Autoagresja to nie tylko fizyczna przemoc wobec siebie. Jak ją rozpoznać?
Autoagresja zwykle kojarzy się z robieniem sobie krzywdy fizycznej, takiej jak cięcie się, nerwowe wyrywanie włosów, skubanie. Ale może przejawiać się również w inny, bardziej zakamuflowany sposób. Jakie zachowania są autoagresywne, choć pozornie na takie nie wyglądają? Rozmawiamy z psychoterapeutką poznawczo-behawioralną Sylwią Kosioł.
Czy autoagresją jest myślenie o sobie w krzywdzący sposób?
Tak, zaniżanie własnej samooceny, samokrytyka, obarczanie się winą są autoagresją. Takie zdania, jak „Ty idiotko, nic ci w życiu nie wychodzi” albo „Jesteś debilem, jak mogłeś o tym zapomnieć”, są przykładami autoagresji werbalnej, której rzeczywiście nie widać, ale która oparta jest na tym samym mechanizmie, co cięcie. Poza tym, za zachowania autoagresywne uznaje się wszystkie te, które dążą do nadmiernej kontroli. Kompulsywne odchudzanie, obsesyjne chodzenie na siłownię czy uzależnienie od zdrowego odżywiania. Wszystkie te mechanizmy mogą mieć w sobie element autoagresywny.
Mogą, ale nie muszą?
Ne muszą, bo można je realizować w zdrowy, niezaburzony sposób. Nie ma nic złego w ćwiczeniu na siłowni, dbaniu o sylwetkę czy zdrowym odżywianiu. Wręcz niektórym osobom (na przykład przy zaburzeniach lękowych) jest to zalecane. Problem pojawia się wtedy, kiedy takie zachowania stają się dla nas jedynymi sposobami na rozładowanie napięcia. I czujemy, że po prostu nie możemy przestać.
I czasem zjeść tego batonika czy zaspać na trening. Dlaczego tak trudno odpuścić?
Bo odpuszczenie to utrata kontroli. A dla wielu osób, kontrola to jedyny sposób na wyregulowanie nastroju. Codzienność przynosi wiele wyzwań. Można mieć poczucie zagubienia, niezrozumienia. Gdy wszystko wokół się nie układa, najłatwiej kontrolować siebie, swoje ciało. W tym przypadku zasady są proste i szybko można poczuć ulgę. Wystarczy dać sobie solidny wycisk czy rozdrapać niechciane niedoskonałości na ciele. Efekt jest natychmiastowy. Pacjenci często mówią mi, że to, co czują po zachowaniach autoagresywnych, to ulga, chwilowy spokój. Było źle, a jest przyjemnie. To wzmacnia cały szkodliwy mechanizm.
Wspomniana już przyjemność to tylko jedna z części tego mechanizmu, bo po uldze zawsze przychodzą wyrzuty sumienia.
To prawda. A wraz z nimi wspomniane już krzywdzące myśli. „Jestem zerem. Znowu to zrobiłem”, „Do niczego się nie nadaję”, „Beznadziejny nieudacznik”. Jeśli pojawiają się nam w głowie takie komunikaty, to zdecydowanie jest sygnał, że warto zastanowić się nad wizytą u specjalisty. Podobnie, jeśli czujemy, że nie możemy przestać, nie potrafimy przejść obok lustra bez wyciśnięcia zmiany na ciele czy mamy silne wewnętrzne przekonanie, że musimy być idealni, najlepsi, zaciskać zęby i działać mimo wszystko. To zdecydowanie są sygnały alarmowe.
Skąd biorą się w nas przekonania, które każą nam traktować się w tak okrutny sposób?
Zwykle wynosimy je z domu. Dzieci uczą się przez modelowanie, czyli obserwacje. Rzadko słuchają, co się do nich mówi, tym bardziej że często te komunikaty są sprzeczne. Czyli na przykład mama krzyczy na dziecko, że ma być cicho, ale sama ma podniesiony głos. Jeśli pochodzimy z domu, w którym rodzice nie radzili sobie z emocjami i chociażby regulowali je krzykiem czy zachowaniami agresywnymi, jak rozbicie talerza czy trzaśnięcie drzwiami, to nie dziwne, że w dorosłym życiu sami nie potrafimy sobie regulować nastroju w zdrowy sposób. Dobra wiadomość jest taka, że na każdym etapie życia możemy się tego nauczyć. Najpierw jednak trzeba sobie zdać sprawę z nieadaptacyjnych mechanizmów oraz z czego one wynikają. Bywa też, że trudności z regulacją emocji mają osoby, które w dzieciństwie doświadczyły traumy – przemocy emocjonalnej, fizycznej, seksualnej czy wrogości ze strony dorosłych lub rówieśników. Takie doświadczenia mogą w przyszłości rozwinąć się w zaburzenia depresyjne, lękowe, zaburzenia osobowości. Autoagresja najczęściej towarzyszy zaburzeniu osobowości typu borderline, bo jest w niej silny komponent impulsywności.
Czy to znaczy, że – skoro mówimy o impulsywności – takie zachowania nie są efektem jakiegoś skomplikowanego planu, tylko dzieją się pod wpływem chwili?
Często do aktów autoagresji dochodzi po jakimś trudnym emocjonalnie wydarzeniu. Kłótni, stresującym spotkaniu, niepowodzeniu w pracy. Ale bywa też, że po prostu z nudy, jak w dermatillomanii. Osoby z zaburzeniem osobowości typu borderline mówią mi, że sięgają po ból fizyczny, bo nie są w stanie znieść ogromnego cierpienia psychicznego lub uczucia pustki. Wolą wówczas poczuć cokolwiek, stąd samookaleczanie. Często te mechanizmy są nieuświadomione. W gabinecie regularnie słyszę, że „nie wiem, kiedy to się dzieje”.
Jak temu zaradzić?
W dermatillomanii prowadzi się dziennik obserwacji, w którym zapisujemy każdy akt autoagresji. Na sesji analizujemy, co mogło być jego przyczyną. Zanim jednak do niej dojdziemy, zaczynamy od nauki nazywania emocji, bo często pacjenci mają problem, żeby nazwać, a następnie wyrazić to, co czują. Z czasem, kiedy świadomość mechanizmu autoagresywnego jest już pogłębiona, razem szukamy nowego sposobu na rozładowanie emocji. Są to techniki relaksacyjne i oddechowe, a bywa, że trzeba po prostu na jakiś czas zabrać z łazienki lustro czy oddać karnet na siłownię.
Często słyszy się, że akty autoagresji to próba zwrócenia na siebie uwagi. Czy sama uwaga może uleczyć?
Nie lubię tej konstatacji o zwracaniu uwagi, bo sugeruje, że to na pokaz, na niby. A za takim aktem zawsze stoi ogromne, niemożliwe do zniesienia cierpienie. Oczywiście, jest to jakiś rodzaj wołania o pomoc, więc niezależnie od tego, czy nam się to wydaje błahe, atencyjne czy nieważne, nie można przechodzić wobec żadnego aktu autoagresywnego obojętnie. I nie chodzi o to, żeby każdego z marszu wysyłać do specjalisty, ale jeśli widzimy, że ktoś ma ślady podrapania czy nacięcia, to po prostu najlepiej zapytać: „Hej, co u ciebie? Jak mogę ci pomóc?”. Nie udzielać rad, nie krzyczeć, nie wyśmiewać, tylko udzielić wsparcia i zainteresować się. Niezależnie od tego, czy jest to dziecko, nastolatek czy osoba dorosła.
No właśnie, przyjęło się, że częściej tego typu zachowania obserwuje się u nastolatków. To prawda?
Nie, występują one i u dzieci, i u dorosłych. Tylko ci drudzy potrafią się lepiej kamuflować. Dodatkowo młody człowiek często jest poddawany baczniejszej obserwacji, więc łatwiej takie zachowanie wyłapać. Kulturowo też prędzej wtrącimy się w życie nastolatka, niż powiemy koleżance w pracy, że się martwimy, bo ma od kilku miesięcy rozdrapane rany na twarzy. Trzeba jednak interweniować w każdym przypadku. Mając z tyłu głowy, że takie zachowania mogą zakończyć się samobójstwem, bo u ich podłoża jest głęboka nienawiść do siebie. Nienawiść do tego stopnia, że czasem wręcz prowokujemy inne osoby do krzywdzenia nas. Takie zachowania nazywane są autoagresją pośrednią i, wracając trochę do pierwszego pytania, mam poczucie, że właśnie one są najtrudniejsze do wyłapania.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.