Ma 38 lat. Samotnie z wyboru spędzał już sylwestra, kilka Wielkanocy. W tym roku po raz pierwszy w życiu przeżyje samotnie wigilię. – Gdy o tym myślę, czuję ulgę – mówi Mikołaj i dodaje, że najtrudniejsza była nie rozmowa z rodziną, ale myśl o tym, że chce powiedzieć o potrzebie wyłamania się z tradycji.
Wigilia, czyli święto w kalendarzu. To nie jest dla mnie duchowe przeżycie
Zacznę od tego, że nie jestem osobą religijną. Święta nie mają dla mnie wymiaru duchowego. Owszem, to dla mnie wyjątkowy moment w roku, bo jest odświętny, przynajmniej teoretycznie wolny od pracy, ale nie przeżywam go głęboko. Jeśli skłania mnie do refleksji, to głównie dlatego, że zbiega się z nowym rokiem i zamknięciem jakiegoś cyklu. Naturalnie, wracam do przeszłości, porównuję siebie sprzed lat i dekad do tego, jak jest dziś, może snuję mgliste plany. Wigilia sama w sobie nie jest jednak szczególnie istotna.
Z rodziną kontaktuję się regularnie. Jesteśmy dla siebie bliscy i serdeczni, nie tylko od święta
Moje relacje z rodziną oceniłbym jako dobre. Ojciec już nie żyje. Mama i siostra mieszkają w południowej Polsce w średniej wielkości mieście. Są mi bliskie. Siostra niedawno urodziła dziecko i ono stało się napędem życia rodzinnego. Telefony, zdjęcia, odwiedziny. Widziałem się z nimi ostatnio przy okazji urodzin mamy pod koniec listopada, czyli prawie miesiąc temu. To był dobry weekend z rozmowami przy stole i prawdziwą serdecznością. Młodszego brata spotykam powiedzmy raz na dwa tygodnie, bo tak jak ja mieszka w Warszawie. Jesteśmy w stałym kontakcie przez SMS-y czy telefon. Mamy dużo tematów, pracujemy w tej samej branży. Są więc wspólni znajomi, czasami nawet realizujemy wspólne projekty. Kiedyś konkurowaliśmy, teraz wspieramy się.
Boże Narodzenie nie jest więc dla mnie szczególną okazją, żeby się zobaczyć z rodziną. To raczej jeden z kilku momentów w roku, w którym synchronizujemy kalendarze, tyle że z bardziej wymagającą oprawą. Zazwyczaj nawet ta okazja sprawia mi radość. Ale w tym roku jest inaczej. Zakupy, pakowanie i podróż, czyli pół dnia w samochodzie. Chwila na miejscu i znów mobilizacja, żeby wracać w korkach. Czuję tylko presję. Może więc naturalną reakcją jest fakt, że chcę ją zrzucić. Może kiedy w rodzinie są dzieci, to rzeczywiście przygotowania budują napięcie i wyjątkową atmosferę. Ale jeśli przy stole, tak jak u nas, zasiadają sami dorośli, a kilkumiesięczny bobas śpi, ta forma staje się sztuczna i wymagająca.
Święta, czyli okazja do prawdziwego odpoczynku
Jeśli pytasz mnie o wymarzony scenariusz świąt, mam przed oczami egzotyczną wyspę, lazurową wodę, a w dłoni kokosy ze słomką. Trochę żartuję, a trochę nie. Czuję się zmęczony i naprawdę najchętniej spędziłbym ten czas w Azji na wakacjach. Nie mogę sobie jednak pozwolić w tym momencie na sensowny urlop. Jakimś ekwiwalentem będzie więc kilkudniowy odpoczynek w domu. Jestem introwertykiem, więc najlepiej regeneruję się w samotności i ciszy. Nie muszę nigdzie daleko wyjeżdżać, wystarczy mi odcięcie bodźców.
Czasami lubię się zmęczyć. Lubię samotnie jeździć na rowerze kilka godzin po lesie albo leżeć na kanapie, słuchając muzyki i patrząc w sufit. To jest mój sposób na reset i ładowanie akumulatorów. Tak odzyskuję równowagę i kreatywność. Dlatego w tym roku nie chcę mieć żadnych planów ani obowiązków. Zamierzam wyłączyć telefon służbowy, prywatny pewnie wyciszę.
Jedyne, co mnie ogranicza, to zamknięte sklepy i knajpy. Muszę więc zrobić porządne zakupy, pomyśleć o jakimś atrakcyjnym jedzeniu. Nagrodzić samego siebie. Może nawet ugotuję coś z przepisu. Kiedy mam wolny czas, takie rzeczy mnie cieszą. A jeśli poczuję tęsknotę za ludźmi, zadzwonię do przyjaciół, wproszę się do nich spontanicznie z winem.
Święta solo: Najtrudniejsza była rozmowa z rodziną
Pomysł na to, żeby wyłamać się i nie spędzać tegorocznych świąt z rodziną, miałem od jakiegoś czasu, a kilka dni temu w końcu rzuciłem go w rozmowie z bratem: – Za dużo rzeczy, potrzebuję przerwy. Najchętniej zostałbym w domu.
Pracowałem wtedy nad dużym projektem po godzinach i w weekendy. Byłem skupiony i zmotywowany. Pomysł, że kiedy dobiegnę do mety, zaraz po deadlinie mam wsiadać w samochód i jechać siedem godzin do domu, a potem siedzieć przy stole i starać się rozmawiać wydawał mi się najgorszym koszmarem.
Mój brat to zrozumiał. Jakoś przyjął do wiadomości. Poczułem się tą reakcją ośmielony i spontanicznie zadzwoniłem do mamy. A ona zamiast naciskać, zapytała mnie tylko, czy nie będę się czuł samotny i czy zobaczy mnie w styczniu. Wiedziała, że mam w planach przyjechać na deskę, pojeździć i spędzić z nią w domu kilka chwil. Moja odpowiedź była automatyczna: – Oczywiście, że tak. Pomyślałem wtedy, że mama naprawdę mnie kocha i rozumie. Myślę, że ten czas jeden na jeden za kilka tygodni będzie dla nas dużo cenniejszy i lepszy niż święta pod presją.
Nowy związek: All I Need for Christmas is You
W drugi dzień świąt spotkam się pewnie z moją dziewczyną Agnieszką. To jest świeża relacja, widujemy się od kilku tygodni, więc za wcześnie na rodzinne obiadki zapoznawcze i ceremoniały. Zwłaszcza że ma też dorastającego syna, którego zaczynam poznawać. Poza tym, na święta jedzie do rodzinnego domu, do Gdańska.
Rzeczy dzieją się, ale powoli. Aga powiedziała mi coś, co zapamiętałem. – Bardzo cię lubię, ale chciałabym podejmować kolejne kroki, kiedy będę pewna. Nie chcę się spieszyć, ani projektować w głowie.
Cenię sobie przestrzeń, którą mi daje. Mieszkałem kilka lat w Szwecji i bardzo odpowiada mi tamtejszy model budowania relacji, odrębność, jaką można zachować w kochającym się związku. Zapytasz mnie zaraz, gdzie leży granica bycia razem i bycia osobno. Nie wiem jeszcze. Chciałbym to poczuć, a nie wymyślić i rysować teoretycznie. Myślę, że do 26 grudnia zdążę się za Agnieszką naprawdę stęsknić.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.