Zostałam ostatnią singielką wśród przyjaciół i znajomych. Jakie stoją przede mną wyzwania?
Lubię swoje życie w pojedynkę, ale będąc ostatnią singielką wśród przyjaciół i znajomych, czasem się z nimi porównuję. Bywa, że patrząc na nich, zazdroszczę im miłości i bliskości. Oni z kolei tęsknią za wolnością, którą ja wciąż mam – opowiada 32-letnia Monika. Przed jakimi wyzwaniami stoją single i singielki, będące ostatnimi wolnymi osobami w grupie przyjaciół i znajomych?
Podczas ostatnich wakacji w Grecji z grupą przyjaciół wynajęliśmy duży dom, było nas siedmioro. Trzy pary, w tym moja najlepsza przyjaciółka, która kilka miesięcy wcześniej wyszła za mąż po półrocznej znajomości. Podczas pierwszej kolacji opowiadaliśmy o swoich ostatnich tygodniach i planach na najbliższą przyszłość. Jedna z par zaczęła myśleć o dziecku, druga – o zakupie mieszkania, ale nie mogli się dogadać, gdzie i jakie powinno być. Kolejna szykowała się do długiej podróży po Azji. W duchu pomyślałam, że to dobrze, że nie muszę uzależniać swoich planów od drugiej osoby. Kiedy jednak po kolacji moja przyjaciółka razem z mężem zmywali naczynia, wymieniając przy okazji czułości, a Adam z Marcinem przytuleni do siebie na kanapie czytali książki, poczułam ukłucie żalu. Pozazdrościłam im bliskości. Zresztą nie pierwszy raz.
Wyzwania, z jakimi mierzą się single i singielki wśród znajomych w związkach
Lubię swoje życie w pojedynkę, ale będąc ostatnią singielką wśród przyjaciół i znajomych, czasem się z nimi porównuję. Bywa, że patrząc na nich, zazdroszczę im miłości i bliskości. Oni z kolei tęsknią za wolnością, którą ja wciąż mam. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że zarówno singielstwo, jak i bycie w relacji ma swoje wady i zalety. Trudno jest uniknąć porównywania się z innymi. Kiedy wokół siebie masz praktycznie same pary, czasami zaczynasz się zastanawiać, czy wszystko z tobą w porządku, czy czegoś ci nie brakuje, nie jesteś gorsza lub uznawana za wybrakowaną. Umiem sobie radzić z takimi stanami, ale nie potrafię sprawić, by się nie pojawiały. Zwłaszcza że nawet żyjąc w dużym mieście, wśród teoretycznie otwartych osób, singli i singielek, trudno nie odnieść wrażenia, że większość ludzi uważa, że każdy chce być w związku. Czy też nawet powinien z kimś się związać. Wiele razy na domówkach bywam podpytywana przez znajomych, co tam u mnie. Chodzi zwykle o to, czy z kimś się spotykam. Jeśli odpowiadam, że tak, pojawia się ogromne zaciekawienie i dopytywanie, czy tym razem jest to coś poważnego. Zazwyczaj nie. Znajomi więc tylko kiwają głową. Niektórzy wciąż co jakiś czas próbują mnie swatać. Inni mniej lub bardziej wprost tłumaczą, że życie w związku jest tańsze i łatwiejsze. Są i tacy, którzy litują się nade mną, co jest absolutnie najgorsze. Nie dowierzają, że dobrze mi samej, że lubię wolne związki i wolę to niż bycie na siłę z kimkolwiek, byle tylko tworzyć parę.
Z racji tego, że sporo randkuję, dla moich zajętych przyjaciół i znajomych wydaję się być również kopalnią zabawnych randkowych historii. Oczekują ode mnie opowieści o pikantnych lub nieudanych spotkaniach. A ja nie zawsze mam ochotę o tym opowiadać. Lubię spotykać nowe osoby i za to cenię aplikacje randkowe. Jednak czasami jestem po prostu zmęczona przesuwaniem kolejnych profili, spotkaniami, które do niczego nie prowadzą, inicjowaniem konwersacji, opowiadaniem o sobie. Myślę jednak, że bycie singielką i trudy randkowania nie są do końca zrozumiałe dla tych, którzy są w relacjach. Jestem w stanie jednak wytłumaczyć sobie ich ciekawość. Chcą przynajmniej posłuchać o życiu, za którym czasem tęsknią – do tego przyznała mi się moja przyjaciółka. Choć Ania bardzo pragnęła znaleźć miłość, mieć męża, dzieci i jest teraz szczęśliwa jako żona, to bycie singielką wspomina z sentymentem. Mam poczucie, że ona jedna jeszcze mnie rozumie. Obserwuję jednak, jak powoli zmienia się jej spojrzenie na świat, odkąd poznała Pawła. Boję się, że pewnego dnia nasze więzi się rozluźnią. Na szczęście obie mocno walczymy o naszą przyjaźń, nadal znajdujemy czas, by spotkać się tylko we dwie. Mamy jasno określoną granicę, na ile mąż Ani może być elementem naszej przyjaźni. W końcu ja w jej życiu byłam przed nim.
Na szczęście generalnie rzadko spotykam się z niezrozumieniem ze strony przyjaciół. Często jest to raczej ciekawość, a przede wszystkim troska o mnie. Ale parę razy, podczas różnych żywych dyskusji, któremuś z nich zdarzyło się rzucić, że co ja mogę wiedzieć o tym, o tamtym, o problemach w związku, skoro jestem sama. A nawet, że co ja wiem o prawdziwych kłopotach i trudach życia, kiedy wybrałam komfort i żyję, jak chcę. Zraniło mnie to. Nikt im nie kazał się wiązać. Zrobili to, bo tak czuli, chcieli. Nie mają pojęcia, jakie są wyzwania singielstwa. Rzeczywiście czasem trudno jest w pojedynkę, drogo. Kiedy pęknie rura w łazience, jestem z tym sama. Sprzątam sama. Za naprawę awarii płacę sama. Dlatego też cenię bliskich mi ludzi, przyjaciół i rodzinę, na których zwykle mogę liczyć, którzy zapewniają mi ciepło i bezpieczeństwo. I kiedy czuję się gorsza, bo jestem sama, to przypominam sobie, że przecież radzę sobie ze wszystkim, że to powód do dumy i nie jest to wygodnictwo, tylko świadomy wybór.
Ogólnie nie jestem przeciwniczką związków. Mam na swoim koncie kilka, odnosiłam sukcesy i porażki w relacjach, ale się do nich nie zraziłam. Póki co w moim życiu nie mam za bardzo przestrzeni, by się z kimś związać. Przede wszystkim nie spotkałam jednak osoby, z którą naprawdę chciałabym być, pójść dla niej na kompromisy. Może jestem wybredna, a może dobrze znam siebie i wiem, czego chcę. Jeśli będzie mi na kimś zależało, moje serce rzeczywiście zabije mocniej, to wiem, że porzucę singielstwo. Tymczasem jestem jedyną singielką wśród przyjaciół i staram się sobie z tym radzić.
Jak sobie radzić, będąc ostatnią singielką wśród znajomych w związkach
Kiedy moja przyjaciółka się zaręczyła, bardzo się cieszyłam i dopingowałam ją, tak jak innych bliskich tworzących relacje. Uświadomiłam sobie jednak, że wśród przyjaciół i najbliższych znajomych zostałam ostatnią singielką. Poczułam presję, by znaleźć sobie kogoś do pary. Nie wyobrażałam sobie, że nagle będziemy na innych etapach życia. Że może moje jest niepełne, nie rozwija się. Gdy inni łączyli się w pary, z Anią byłyśmy ostoją singielstwa. Teraz zostałam sama, bez sojuszniczki, choć w pracy, czy generalnie w moim otoczeniu, sporo było i jest osób żyjących w pojedynkę. Zaczęłam z niektórymi z nich zacieśniać więzy. Zaczęłam też szukać nowych ścieżek rozwoju, jak i po prostu wypisałam sobie na kartce, ile przez ostatnie lata zrobiłam, co osiągnęłam. To świetnie poprawia poczucie własnej wartości. Wypisałam sobie też swoje cele życiowe i priorytety. Przemyślałam sobie, co lubię w swoim życiu, a co mi przeszkadza oraz jak mogę to zmienić. W całym tym rachunku sumienia związek się pojawił, ale nie na pierwszym miejscu i pod warunkiem, który już wymieniłam – z odpowiednią osobą. I wiem, że jeśli ją znajdę, to będę jak Ania tęskniła za życiem w pojedynkę. Ale nie można mieć wszystkiego. Coś trzeba wybrać. Dlatego póki co żyję pełnią życia, robię, na co mam ochotę, i czekam spokojnie na to, co przyniesie los. Oczywiście czasem marząc o tym, by w długie jesienne i zimowe wieczory leżeć przytulona pod kocem do kogoś, kto tak jak ja na tę wspólną chwilę czekał od samego rana.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.