Polska jest krajem, w którym jedną ręką można rozdawać kobietom tulipany, a drugą gestykulować teatralnie, podkreślając potrzebę całkowitego zakazu aborcji. Nie może bowiem być tak, by kobieta sama o swoim ciele decydowała. To jest zbyt ważna sprawa, od takich są mężczyźni. Tymczasem Szkocja, jako pierwsza na świecie, proceduje właśnie nad ustawą dającą kobietom nieodpłatny, finansowany z budżetu państwa, dostęp do środków higienicznych potrzebnych w trakcie okresu. Można? Można.
Kiedy byłem dzieckiem w latach 80. ubiegłego wielu, uwielbiałem Dzień Kobiet. Ósmy dzień marca wydawał mi się jednym z najwspanialszych w kalendarzu. Jego przebieg planowałem oczywiście ze znacznym wyprzedzeniem. Trzeba było przecież dokładnie ustalić, komu i jakie kwiaty się daje, a lista nie była krótka: mama, siostra, nauczycielki, koleżanki. Naprawdę sporo kwiatów i sporo wydatków, szczególnie dla kogoś, kto nie zarabia własnych złociszy. Uwielbiałem Dzień Kobiet, bo mogłem sprawiać przyjemność mojej ulubionej części ludzkości – kobietom. To z nimi spędzałem cały wolny czas, gejątkiem jeszcze będąc. Miałem same koleżanki i żadnego kolegi, serio. Potem, w już liceum, sprawa była jeszcze bardziej oczywista, jeśli się weźmie pod uwagę, że przypadła mi rola jedynego chłopaka w klasie (wiadomo, profil humanistyczny z łaciną i francuskim). Ósmego marca wędrowałem więc do szkoły objuczony jak wół. Objuczony kwiatami, ma się rozumieć. Czułem się jak przeciążona krakowska kwiaciarka. Uśmiechnięta, ale ledwo żywa.
Wkrótce jednak świat poznając i czytając coraz więcej lewackiej literatury zdegenerowanej, zdałem sobie sprawę, że coś z Dniem Kobiet jest nie tak. Że ci panowie, tacy szarmanccy, tacy uśmiechnięci, tacy cmok-w-rąsię dżentelmeni, tacy w liczne tulipany zaopatrzeni, traktują „nasze miłe panie” niczym niezbyt rozgarnięte istotki. Takie infantylne stworzenia czekające tylko na kawkę, bombonierkę i kwiat cięty, który niebawem trafi dumnie do największego w domu wazonu. To jest przecież ich dzień, niech poczują się jak królowe – tego jednego z trzystu sześćdziesięciu pięciu dni w roku. Niech uśmiechami swymi nasz kraj piękny opromieniają, niech rzęsami trzepoczą przed kolegami z klasy, współpracownikami, a szczególnie szefami. No, bukiet od pana dyrektora to jak milion na loterii. Oczka w pończosze same pękają. I to jak, a nie ma już praktycznie punktów repasacji. Ale co tam, w końcu Dzień Kobiet nie jest codziennie. A powinien, jednak w innym wydaniu.
Kiedy oglądałem w internetach panów kandydatów do fotela prezydenckiego (pani kandydatka poszła naturalnie inną drogą), za głowę się łapałem. Nieustannie nie mogę uwierzyć, że polscy politycy uważają w 2020 roku, że Dzień Kobiet powinien wyglądać tak jak ten, który ja organizowałem w podstawówce ponad trzydzieści lat temu. Jakby świat się zatrzymał, jakby czas stanął. Polska, okazuje się, jest patriarchalną skamieliną. Miejscem, w którym kobiecie wystarczy niewielki zakup w osiedlowej kawiarni (tak przynajmniej uważają panowie), by docenić jej nieopisaną wartość. Polska jest krajem, w którym jedną ręką można rozdawać kobietom tulipany, a drugą – jak pewien kandydat – gestykulować teatralnie, podkreślając potrzebę całkowitego zakazu aborcji. Nie może bowiem być tak, by kobieta sama o swoim ciele decydowała. To jest zbyt ważna sprawa, od takich są mężczyźni. Kobiety mogą przecież decydować, w co w Dzień Kobiet się ubrać.
Są jednakowoż miejsca na ziemi, gdzie rozmaite postulaty i potrzeby kobiet bierze się na poważnie, gdzie mają pełnię praw reprodukcyjnych, gdzie poważnie traktuje się doniesienia o gwałtach, gdzie walczy się prawnie z nierówną płacą, gdzie buduje się nieodpłatne żłobki i przedszkola. Pojawił się także, nie tak daleko od nas kraj, który jako pierwszy na świecie proceduje właśnie nad ustawą dającą kobietom nieodpłatny, finansowany z budżetu państwa dostęp do środków higienicznych potrzebnych w trakcie okresu (czy wyobrażają sobie państwo debatę nad podobną ustawą w Sejmie?). Mowa tu o Szkocji, w której parlamencie ów projekt ustawy przeszedł już pierwsze czytanie i stanie się niebawem obowiązującym prawem, gdyż ma poparcie wszystkich partii. Po jego wejściu w życie żadna Szkotka nie wyda już ani pół pensa na tampony i podpaski, bo za wszystko, sumą 24 milionów funtów rocznie, zapłaci rząd. Rząd, który – co nie jest bez znaczenia – składa się w większości z kobiet i na którego czele stoi, znana także w Polsce, Nicola Sturgeon. To właśnie ona doprowadziła do tego, że dwa lata temu darmowe tampony i podpaski pojawiły się we wszystkich szkockich szkołach, co jest dzisiaj w zachodnich krajach trendem.
W Polsce tymczasem nie wyszliśmy nadal z okresu infantylnego kwiatuszkowania, który zakłócany jest na szczęście od lat przez organizowane w wielu polskich miastach manify domagające się wielu zmian w kwestii praw kobiet, a jest w matczyźnie naszej w tej materii naprawdę sporo do roboty. I będzie jeszcze więcej, biorąc pod uwagę to, że świat idzie do przodu, a my na Jasną Górę. Większość społeczeństwa nie chce tam jednak wędrować, a kobiety w szczególności. Pokazują to nieustannie od lat wielu i mamy nieraz, dzięki ich wysiłkowi i właściwym regulacjom prawnym, niemałe sukcesy. Według tak zwanego Glass-ceiling Index, Indeksu Szklanego Sufitu, badającego warunki dla pracujących kobiet w krajach OECD, Polska znalazła się w pierwszej dziesiątce państw prymusów. Pokazuje to, gdzie moglibyśmy być, gdyby zajęto się właściwie postulatami kobiet w innych sferach. I nie ma wśród nich postulatu oklapłego kwiatka w jeden dzień w roku.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.