Moda jest sztuką bardziej, niż sztuka jest sztuką – mówił Andy Warhol. Artysta był fanem uprawiania wszelkiego rodzaju „mix & matchu”, więc z entuzjazmem reagował na rezultaty przenikania się tych dwóch, niegdyś odrębnych, a dziś funkcjonujących w bliskiej zażyłości światów. Projektanci z dzieł i życiorysów największych twórców w historii czerpią nie tylko kreatywną inspirację. Mają podobną odwagę do wzniecania artystycznych buntów, przekraczania granic i przeprowadzania twórczych rewolucji.
Relacja mody i sztuki może nie jest skomplikowana, ale na pewno jest złożona. Czasami jej podstawę stanowi jednostronna inspiracja (choć natchnienia projektanci potrafią szukać na różne sposoby). Kiedy indziej jest chwilowym romansem – mijającym aktem uwielbienia, w wyniku którego powstają limitowane kolekcje i pojedyncze inicjatywy. Innym razem przyjmuje formę długoletniego związku – gdy obie strony wzajemnie karmią się kreatywnie, napędzają do działania i wspólnie wpadają na najbardziej przełomowe pomysły. Jak Elsa Schiaparelli i Salvador Dalí – niepokorni buntownicy, surrealiści i mistrzowie celowego absurdu, którzy dali modzie takie dzieła, jak sukienka-homar (wskrzeszona w kolekcji Schiaparelli na wiosnę-lato 2017) czy kapelusz-but, który Dalí zaprojektował, a Schiaparelli wykonała.
Urodzoną w Rzymie projektantkę i hiszpańskiego artystę uważa się zresztą za prekursorów nurtu zacierającego granicę między sztuką i modą. W kolejnych latach pokolenia twórców coraz częściej i chętniej czerpały z dziedzictwa największych ikon malarstwa i rzeźby. Projektanci skupiali się na sztuce sobie współczesnej albo miłowali historię, przywracając na swoich projektach dzieła mistrzów renesansu i baroku. Brali na warsztat konkretne prace lub odwoływali się do nurtu, w jakim tworzyli ich ulubieni artyści. Bywały też momenty, w których kreatorzy mody najwięcej natchnienia znajdywali nie w pracach, lecz w biografiach największych osobowości świata sztuki – inspirowali się konkretnymi momentami z ich życiorysów lub sposobem ubierania się. W kolekcji na wiosnę-lato 1998 wizerunek Fridy Kahlo wskrzesił na wybiegu Jean Paul Gaultier, 20 lat później w pokazie Dior Cruise przeszły modelki stylizowane na Georgię O’Keefee. Do inspiracji minimalistyczną garderobą ikony amerykańskiego modernizmu przyznają się też założycielki marki The Row, Mary-Kate i Ashley Olsen.
Wybieg jak muzeum
Inspiracje projektantów dziełami wielkich artystów dały modzie jedne z najwspanialszych kreacji w historii. Wśród nich jednym tchem wymienia się dziś pochodzące z 1954 roku suknie Cristóbala Balenciagi inspirowane postaciami z obrazów El Greca, kolekcję Yves’a Saint Laurenta z 1965 roku, w której oddał cześć twórczości Pieta Mondriana, i późniejsze projekty, w których reinterpretował dzieła Pabla Picassa, a także suknię projektu Gianniego Versacego z 1991 roku powstałą z inspiracji pop-artowym portretem Marilyn Monroe Andy’ego Warhola. Podobnie jak sukienka-homar Schiaparelli, ten model także powrócił po latach na wybieg. Donatella Versace zaprezentowała jego nową wersję (a także kilka wariacji na jego temat) w kolekcji na wiosnę-lato 2018.
We współczesnej historii mody projektanci chętniej niż ich poprzednicy podchodzą do inspiracji sztuką w multidyscyplinarny sposób. Zamiast całych dzieł na swoich ubraniach interpretują zaledwie ich fragmenty, rezygnują z nawiązywania do konkretnej pracy na rzecz czerpania z nurtu lub techniki, w jakiej dany artysta najchętniej tworzył. Prekursorami takiego podejścia byli dwaj niepokorni Brytyjczycy – John Galliano, który najpierw realizował tę wizję w autorskiej marce, a później jako dyrektor kreatywny Diora, oraz Alexander McQueen. Pokaz McQueena na wiosnę-lato 1999, podczas którego ubraną w białą sukienkę Shalom Harlow opryskano abstrakcyjną plamą farby, nawiązywał do twórczości Jacksona Pollocka. Urósł do rangi performansu i przetarł szlaki innym młodym, pragnącym wychodzić poza schematy twórcom.
Mówią wieki
Odrzucając zasady, chwaląc indywidualizm i nieustannie poszukując nowych sposobów realizowania pomysłów, kreatorzy mody w XXI wieku niczym w tyglu mieszają ze sobą motywy i dyscypliny, nurty i epoki, techniki i metody. Dzięki temu sami urastają do rangi artystów. Ich projekty i inicjatywy – niczym kolaże – stanowią wypadkowe wielu różnych, często pozornie niepasujących do siebie elementów. Wchodzą w dialog z odbiorcą, prowokują do dyskusji i stwarzają szerokie pole do interpretacji. Można być jak Ye West i zamiast tradycyjnych pokazów kolekcji organizować performans, łącząc je z odsłuchami płyt, a w spektaklach realizować ideę ciała jako żywego dzieła sztuki (w tym pomaga raperowi ikona sztuki współczesnej, Vanessa Beecroft). Można być jak Alessandro Michele i eklektyczne kolekcje ubrań prezentować w malowniczych kampaniach stylizowanych na największe dzieła średniowiecza i renesansu. Albo jak Virgil Abloh i zbudować portfolio na niczym nieograniczonym czerpaniu z historii sztuki. W swojej wspaniałej karierze zmarły w listopadzie ubiegłego roku projektant równie chętnie co do dzieł Leonarda da Vinci i Caravaggia nawiązywał do twórczości Marcela Duchampa i René Magritte’a. Hołdował klasycyzmowi i street artowi. Z taką samą czułością reinterpretował prace Maneta i Basquiata, co nowojorskich ikon graffiti – Dondiego i Futury. Zwykł mówić, że wolna myśl powinna być najważniejszym aspektem tworzenia, a „obowiązkiem każdego artysty jest śnić na głos i w produktywny sposób”. Słowa te na pewno spodobałyby się Warholowi.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.