymi zmysłami, a najlepiej zachować w pamięci, by następnym razem szybciej otworzyć szufladkę z napisem pleasure. Autorka posiłkuje się esejami brytyjskiego scenarzysty teatralnego J.B. Priestleya, który swoją listę przyjemności, takich jak fontanny, odwoływanie planów, by zostać w domu, czy czytanie o okropnej pogodzie, siedząc pod ciepłym kocem, zamknął w 1949 roku w książce „Delight". Felietony Parkinson to z jednej strony „odkrycie oczywistego”, z drugiej przewodnik po chwilach i rzeczach, które ze względu na swoją mikroskalę umykają nam w codziennym biegu, przegrywając z innymi bodźcami. Znalazły się tu między innymi obszerny, puchaty szlafrok z obowiązkowymi głębokimi kieszeniami, kapturem i długim paskiem pozwalającym obwiązać się co najmniej dwa razy – włożenie go „przypomina zanurzenie się w obłoczku albo kąpiel w piankach”, a kaptur da „poczucie, że stawisz czoło całemu światu – i wygrasz”, świeża pościel, która „koi do głębi, wcale nie kosztuje wiele, poprawia nastrój i czyni noce spokojniejszymi, a poranki – znośniejszymi”, zapach drewna w sklepie z meblami, który przypomina spacer po lesie, losowa playlista z muzyką, przy której, gdy pojawia się intro z ulubionego kawałka, „serce bije szybciej, uśmiech staje się szerszy, a po plecach przebiega dreszcz”, czy zamykanie kart w przeglądarce, które namawiają do prokrastynacji. Do tego całodniowe śniadania, hermetyczne żarty, spektakle bez antraktów, idealne długopisy i… cisza.


Cały tekst znajdziecie w listopadowym wydaniu magazynu „Vogue Polska. Do kupienia w salonach prasowych, online z wygodną dostawą do domu oraz w formie e-wydania.

Agnieszka Zygmunt
Komentarze (1)

Dominik Jakubowski05.11.2023, 18:06
🤍
  1. Styl życia
  2. Psychologia
  3. W poszukiwaniu utraconej przyjemności
Proszę czekać..
Zamknij