Na nowych chustach Hermèsa polski artysta stworzył przewrotną wizję stolicy. Rysując Warszawę owładniętą kolorową dżunglą, katastrofę przemienił w bajkę.
Na pierwszy rzut oka grafika przedstawia fantazyjne miasto, pełne egzotycznych roślin i zwierząt. Po chwili z gmatwaniny linii wyłania się Warszawa: Pałac Kultury, antykizowana Rotunda, neon siatkarki przemienionej w piłkarza, rzeźby robotników z MDM-u, Smyk, kawałek mostu Poniatowskiego. Ale to nie jest pocztówka z rodzinnego miasta, tylko przewrotna wizja artysty.
Jan Bajtlik ma 30 lat i dyplom grafiki na warszawskiej ASP. Do tej pory nie miał styczności z branżą mody. Jako uczeń m.in. Józefa Wilkonia i prof. Lecha Majewskiego zajmował się przede wszystkim ilustracją, plakatem i malarstwem. Już na studiach zaprojektował znane z warszawskich ulic plakaty „Weź się do kupy”. Szybko wyrobił sobie też nazwisko jako autor książek dla najmłodszych, za które zbiera nagrody (np. za „Typogryzmola” na prestiżowych Bologna Children’s Book Fair). Publikował ilustracje m.in. w „The New York Timesie”, magazynie „Time” czy „Tygodniku Powszechnym”. W wolnych chwilach zajmował się malarstwem. Ostatni Kompas Młodej Sztuki, opiniotwórczy ranking stworzony przez ekspertów z prywatnych i państwowych galerii, przyznał Bajtlikowi wysoką ‒ szóstą ‒ lokatę, wskazując, że jest jednym z artystów, w których warto inwestować. Ale wszystko wskazuje na to, że współpraca z francuską marką otwiera nowy dynamiczny rozdział w jego twórczości. Na jednym ze spotkań w siedzibie Hermèsa Bajtlik usłyszał: „Luksus to wolność myślenia”. Zapamiętał te słowa, bo trafnie opisywały sposób ich współpracy. Na początku roku do sprzedaży trafiła pierwsza chusta Animapolis, którą zaprojektował dla tej francuskiej marki.
– Ja za Warszawą właśnie nie przepadam. Urodziłem się tu, ale mam ambiwalentny stosunek do tego miejsca – mówi Jan i dodaje: – Gdy pokazywałem Francuzom współczesne zdjęcia ulic i zestawiałem je ze zdjęciami z lat 80., na których nie ma reklam i Warszawa posiada jakąś formę, nie mogli uwierzyć, że dziś w centrum miasta widać gigantyczną tarantulę reklamującą film, obok oklejony kolorową folią budynek Cepelii i dmuchane zwierzęta z bajki dla dzieci. Zastanawiałem się, jak mogę zinterpretować ten wielki lunapark.
Pomysł pojawił się w śnie. – Kiedyś byłem tak zmęczony zaśmiecaniem przestrzeni w mieście, że naprawdę miałem wizję wychodzących z bilbordów i reklam stworów, które pustoszyły miasto – tłumaczy. Bajtlik rysując Warszawę owładniętą kolorową dżunglą, katastrofę przemienił w bajkę. Po Animapolis chodzą Godzilla, gepard i krokodyl, a wieżowce porastają dzikie trawy. Nad miastem unosi się para w krakowskim stroju, po ulicy maszerują Minotaur i pingwin Po – postaci z książek dla dzieci, które ilustrował Bajtlik. Wprawne oko wyłapie też pomarańczowy budynek siedziby Hermèsa oraz portrety współpracowników Jana, jego żonę i psa Kluskę.
– Unikałem motywów stricte ozdobnych, wolałem narysować opowieść – mówi Bajtlik. – Poza tym wiedziałem też, że chcę osadzić rysunek w mocnej kompozycji. Chustę często prezentuje się płasko, dlatego kompozycja jest jednym z pierwszych i ważniejszych czynników działających na odbiorcę. Bardzo ważny jest też kolor.
Architektura miasta tworzy geometrię rysunku, wyznaczając osie symetrii, czyli najczęstsze linie składania chusty. Wszystko pomiędzy – czyli postaci i rośliny – eksploduje, wypełniając przestrzeń barwą i fabułą. Po złożeniu, zwinięciu czy zawiązaniu chusty ten obraz i narracja znikają. Zostaje mocna kompozycja kolorystyczna i detale rysunku. – Ważne są też narożniki, gdyż chusta po zawinięciu wokół szyi często urywa obraz. Wystające narożniki są małymi, ale bardzo widocznymi fragmentami – mówi Bajtlik, który w strategicznych punktach umieścił Łuk Triumfalny albo profil rzeźby.
Projekt powstawał powoli z wykorzystaniem tradycyjnych technik. Bajtlik stworzył najpierw szczegółowy rysunek na papierze w oryginalnych rozmiarach 90 na 90 cm. Już samo użycie tradycyjnej techniki rysunku wykończonego farbą okazało się ciekawym doświadczeniem. – W świecie projektowym dużo się rysuje, ale rysunek odręczny przy użyciu tradycyjnych środków, jak np. ołówek, kredki, farby itd., często ogranicza się tylko do szkiców lub tworzenia poszczególnych elementów, które następnie są edytowane komputerowo. Docelowo przybierają zupełnie inną formę. Inaczej może być w obszarze ilustracji, choć tu łączenie tradycyjnego warsztatu z dużym udziałem komputera jest codziennością. Właściwie nie zdarzają się projekty, w których od początku do końca coś malujemy czy rysujemy. A w tym przypadku to klucz i podstawa – podkreśla.
Chusta dla Hermèsa ma szczególne znaczenie. Jest flagowym produktem marki, utrzymującym się na liście bestsellerów, a jednocześnie ważnym projektem dla rozumienia kolekcji. Bo chociaż stanowi osobisty dodatek, przewija się jak echo w innych projektach marki – motywach graficznych na biżuterii, detalach ubrań, w wystroju butików. Dla Jana stała się też dowodem uznania, zaproszeniem otwierającym drzwi do zamówień z innych działów firmy: tapet, wyposażenia wnętrz, dodatków do domu. – Wszystko projektuję z dwuletnim wyprzedzeniem, a kolejne projekty wiążą mnie z marką na lata. Bardzo się cieszę ze współpracy z Hermèsem – mówi Bajtlik, przywołując ideały ruchu Arts and Crafts, XIX-wiecznej idei łączenia rzemiosła ze sztuką. Po czym przyznaje, że to dla niego pole do eksperymentów. – Mierzę się z nowymi tematami, estetyką i poszerzającymi zainteresowaniami. Chcę, by bardzo się od siebie różniły, miały odrębną historię, bo w tym tkwi moc. Do tej pory byłem przekonany, że sztukę trzeba robić w galeriach, a inne projekty tylko w ramach zlecenia. Teraz odkryłem, że może być inaczej – podsumowuje.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.
Wczytaj więcej