Jesse Eisenberg nakręcił „Prawdziwy ból” o kuzynach, którzy w Polsce poszukują swoich korzeni. W filmie zagrał jednego z głównych bohaterów. Jak neurotyczny nowojorski aktor, znany wcześniej z „Social Network”, i zdolny reżyser podbił Hollywood?
Wyjątkowym aktorem czyni Jessego Eisenberga jego… przeciętność. Sprawia wrażenie wycofanego, trochę nieśmiałego, ale autentycznego. Nowojorczyka trudno uznać za amanta, modelowo wpisuje się za to w wizerunek kujonów, outsiderów i inteligentnych neurotyków. Niektórzy złośliwie zarzucają mu, że całe życie wciela się w jedną postać, a przed kamerą jest po prostu sobą.
Faktycznie, czasem trudno oddzielić Eisenberga-aktora od Eisenberga-człowieka. Choć prawda leży pewnie pośrodku: to aktor, który potrafi doskonale uchwycić złożoność współczesnych osobowości, rozpiętych między potrzebą permanentnej autoanalizy a poczuciem nieprzystawalności. Jego gra pozostaje celowo nieefektowna, zyskująca szczególnie w przypadku niejednoznacznych bohaterów, co najlepiej udało mu się osiągnąć w nominowanej do Oscara kreacji Marka Zuckerberga w „The Social Network” (2010). Choć Eisenberg w Hollywood wciąż wydaje się świeżakiem, to gra od ponad 20 lat. A teraz rozpoczyna karierę także jako reżyser.
Jesse Eisenberg wychował się w rodzinie o artystycznych ambicjach
Wiosną świat obiegła wiadomość, że Jesse Eisenberg złożył wniosek o obywatelstwo polskie. Deklarował, że gest ten ma pomóc w stworzeniu „lepszych relacji między Żydami a Polakami”. Wchodzący właśnie na ekrany kin komediodramat „Prawdziwy ból”, który napisał, wyreżyserował i w którym zagrał jedną z głównych ról, opowiada o dwóch kuzynach odwiedzających Polskę, którzy chcą poznać przeszłość swoich przodków. Fabuła koresponduje z dziedzictwem samego Eisenberga, którego krewni do II wojny światowej zamieszkiwali okolice Krasnegostawu. Rodzina jego żony pochodzi z Łodzi.
Aktor urodził się w 1983 roku w Nowym Jorku, w świeckiej żydowskiej rodzinie. Jego ojciec jest profesorem socjologii, a matka nauczycielką tańca, która po godzinach pracowała jako reżyserka w szkole średniej i klaun na przyjęciach dla dzieci. Dom Eisenbergów od zawsze wypełniony był artystycznym duchem: młodsza siostra Hallie zasłynęła w reklamach jako „dziewczynka Pepsi”, a starsza siostra Kerri już jako kilkulatka grała w teatrze na Broadwayu. Jesse zapragnął ją naśladować i choć przyznaje, że w tamtym czasie nie przejawiał szczególnego talentu scenicznego, udało mu się dostać epizodyczne role w adaptacji „Opowieści wigilijnej” czy „Summer and Smoke” Tennesseego Williamsa.
Nie najlepiej odnajdywał się w tradycyjnym sposobie edukacji. W jednym z wywiadów przyznał, że przez jakiś czas odmawiał chodzenia do szkoły podstawowej. Zdarzało mu się „codziennie płakać” na lekcjach. Pomogła zmiana szkoły na taką, która specjalizowała się w zajęciach artystycznych, z naciskiem na sztuki performatywne. W ostatniej klasie liceum został obsadzony w sitcomie telewizyjnym „Luzik Guzik” (1999–2000) oraz niezależnym filmie „Lawirant” (2002), w którym wcielił się w rolę nieśmiałego szesnastolatka. I choć pracy na planie nie udało mu się pogodzić z nauką w tradycyjnej szkole teatralnej, studiował antropologię na New School w Nowym Jorku. Od młodzieńczych lat był wciągnięty w wir artystycznych projektów, statycznej, biurowej pracy doświadczając tylko przez chwilę, gdy jako dwudziestolatek zdobywał doświadczenie jako stażysta.
Rozpoznawalność przyszła w 2005 roku, kiedy Eisenberg miał niewiele ponad 20 lat. Wystąpił wówczas w filmie „Przeklęta” cenionego twórcy horrorów Wesa Cravena. Przede wszystkim jednak zwrócił na siebie uwagę rolą nastoletniego Walta w komediodramacie Noah Baumbacha „Walka żywiołów”. Prawdziwym przełomem okazał się kasowy hit „Zombieland” (2009), w którym obok Woody’ego Harrelsona, Emmy Stone i Abigail Breslin wcielił się w grupę ocalałych po apokalipsie zombie. Sukces przypieczętował nieoczywistą, wielowymiarową sylwetką twórcy Facebooka, która przyniosła mu liczne nagrody i międzynarodowe uznanie, otwierając drzwi do realizacji wielu (także własnych) projektów.
Jesse Eisenberg występował w niezależnych filmach, superprodukcjach i hitach dla nastolatków
Wbrew opiniom złośliwych Eisenbergowi nie można odmówić wszechstronności: ma na koncie zarówno blockbustery, hity dla nastolatków, jak i niszowe, ambitne produkcje. Jedną z nich jest thriller psychologiczny Richarda Ayoade’a „Sobowtór” (2013) oparty na powieści Dostojewskiego. Podjął się w nim niecodziennego wyzwania, wcielając się w podwójną rolę zupełnie różnych od siebie pracowników biurowych, Simona i jego sobowtóra Jamesa. Rola ta wymagała wydobycia skrajnych umiejętności aktorskich: od nieśmiałości po brutalność, stanowczość i dominację. Światową sławę ugruntował występem w hicie „Iluzja” (2013), w której stworzył postać samolubnego magika działającego w tajnej grupie planującej napady na banki. Hitem miała okazać się także jego reinterpretacja sylwetki złoczyńcy w superbohaterskim filmie „Batman v Superman: Świt sprawiedliwości” (2016). Lex Luthor w jego wydaniu to rozchwiany, pozbawiony wartości geniusz. Rola ta została jednak przyjęta negatywnie, a Eisenberg dostał za nią Złotą Malinę.
W ostatnich latach jedną z najciekawszych postaci stworzył w serialu „Rozterki Fleischmana” (2022), opartym na bestsellerowej powieści Taffy Brodesser-Akner. To słodko-gorzka, głęboko refleksyjna opowieść o kryzysie wieku średniego, relacjach i poszukiwaniu sensu, w której wystąpił jako neurotyczny lekarz po czterdziestce. Rola rozwodnika i ojca dwójki dzieci wymagała od niego niespotykanej wcześniej dojrzałości i ciągłego eksplorowania trudnych emocji, towarzyszących rodzicielstwu i rozpadającemu się związkowi. Choć dla wielu Eisenberg latami pozostawał nieporadnym i niepewnym siebie nastolatkiem z „Adventureland” (2009), kreacją doktora Toby’ego Fleischmana udowodnił, że etap chłopięcego rozedrgania ma już dawno za sobą.
Jesse Eisenberg mierzy się ze zdrowiem psychicznym. Sztukę traktuję jak jedną z form terapii
Od dziecka towarzyszyło mu uczucie niepokoju. W młodym wieku zdiagnozowano u niego zaburzenia obsesyjno-kompulsywne, lęk społeczny i depresję. Podobno rodzice zapisali go na zajęcia aktorskie, aby pomóc mu w walce z chorobą. – Muszę być zajęty, w przeciwnym razie trochę wariuję – przyznał na łamach „Guardiana”. Do dziś aktorstwo (podobnie jak gra na perkusji, od lat pozostająca jego pasją) działa jako rodzaj terapii pomagającej w oswajaniu codzienności. W leczeniu lęków istotne okazało się także rodzicielstwo. Z Anną Straut, wieloletnią dziewczyną, którą poślubił w 2017 roku, ma siedmioletniego syna Bannera. – Spędziłem pierwsze 30 lat życia, martwiąc się o rzeczy, które były niewidoczne. Teraz mogę martwić się o coś, co jest widoczne, a nie ma nic bardziej zdrowego psychicznie niż martwienie się o coś, co faktycznie istnieje na świecie, zamiast martwienia się o coś, co w ogóle nie istnieje – przyznał na łamach prasy. Lęki udało mu się przekuć w atuty w grze aktorskiej. Wypracował zestaw (inspirowanych postaciami granymi przez Dustina Hoffmana) gestów i tików, jak drganie ustami czy stukanie opuszkami palców, którymi podkreśla nerwowość swoich bohaterów.
Kino, neurozy i Nowy Jork w naturalny sposób połączyły go z Woodym Allenem, reżyserem, z którym współpracował przy filmach „Zakochani w Rzymie” (2012) oraz „Café Society” (2017). Przyznaje, że twórczość Allena, odkryta przez niego w wieku 16 lat, zadziałała na niego szczególnie inspirująco. Eisenberg przypomina Allena także pod względem sposobu bycia – podobno jego sposób wyrażania siebie także przybiera formę zabawnego i ironicznego, a momentami przerażającego strumienia świadomości.
Z powodu szczególnej więzi z twórcą „Manhattanu” i „Annie Hall” doniesienia na temat czynów Woody’ego Allena wyjątkowo go zabolały – tym bardziej że Eisenberg otwarcie angażuje się w szerzenie świadomości na temat napaści na tle seksualnym. W trakcie pandemii był wolontariuszem w schronisku dla ofiar przemocy domowej w stanie Indiana, prowadzonym przez jego (zmarłą już) teściową. Udało mu się wówczas zebrać 500 tys. dolarów, co pomogło w spłacie kredytu hipotecznego placówki. Wspiera działalność także innych prospołecznych i charytatywnych organizacji, między innymi Middle East Children’s Alliance, działającą na rzecz praw dzieci na Bliskim Wschodzie.
Jesse Eisenberg zadebiutował jako reżyser w 2022 roku, pisze też sztuki teatralne i książki
„Prawdziwy ból” to nie pierwsze dzieło, w którym odniósł się do historii swojej rodziny. W sztuce „The Revisionist”, wystawionej na Off-Broadwayu już w 2013 roku, opowiadał o relacji z polską kuzynką, która ocalała z Holokaustu. Eisenberg bywa pisarzem i dramaturgiem: w wieku 18 lat sprzedał swój scenariusz hollywoodzkiemu studiu (choć, jak przyznaje, była to „płytka, ale dobrze zrobiona komedia komercyjna”, która nigdy nie powstała). Ma też na koncie książkę z krótkimi, satyrycznymi utworami na temat absurdów życia, „Bream Gives Me Hiccups: And Other Stories”, oraz humorystyczne opowiadania dla „New Yorkera” i McSweeney’s. „Prawdziwy ból” to jego drugie podejście do reżyserii filmowej – wcześniej zadebiutował czarną komedią „When You Finish Saving the World” (2022) z Julianne Moore w roli głównej, która miała swoją premierę na festiwalu w Sundance. Można zatem przewidywać, że dzięki wszechstronności artystycznej jego pozycja w świecie kina będzie umacniana nie tylko za pośrednictwem nieoczywistych psychologicznie ról, lecz także poprzez autorskie scenariusze i projekty. Na pewno nie osiądzie na laurach.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.