Rocznie produkuje się sto miliardów sztuk ubrań, z czego 92 miliony ton jeszcze w tym samym roku trafia na śmietnik. Recyklingowi podlega zaledwie 12 proc. wyrzucanych rzeczy. Zarówno produkcja, jak i konsumpcja tego, co nosimy, są znacznie wyższe niż nasze realne zapotrzebowanie. O tym, jak zadbać o nowe przyzwyczajenia, by wspierać zrównoważony rozwój, rozmawiamy z Rachel Arthur, zajmującą się wprowadzaniem zmian systemowych w branży mody. Podsumowujemy tym samym ważne tematy Konferencji Business Fashion Environment Summit, organizowanej przez „Vogue Polska” we współpracy z Boston Consulting Group.
Kolorowe tablice wyświetlane jako instagramowe relacje do złudzenia przypominają te, które co roku na początku grudnia otrzymujemy od Spotify w ramach podsumowania „Wrapped”. Jednak zamiast zbioru ulubionych piosenek czy najchętniej słuchanych podcastów mamy najciekawsze fragmenty rocznego raportu firmy odzieżowej Ganni. W 2021 roku duńska marka postanowiła opowiedzieć o swoich sukcesach, ale też o porażkach, na polu zrównoważonej mody w sposób przejrzysty, wyrazisty i lekki jednocześnie. Za pośrednictwem Instagrama przekazała swoim obserwatorom wszystko, co najważniejsze, chwaląc się i kajając. „Staramy się, ale wiemy, że możemy zrobić więcej i lepiej” – tak w skrócie brzmiał końcowy przekaz barwnej prezentacji. Sprytny chwyt sprzedażowy czy narracja, którą warto docenić?
Większość ubrań zwracanych sprzedawcom przez konsumentów trafia na wysypiska śmieci
Dane są bezwzględne: według organizacji Earth Org rocznie produkuje się sto miliardów sztuk ubrań, z czego aż 92 miliony ton jeszcze w tym samym roku trafia na śmietnik. Według obliczeń podanych na stronie, by uruchomić naszą wyobraźnię, jest to ilość odpowiadająca śmieciarce pełnej tekstyliów co sekundę zrzucającej je na wysypisko. Recykling? Temu podlega zaledwie 12 proc. wyrzucanych rzeczy. A wyrzucamy je po średnio siedmiu do dziesięciu założeniach. Odpowiedzialność za taki stan chętnie jest przerzucana jak piłeczka. Marki kierują ją w stronę konsumentów, a konsumenci w stronę marek. Zarówno produkcja, jak i konsumpcja są znacznie wyższe niż nasze zapotrzebowanie.
Czy jest się czemu dziwić? Przez długie lata narracja towarzysząca modzie polegała na wciąż zmieniających się trendach i nadchodzących po sobie sezonach. Nic nie mogło towarzyszyć nam dłużej niż kilka miesięcy, bo stawało się niemodne i niepożądane. Ten sam płaszcz zaliczany do dziesiątki must have'ów pół roku później trafiał na listę największych obciachów. Podobnie z kształtem obcasa, wielkością torebki czy fasonem jeansów. Kto by chciał pozostawać w tyle, skoro zewsząd docierały komunikaty, jakoby bycie modnym oznaczało same sukcesy i lepszą pozycję w grupie? Dziś prędkość tych zmian wydaje się absurdalna, liczba mikrotrendów na TikToku wciąż rośnie, a gdy nie zareagujemy odpowiednio szybko, zamiast „na czasie” okażemy się cheugy, czyli na szczycie obciachu. Ewentualnie wylądujemy w kategorii basic, czyli nudnej i przewidywalnej, od prawdziwej mody wciąż dalekiej. Nudną może się okazać minitorebka Jacquemusa, a obciachowym pasek z klamrą Gucci. Kto dyktuje te zasady? Choć powstają oddolnie, ustalane przez użytkowniczki i użytkowników TikToka, są błyskawicznie podchwytywane przez redaktorki i redaktorów mody. Internet pozwala na szybkie reagowanie, niezwiązane z dwumiesięcznym trybem wydawniczym magazynów papierowych, dlatego mikrotrendy od pewnego czasu opanowują strony internetowe poświęcone modzie na całym świecie. Choć dziś mało która redakcja decyduje się na rozpisywanie list hitów i kitów, pragnienie posiadania coraz to nowych modnych artefaktów wciąż ma się doskonale.
Czy moda może opowiadać o czymś innym niż zakupy? I czy może sprzeciwiać się realnym problemom, jak choćby fakt, że przemysł modowy odpowiada za 20 proc. zanieczyszczeń wody, a samo farbowanie i wykańczanie ubrań to 3 proc. emisji dwutlenku węgla? Impulsywna konsumpcja skutkuje jeszcze jednym problemem: masowymi zwrotami nietrafionych zakupów. Według danych Earth Org większość artykułów zwracanych sprzedawcom detalicznym przez konsumentów trafia na wysypiska śmieci. Dzieje się tak głównie dlatego, że ponowne wprowadzenie ich do obrotu kosztuje firmę więcej niż pozbycie się ich. To wygląda na błędne koło. Zapewnienia o bardziej zrównoważonej produkcji, nawet jeśli poparte faktami, zdają się nie mieć znaczenia, kiedy ubranie i tak ląduje na śmietniku.
Poprzednie pokolenia były bardziej kreatywne w tworzeniu nowych stylizacji
– Wszystko, co wiemy o modzie i jak się zachowujemy, jest efektem historii, które słyszymy – tak zaczęła swoje wystąpienie podczas Vogue Business Fashion Environment Summit w 2022 roku Rachel Arthur, strateżka i konsultantka zajmująca się wprowadzaniem zmian systemowych w branży mody. – Jaka jest dzisiejsza narracja? Wszystko jest dostępne. I stać nas na tanią modę – to może być kuszące – tłumaczyła, poruszając główny temat swojej działalności, czyli dążenie do zmiany narracji, co według niej jest kluczowe, byśmy mogli z mody korzystać w sposób świadomy i odpowiedzialny. Gdy spotykamy się online, by porozmawiać głębiej o tym problemie, razem staramy się określić moment, w którym narracja się popsuła. Bo przecież już kiedyś moda była w tym miejscu, w którym chcemy widzieć ją dziś.
– To zdecydowanie kwestia ostatnich trzydziestu, czterdziestu lat, gdy pojawiły się łatwo dostępne i tanie ubrania – mówi Rachel. – Wcześniej mieliśmy znacznie mniej, odzież była też znacznie droższa, nierzadko szyta na miarę. W rezultacie bardziej o nią dbaliśmy, naprawialiśmy, gdy zaszła potrzeba, więc korzystaliśmy z niej o wiele dłużej niż teraz. Wraz z uprzemysłowieniem świata zrezygnowaliśmy z tych wartości na rzecz ciągłej konsumpcji. W naszym pokoleniu to znacząca zmiana. W rozmowie wspominamy ubrania naszych mam czy babć, które do dziś doskonale pamiętamy, w przeciwieństwie do sukienki z sieciówki kupionej dziesięć lat temu. Skąd taka różnica w zapamiętywaniu? Ubranie nosiło się znacznie częściej, poprzednie pokolenia wykazywały się znacznie większą kreatywnością w tworzeniu nowych stylizacji i sposobów noszenia. Mamy w swojej świadomości, czasem gdzieś ukryte, obrazy tych ubrań na dawnych zdjęciach, w swoich wspomnieniach. Konkretny wzór czy fason potrafi kojarzyć się z kochaną osobą.
Co ciekawe, te stroje z przeszłości często wciąż są obecne w naszym życiu, bo ich jakość jest nieporównanie lepsza niż tych, które kupujemy teraz. Dlatego też ubrania z drugiej ręki godnie walczą o naszą uwagę. Choć to się zmienia na gorsze – według definicji vintage to rzecz przynajmniej dwudziestoletnia. A dwadzieścia lat temu mieliśmy rok 2003 i szczyt popularności szybkiej mody, jeszcze bez świadomości, czym ona tak naprawdę jest i z czym się wiąże. Czy zatem sukienkę z sieciówki z roku 2001 rzeczywiście możemy zaliczyć do tej kategorii vintage?
Wypożyczanie ubrań to dobry sposób na dążenie do zrównoważonej mody
Bez względu na to, po czyjej stronie ustanowimy odpowiedzialność za obecny stan rzeczy, ważne, by próbować dążyć do zmian wszelkimi sposobami. Zapytana o sposoby na zmianę, Rachel Arthur zauważa istotną rzecz: – Nie chcemy, by moda przestała istnieć. Kochamy ją i w tej miłości nie ma nic wstydliwego. Moda mówi uniwersalnym językiem i właśnie to czyni ją wyjątkową. Lecz sposób, w który dziś angażujemy się w modę, nie jest zrównoważony. Zaakceptowaliśmy pewne normy, które nie są dobre. Gdy je akceptowaliśmy, nie mieliśmy pojęcia o skali złego wpływu naszych decyzji na planetę i ludzi – tłumaczy. Od czego więc zacząć? – Spróbować konsumować modę bez kupowania wciąż nowych rzeczy. I porzucić myśl, że jeśli coś jest tanie, to nie musimy o to dbać, tylko możemy wyrzucić – mówi Rachel. Podsuwa pomysł, którym sama kilka lat temu podzieliła się na swoim Instagramie – „Shop your own wardrobe”, czyli traktuj własną szafę, jakby była sklepem, i od niej zaczynaj spełnianie marzeń o nowej rzeczy. Bardzo prawdopodobne, że coś podobnego już masz, tylko o tym nie pamiętasz. Nauczenie się swojej garderoby na pamięć jest jedną z prostszych i bardziej pozytywnych rzeczy, jakie możemy zrobić dla planety.
Dwie lub trzy garderoby w pamięci to możliwość wzajemnej wymiany ubraniami. Bo czy realizację każdej odzieżowej potrzeby należy zaczynać od zakupów? Wypożyczanie ubrań, ich wymiany to kolejny sposób na dążenie do zrównoważonej mody, który podaje Rachel. I po raz kolejny zauważa, że kiedyś to było codziennością. – Co robiłaś, kiedy brakowało ci sukienki na jakąś okazję? Najpierw udawałaś się do przyjaciółki, dopiero później do sklepu. Wypożyczanie ma jeszcze jedną zaletę: gdy nie jesteś pewna, czy w danym stylu będziesz dobrze się czuła, możesz bez zobowiązań coś przymierzyć i sprawdzić, jak się w tym czujesz. Jeśli uwzględnimy przelicznik cost per wear (cenę dzielimy przez liczbę noszeń danej rzeczy), wypożyczenie na przykład sukni wieczorowej opłaca się znacznie bardziej niż jej zakup. Tym samym przełamiemy kolejny stereotyp i przestaniemy się przejmować tym, że wybieramy to samo na wiele okazji. To zresztą myślenie dość przestarzałe, szczyt tego marketingowego skądinąd faux pas przypada na przełom wieków, gdy w magazynach lifestyle’owych można było znaleźć rubryki wypominające różne stylowe potknięcia, w tym największe z nich, czyli pojawienie się dwa razy w tym samym stroju.
– Nie obawiajmy się, że robimy za mało – zaznacza Rachel. – Ważne, żeby zacząć, od małych kroków. Nawet od tego, że czegoś nie kupimy, tylko wypożyczymy. Albo że naprawimy ubranie, zamiast się go pozbywać. Zadajmy sobie pytanie: czy rzecz, której potrzebuję, koniecznie musi być nowa? Czy chcę na nią przeznaczyć zasoby finansowe, czy czasowe? Nowe rzeczy pochłaniają nasze pieniądze. Rzeczy z drugiej ręki – nasz czas. Jeśli mamy więcej czasu, warto go poświęcić na poszukanie ubrania doskonałej jakości, w bardziej przystępnej cenie – zachęca. Zwraca też uwagę na impulsywne zakupy, które w dobie dostępności wszystkiego i o każdej porze dnia i nocy wydają się szczególnie kuszące. – Zatrzymaj się. Poczekaj. Zadaj sobie pytanie, czy naprawdę czegoś potrzebujesz. Czy będzie pasować do twojego stylu? Czy będziesz to nosić często? Czy możesz sama sobie zagwarantować, że założysz to więcej niż raz? Najważniejsze to wiedzieć, na co ma się realny wpływ, i korzystać z niego.
A co z tymi, którzy opowiadają kuszące historie o modzie? Rachel Arthur zwraca uwagę na odpowiedzialność, która spoczywa na dyrektorach kreatywnych, dziennikarzach, fotografach, stylistach czy influencerach. Istotne, by odpowiednio przekierować sposób opowiadania, bez uciekania w greenwashing. – Gdy widzę, jak ogromną moc mają marki, by nas do siebie przekonać, chciałabym, by z tą samą mocą skupiały się na zmianach prowadzących do odpowiedzialnej mody – mówiła podczas warszawskiego spotkania Vogue Business Fashion Environment Summit w rozmowie z Zuzanną Krzątałą. – Dzisiejsza narracja w modzie rzadko uwzględnia wyzysk czy niesprawiedliwość, skupiając się na oferowaniu nam produktów w błyskawicznym tempie. Zapominamy, czym to tempo jest okupione.
Oddziaływania branży i przemysłu mody na planetę w 2023 roku nie da się zignorować. Da się jednak zauważyć pewną zmianę w podawaniu istotnych faktów, jak w przypadku przywołanej na początku marki Ganni. Chodzi o to, by zachęcać do działania, zamiast paraliżować strachem. – Oczekujemy, że ludzie się zmienią, ale nie podpowiadamy im wizji, jak dzięki temu będzie wyglądać przyszłość – mówi Rachel Arthur.
A teraz przyszłość rysuje się ponuro, w konsekwencji naszych dzisiejszych nawyków. Czy wystarczy wykrzesać nieco więcej optymizmu, by zachęcić nas do jak najczęstszego stosowania dobrych praktyk?
Konferencja Business Fashion Environment Summit 2023, organizowana przez „Vogue Polska” we współpracy z Boston Consulting Group, odbędzie się 10 października 2023 roku w Warszawie. Bilety na wydarzenie dostępne są tutaj.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.