Pierwsze galerie handlowe, kilka łazienek w jednym mieszkaniu, biurowce z klimatyzacją i fast foody – architektura lat 90. mówi nam, o czym marzyli Polacy. „Jakby luksusowo” Aleksandry Stępień-Dąbrowskiej to przewodnik po prawie 100 warszawskich budynkach z tamtego czasu. A jednocześnie opowieść o aspiracjach, wyobrażeniach o życiu jak na Zachodzie i o pomyłkach.
Powoli oswajamy lata 90., bo były to nie tylko czasy prywatyzacji, likwidacji wielu dużych zakładów przemysłowych, terapii szokowej, w wyniku której bez pracy zostało mnóstwo ludzi, porachunków mafii, niewyjaśnionych do dzisiaj zabójstw, lecz także lata specyficznej popkultury. Wspominamy filmy takie jak „Psy”, seriale „W labiryncie” i „Tygrysy Europy”, modę na ortalionowe dresy i białe skarpetki. Przyglądamy się architekturze z przeskalowanymi budynkami, wszechobecnym kolorowym szkłem, na czele z wrocławskim Solpolem czy zburzonym już hotelem Czarny Kot w Warszawie.
„Jakby luksusowo” przybliża losy prawie 100 budynków z lat 90.
Najwięcej budowało się w stolicy. Tutaj powstawały galerie handlowe, apartamentowce, wieżowce czy McDonald’s na roku Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej. Czy możemy mówić o kanonie architektury lat 90.? – To głównie budynki, którą są świadectwem czasów transformacji – mówi Aleksandra Stępień-Dąbrowska, autorka „Jakby luksusowo”, przewodnika po architekturze Warszawy lat 90. – Bezdyskusyjnie do ikon tego czasu należą Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego na Powiślu i siedziba Sądu Najwyższego przy Placu Krasińskich, czyli realizacje Marka Budzyńskiego, a także siedziba Agory na Mokotowie i Centrum Giełdowe przy Książęcej albo hotel Sheraton na Placu Trzech Krzyży – dodaje historyczka architektury.
Jej książka „Jakby luksusowo” to przewodnik, który przybliża losy prawie 100 budynków z lat 90., a Narodowy Instytut Architektury i Urbanistyki, wydawca książki, zwraca uwagę, że dwuznaczność, która kryje się za tytułem – zapożyczonym z filmu „Galimatias, czyli kogel-mogel II” Romana Załuskiego – idealnie podsumowuje ówczesną architektoniczną rzeczywistość. „Jakby luksusowo” nie jest propozycją transformacyjnego kanonu, choć obiekty dobrano tak, aby pokazać przekrój ówczesnych tendencji w projektowaniu. Jest to raczej zbiór opowieści o tym, kim byliśmy jeszcze nie tak dawno temu i kim marzyliśmy, by się stać. Może to ostatni moment na ich wysłuchanie, zanim wiele budynków lat 90. bezpowrotnie zniknie z mapy miasta.
Pytanie, kim chcieliśmy być, jest kluczowe dla zrozumienia czasów transformacji. Reguły wolnego rynku, pozostawiając na boku dyskusję o ich neoliberalnym wymiarze, wzmocniły procesy związane z aspiracjami klasowymi. Polacy zaczęli marzyć o nowym życiu, skrojonym pod wzorce z Zachodu. Stąd białe skarpetki i zielone garnitury, które miały świadczyć o nowoczesności. Stąd Agnieszka Osiecka i Jacek Kuroń na otwarciu pierwszego McDonald's w Warszawie. Stąd komercyjny sukces musicalu „Metro”. Architektura tamtego okresu również odpowiadała na aspiracje.
Nowoczesne biurowce w latach 90. miały robić wrażenie rozwiązaniami takimi jak fontanny i drzewa w doniczkach w głównym holu
Chcieliśmy lepiej mieszkać – w nowych blokach pojawiły się domofony, baseny, klatki schodowe wyłożone marmurem i parkingi podziemne. Oddany do użytku w 1993 roku budynek mieszkalny przy Podchorążych na Mokotowie oferował nie tylko 170-metrowe apartamenty, lecz także dębowe parkiety i kilka łazienek w każdym mieszkaniu. W domu przy Cypryjskiej do mieszkań wchodziło się wprost z windy, łazienka mogła mieć balkon, a podgrzewane rynny chroniły przed tworzeniem się sopli. Ale z drugiej strony „inicjatywa prywatna” i rozluźnienie prawa budowlanego sprawiły, że Polacy mogli budować, co chcieli – na przykład zameczki z wieżami, takie jak na Targówku przy ulicy Kaśki Kariatydy.
Nowa klasa średnia miała pracować w nowoczesnych biurowcach z fontannami i drzewami w doniczkach w głównym holu. Przy placu Zawiszy wyrósł Reform Plaza, mocno przeskalowany niebieski wieżowiec. Pracowników międzynarodowych korporacji miało tam witać akwarium, sięgające kilku kondygnacji, a także złote wykończenia. Z kolei Roma Office Center przy Nowogrodzkiej wygląda niczym bombonierka: podpora balkonu przypomina kieliszek, kompozycję szklanych tafli spaja niby-tympanon wsparty na wąskich kolumnach. Na Bemowie z kolei stoi do dziś szklana piramida, czyli Centrum Leasingu i Finansów.
Turyści w szybko rozwijającym się mieście zatrzymywali się w Hotelu Sobieski przy placu Zawiszy. To jedna z ikon lat 90.: kolorowa fasada, kopuła wieńcząca narożnik – istny Disneyland w centrum stolicy. Na liście symboli ówczesnej architektury jest też oczywiście Czarny Kot z przybudówkami, nadbudowami, dodawanymi nielegalnie przez ponad 20 lat. Wolny czas mieliśmy spędzać w multipleksie na Ursynowie czy w Europlexie, zbudowanym w miejscu zburzonego Kina Moskwa, lub w szkaradnym Forcie Piontek na Modlińskiej, który łączy w sobie wiele niepasujących do siebie stylów architektonicznych.
Budynki zaprojektowane przez Marka Budzyńskiego przetrwały próbę czasu
Architektura czasów przełomu kojarzy się z kuriozum i czymś przejściowym. Przez ponad 40 lat PRL-u przyzwyczailiśmy się do wielkiej płyty i niefunkcjonalnych mieszkań oraz architektonicznych, modernistycznych perełek. A dopiero pod koniec pierwszej dekady XXI wieku zaczęliśmy dbać o jakość przestrzeni publicznej, w której raczej nie ma miejsca na kakofonię kolorów i stylów. Miasta stają się bardziej uporządkowane.
Nie oznacza to jednak, że w latach 90. powstawały wyłącznie budynki nazywane „brzydkimi”. Wymienione przez Stępień-Dąbrowską realizacje Marka Budzyńskiego przetrwały próbę czasu. Zarówno BUW, jak i Sąd Najwyższy są majestatycznymi, wkomponowanymi w krajobraz budynkami. Biurowce Curtis Plaza przy Wołoskiej i Rodan przy Puławskiej zaskakują subtelnością. A Centrum Giełdowe wygląda, jakby powstało rok temu. – Biurowiec Kaskada przy Jana Pawła, który jest niski jak na tak reprezentacyjną działkę, tuż obok Złotych Tarasów, został zaprojektowany z szacunkiem dla okolicznego gabarytu, a kaskadowa konstrukcja pozwala dotrzeć promieniom słonecznym do sąsiednich budynków – mówi autorka „Jakby luksusowo”.
– Zauważam podczas spacerów architektonicznych, które od czasu do czasu prowadzę, że warszawiacy są bardziej świadomi, pojawiają się skrajne oczywiście opinie dotyczące wyburzenia któregoś z budynków, które powstały w latach 90., ale coraz częściej zyskują przeciwwagę. Kiedyś lata 90. się przede wszystkim krytykowało, dziś to bardziej przypomina debatę – opowiada Stępień-Dąbrowska.
Upłynęło za mało czasu od lat 90., żeby obiektywnie ocenić ówczesną architekturę
Za 30 lat niektóre z tych budynków znajdą się w rejestrze zabytków. Trudno nam dziś wyobrazić sobie, że kolorowa elewacja hotelu Sobieski czy galeria handlowa Blue City z kopułą przypominającą tę z Hagia Sophia będą chronione prawem konserwatorskim. Podobnie było chociażby z Pałacem Kultury i innymi budynkami z PRL-u. Za mało upłynęło czasu, żeby obiektywnie ocenić dorobek architektoniczny powojennego okresu, a co dopiero lat transformacji ustrojowej po 1989 roku.
Ale Aleksandra Stępień-Dąbrowska uważa, że używanie pojęcia „zabytek” w kontekście architektury lat 90. jest nietrafione. – Budynki, o których opowiadam w książce, wymykają się chociażby witruwiańskiej teorii, oceniającej architekturę poprzez pryzmat użyteczności, trwałości i piękna. Nie należy bronić każdego budynku z tamtego okresu, tylko chronić pamięć o nich – uważa krytyczka i historyczka architektury. – Zamiast skupiać się na estetyce fasad – kontynuuje – trzeba na przyszłość wyciągnąć lekcje na temat funkcjonowania budynków w konkretnym kontekście społecznym i urbanistycznym.
A wy który budynek z lat 90. umieścilibyście na liście zabytków?
„Jakby luksusowo. Przewodnik po architekturze Warszawy lat 90.”, Aleksandra Stępień-Dąbrowska, Narodowy Instytut Architektury i Urbanistyki, Warszawa 2021
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.